Ten Film budzi tyle skrajnych emocji. Jeżeli ktoś nie czytał Austen i nie kojarzy epoki i
klimatu na pewno uzna film za niczego sobie. Niestety nawet jeżeli ma być tylko luźną
adaptacją roi się w nim od błędów, który czynią z niego współczesny film w źle
dobranych kostiumach. Pierwsza sprawa: Bennetowie nie są przedstawieni jak
ziemiaństwo ale jak zubożali farmerzy na usługach - co logicznie wyklucza ich z
kontaktu z wyższą klasą - Darcy.
Lizzy pomijając grę Kiery zachowuje się jak bezczelna dziewczyna z wioski, krzycząca,
nie potrafiąca się zachować, napuszona.
Kostiumy są tak pomieszane i niedobrane że wydają że pochodzą z dwóch różnych epok
- gdyby nie wyższe sfery, można by śmiało uznać że to lata 70 XVIII wieku a nie regencja
angielska.
Kto wpuścił Bencley`a do sypialny Jane? Jak to w ogóle możliwe w dodatku ze jest
dziecinnym figurantem a nie postacią?
Kiedy lady de Bourgh rozmówiła się z Darcym o Lyzzy, w środku nocy?
Dlaczego Darcy chciał obudzić Bennetów o 5 nad ranem wizytą w bieliźnie ;D ?
O co chodzi z tą ucieczką przed Darcym w Pembley? Ona się nie urodziała w latach 90
XX wieku ale w systemie zhierarchizowanej szlachty angielskiej.
Dlaczego Lizzy do prawie każdego kostiumu nosi męskie obuwie lub co gorsza zupełny
jego brak?
Dodatkowo język współczesny nie XiX wieczny, potańcówki wiejskie zamiast spotkań
ziemiaństwa, samotne spacery Lizzy w odludnych miejscach z Wickamem, itd.
Ogólnie film słabiutki i tylko go ratuje muzyka i scenografia. 5 /10
Elizabeth uciekała w Pemberley, bo w sumie odwiedziła pana Darcy'ego we własnym domu bez zaproszenia, po tym jak odrzuciła jego oświadczyny. Tutaj bym się nie czepiała, bo i z książki wynika, że była bardzo zażenowana tym nieoczekiwanym spotkaniem.
Że uciekła o to mniejsza. Ale jak to się stało, że wuj i ciotka pojechali sobie do Lambton zgubiwszy ją w czasie zwiedzania Pemberley? I ona sama pieszo wróciła do Lambton? To taki rodzaj absurdu, że aż trudno sobie wyobrazić. Nawet w dzisiejszych czasach.
W powieści cale zwiedzanie Pemberley jest idealnie zorganizowane i rozegrane w czasie. Wprawdzie ochmistrzyni i służba z pewnością mają mnóstwo zajęć szykując dom na powrót pana, panienki i ich "dużego grona przyjaciół", ale ochmistrzyni znajduje czas, by pooprowadzać zwiedzających po pokojach dopuszczonych do zwiedzania (pokój zmarłego pana Darcy'ego, hall, schody, pokój muzyczny, salon, galeria obrazów wraz z galerią portretów), a gdy tylko trafiaja z powrotem do hallu wejściowego, już tam czeka na nich ogrodnik, by ich oprowadzic po ogrodzie. Naprawdę jestem pod wrażeniem mistrzowskiej organizacji i zarządzania w wykonaniu pani Reynolds. Pomysł filmowców, by Elizabeth miała zgubiona i nieodprowadzana pójść sobie do Lambton jest absurdalny i obrazoburczy. I źle by świadczył zarówno o Elizabeth, jak i o jej wujostwie oraz o pani Reynolds i o panu Darcym
Mylisz sie po calosci. Nie czytalam ksiazki. Za to znam epoke. I absolutnie takie wymieszanie mody, kostiumow jeszcze z poprzedniej epoki, czy tez przelomu wiekow zawsze bylo normalne. To nie czasy wspolczesne. I to zostalo bardzo dobrze pokazane. Czy zostali przedstawieni jak ziemianstwo. A co Ty mozesz wiedziec na ten temat? Byles tam w XiX wieku. Widac, ze pochodzili z ziemianstwa, a nie z farmerow, swiadczyl o tym podupadly palacyk, a to, ze wokolo prowadzili hodowle itp swiadczyl o tym, ze musieli sobie radzic. Nikt tak, jak Anglicy, nie rozumie ich wlasnej kultury, ktora nie zostala zniszczona przez wojny swiatowe, nie bylo migracji. Wiekszosc zostala, jak dawniej. To jest kontynuacja. U nas wrecz przeciwnie. Wszystko jest jedna wielka niewiadoma. Zostaly przerwane wiezi z poprzednimi epokami. U nich wszyscy niemal zyja w skansenach, przekazywanych z pokolonia na pokolenia. Normalne jest, ze na rynku sa do kupienia nieruchomosci z xvi wieku, i wcale nie sa przez to drozsze.
Główny problem tej rodziny polegał na tym, że majątek dziedziczył obcy człowiek, a nie że byli tacy ubodzy. Mi się nie podobała ta rudera przedstawiająca ich dom, ze świnią spacerującą w środku, bo to nie oddawało treści książki.
Haha chciałbyś taką "ruderę" xD dzisiaj to żyjemy w ruderach, kwadraciakach bez polotu, a taka swinkę też byś chciał, nie musiałbyś sprzątać i resztek jedzenia wyrzucać a świnie to bardzo czyste zwierzęta swoją drogą
Powiem ci tak. Z książki wynikało, że byli dość majętni. Stać ich było na służbę, bywanie, przyjmowanie gości, wyjazdy do Londynu na sezon (nie jeździli, bo ich ojciec nie chciał) i nic nie robienie siedmiu dorosłych osób. Problemem tej rodziny nie była bieda, ale fakt, że majątek miał odziedziczyć obcy człowiek.
W związku z tym nieprawdopodobne, żeby mieszkali w domu, po którym spacerują świnie, przed domem błotko, drób i świnie czyli całe obejście upstrzone ptasimi i świńskimi odchodami, zryte świńskimi ryjkami i wydziobane. Celem życia pani domu było wydać córki dobrze za mąż i z książki wynikało, że robiła wszystko, żeby jak najlepiej wypaść przed innymi. Dlatego wygląd i otoczenie domu w tym filmie są absurdalne.
W książce jest taki fragment, że gdy Elżbieta przebywała u Charlotty, Maria (siostra Charlotty, której w tym filmie nie było) woła gwałtownie Elżbietę. Elżbieta przybiega i pyta co się stało. Maria odpowiada, że przyjechała córka Lady de Borough, a Elżbieta jej odpowiada, że myślała, że co najmniej świnie wbiegły do ogrodu. Charlotta była biedniejsza od Bennetów, bo jej mąż nie miał jak na razie żadnego majątku i był tylko niezamożnym pastorem, mieszkającym w użyczonym domku. A mimo to nawet u nich świnie nie spacerowały przy domu.
Nie zarzucam świni, że jest brudna tylko że spaceruje po domu.
Reasumując, powyższy komentarz napisałam z punktu widzenia Bennetów, a nie swojego. Mnie nie stać, żeby nie pracować, więc moje życie nie ma się nijak do życia ludzi z filmu.
Akurat w książce jasno było powiedziane, że Bennetowie nie byli majętni. Mieli mały i skromny majątek. Na pewno jednak nie byli biedakami i zgodzę się, że świnka hasająca po pokojach to przesada. Majątek nie mógł być dziedziczony w linii żeńskiej zatem po śmierci ojca córki i matka żyłyby na łasce rodziny. Ale nie pisz, że byli zamożni, bo nie byli. Jasno było pokazane, jak Pan Bennet głowił się nad rachunkami, bo nie starczało na wszystko.
Bennetowie żyli ponad stan, nie oszczędzali, przekraczali swoje dochody (w książce wspomina o tym pani Bennet, w rozdziale 40: Jeśli chodzi o dobre zarządzanie domem, to wiele od tego zależy. Tak, tak. Ci to będą uważali, by nie przekroczyć swoich dochodów. Ci to nigdy nie będą się martwili o pieniądze." (to o Collinsach, którzy w perspektywie przejmą Longbourn). Pozycja, wygląd i sposób życia Bennetówien zmylił Wickhama, który początkowo myślał, że warto się postarać o Elizabeth ("przeliczył się w ocenie jej majątku" - myśli o nim Elizabeth w 36. rozdziale). Wydatki na samą Lydię to było 90 funtów rocznie! W rozdziale 50 czytamy, że pan Bennet żałuje, że nie oszczędzał na posag dla swoich córek, co nie znaczy, że nie miał z czego zaoszczędzić. Miał z czego, po prostu jednak wydawał cały swój dochód, bo i jego żona nie była zbyt oszczędna. Pan Bennet miał dochód równy dochodowi pułkownika Brandona, który posiadając dochód dwa tysiące funtów jest zamożnym człowiekiem i świetną partią. Dlaczego zatem pan Bennet, posiadając dokładnie taki sam dochód dwa tysiące funtów miałby być niezamożnym? Panny miały nauczycieli sztuk, jeśli chciały się uczyć, zostały nauczone tańca, mogły się kształcić w Londynie ("Moja matka nie miałaby żądnych obiekcji, ale mój ojciec nie znosi Londynu" - mówi Elizabeth w rozmowie z lady Catherine de Bourgh). Lady Catherine uważa, że dochód pana Benneta jest odpowiedni, by zapewnić dobre wykształcenie, dobry posag i dobrą pozycję jego córkom. Uważa Elizabeth za "very genteel ... kind of girl" ("dystyngowaną" dziewczynę, co oznaczało w owym czasie dobrze ułożoną pannę z wyższych sfer, a nie sztywną czy wyniosłą osobę, jak by to można było rozumieć dzisiaj). Jest zatem przekonana, że panny mają dobre widoki na zamęście, nie może się nadziwić, że są one nie wykształcone, że nie miały guwernantki, że nie kształciły się u nauczycieli sztuk w Londynie, że nie grają na pianinie i nie rysują. W końcu mówi wyraźnie: "Panny Webbs grają wszystkie, choć ich ojciec nie ma tak świetnego dochodu, jak wasz" ("The Miss Webbs all play, and their father has not so good an income as your's"). Kocz, którym jeżdżą Bennetowie, jest eleganckim, luksusowym powozem. Wprawdzie w przypadku licznej rodziny to konieczność, ale jednak wyraźnie stać ich na taki drogi pojazd i na stangreta (stangret był wyraźnie wspomniany w 39 rozdziale). Pan Bennet ma lokaja, pani Bennet ma kucharki, pani Bennet ma ochmistrzynię oraz inne służące oraz iluś służących podających do stołu (są przywołani w tekście w rozdziale 47 oraz w rozdziale 50). Musiała być jakaś pokojówka, która pomagała się ubierać Kitty w rozdziale 55, jakaś inna (ale może sama pani Hill), która w tym samym czasie czesała panią Bennet oraz Sarah, która w tym samym czasie czesała Elizabeth ("Saro, prędko pomóż pannie Bennet z tą suknią! Fryzura panienki Lizzy jest nieważna!"). Czyli służące ubierające panie było co najmniej trzy. Kucharki (raczej kucharki, niż kucharze, ale to tylko moje osobiste przypuszczenie) były wymienione w liczbie mnogiej, zarówno w rozdziale 9, jak i w rozdziale 13. Pan Collins w rozdziale 38 zwracał uwagę Elizabeth na wyraźnie mniejszą liczbę domowej służby, jaka jest u niego na plebanii, od tej, jaka jest w domu rodzinnym Elizabeth, co może jego zdaniem powodować, że pobyt u niego mógł jej się wydawać nieatrakcyjny. Jej stan jest bowiem wyższy od jego stanu i teraz on sobie zdaje z tego sprawę. Ktoś musiał dbać o trawnik przed domem, ktoś musiał dbać o nasadzenia w ogrodzie ("shrubbery" z tyłu za domem, do którego uciekają w rozdziale 56 Jane i Bingley to raczej elegancki ogród z pięknymi nasadzeniami, a nie żaden "zagajnik"), o "dziki zakątek", o gaik z boku domu, o ermitaż ("pustelnia", "samotnia" czy "świątynia dumania"). Dom też mają duży (co najmniej trzy sypialnie dziewcząt, sypialnia pani Bennet, gotowalnia - buduar - pani Bennet, sypialnia pana Benneta lub sypialnia małżeńska, sypialnia, którą udostępniono panu Collinsowi (a potem małżonkom Wickham) , bawialnia, większy salon, pokój śniadań, mniejsza jadalnia rodzinna, duża jadalnia na wydawane proszone obiady na kilkanaście osób, większy salon, w którym towarzystwo było przed wydawanym obiadem w 54 rozdziale, no i biblioteka. I pomieszczenia te, które zlustrowała lady Catherine "wyglądają przyzwoicie", a wiemy, że u Collinsów lubiła ona "wykrywać niedbalstwo pokojówki" (wyobrażam to sobie jako przeciąganie palcem po fragmencie drzwi czy po meblu, by zobaczyć, że jest zakurzony. Ale u Bennetów tego nie stwierdza, czyli służący naprawdę "wiedzą, co do nich należy", jak głosi to pani Bennet). Służby Bennetowie mają zatem dużo, powóz mają duży, drogi i elegancki, dom duży, ładny i zadbany, niemały i zadbany ogród o różnych typach nasadzeń i różnym charakterze, zadbany trawniczek, żwirowaną alejkę, na nauczycieli było ich stać, na guwernantkę też byłoby ich stać, tak, jak na kształcenie dziewcząt w Londynie, gdyby tylko chcieli.
Słuchaj, wyliczasz mi tu wszystko jak buchalter, podczas gdy sam fakt, że żyli ponad stan i nic nie zaoszczędził na posag oznacza, że nie byli tak majętni, jak by chcieli. Żyli ponad stan? A co to według ciebie oznacza? Bo dla mnie, że prowadzili życie na jakie nie było ich stać. Prowadzili życie na jakie ich dochód był zbyt mały. A prowadzili życie takie, by być przyjmowani i szanowani. Nigdzie nie napisałam, że byli ubodzy, ani biedni. Nie byli bogaci ani zamożni. A to różnica. To byli drobni posiadacze ziemscy. Tylko tyle i aż tyle. Gdyby byli bogaci to bez problemu prowadziliby życie jakie prowadzili i nie musieliby jakoś specjalnie oszczędzać na posag. Żyli ponad stan, bo musieli zachować pozory, by być przyjmowani, a dochody mieli na ten styl życia zbyt małe. Co biorąc pod uwagę że ich sąsiedzi także zamożni nie byli daje oczywistą odpowiedź. Dodatkowo jasno jest napisane że Pan Bennet non stop martwił się o finanse i martwił sie jak zaoszczędzić. Bogaci ludzie nie mają takich trosk. I błagam nie wyliczaj mi tu jaki mieli powóz, bo wybacz, ale nawet nie przeczytałam wszystkiego dokładnie.
https://jasna.org/publications-2/persuasions-online/vol36no1/toran/ https://www.reddit.com/r/janeausten/comments/pa90b1/how_much_free_income_did_the _bennets_have/ Pan Bennet miał dochód w wysokości połowy dochodu pana Bingleya. Ale miał też majątek ziemski, z którego ów dochód osiągał. Pan Bingley na razie żadnego majątku ziemskiego nie miał. Z dochodu z procentów starczało mu na czynsz najmu i na jego wydatki. Ale on nie wozi się koczem, starcza mu skromna dwukółka, nawet jeśli tą dwukółką ze szwagrem i przyjacielem mają pojechać do miasteczka na proszony obiad do oficerów. Siostry pana Bingleya też "wydawały więcej, niż powinny były", a męża starszej z nich autorka określa jako "człowieka bardziej eleganckiego, niż majętnego". Pan Bennet nie martwi się o rachunki przez całą książkę, pierwszy moment, kiedy ta kwestia pada, to dopiero w 49 rozdziale, kiedy zastanawia się, jak ma spłacić swojego szwagra, który, jego zdaniem, zainwestował w małżeństwo jego córki 10 tysięcy funtów. No i na początku 50 rozdziału dowiadujemy się, jak to się stało, że nie zaoszczędził na posagi dla córek. One w danym momencie nie były biedne. One miały stać się biedne w momencie zamążpójścia lub w momencie śmierci swojego ojca. Tak, jak pasażerowie Titanica nie byli biedni. Stali się nimi dopiero, gdy Titanic tonął. Majątek pana Benneta, który dawał mu pokaźny dochód (co mogło zmylić Wickhama), był ordynacją, więc żona i córki były wyłączone z dziedziczenia. Odziedziczyć mógł tylko jedne najbliższy męski krewny. W rozdziale 50 jest też mowa, że pan Bennet liczył na to, że będzie miał syna i jego syn po dojściu do pełnoletności pomoże my wyłączyć majątek z dziedziczenia według zasad majoratu (ordynacji). Czyli wtedy dziedziczeniem byliby objęci zarówno żona, jak i wszystkie dzieci. Widocznie pan Bennet uważał, że da się taki majątek, czy dochód z niego, podzielić na 7 części i nadal to będzie sensowny dochód dla każdej z osób. Wychodzi po ponad 280 funtów na osobę, nawet nie najgorzej. Pani Bennet we wdowieństwie musiała się zadowolić 4% od swojej sumy 5000 funtów, które zapewnił jej jej ojciec, czyli 200 funtów rocznie i w ten sposób dla samotnej wdowy gentlemańskiej byłyby to w miarę suma pozwalająca na skromne, nie rozrzutne, lecz godne życie. Tym niemniej córek swoich nie mogłaby z tego utrzymać. W "Rozważnej i romantycznej" pani Dashwood wraz z trzema córkami ma do dyspozycji jedynie 500 funtów i skromny domek dzięki pomocy i uprzejmości swojego kuzyna. A dopiero co była panią na posiadłości!
Akurat w książce jasno było powiedziane, że Bennetowie nie byli majętni. Mieli mały i skromny majątek. Na pewno jednak nie byli biedakami i zgodzę się, że świnka hasająca po pokojach to przesada. Majątek nie mógł być dziedziczony w linii żeńskiej zatem po śmierci ojca córki i matka żyłyby na łasce rodziny. Ale nie pisz, że byli zamożni, bo nie byli. Jasno było pokazane, jak Pan Bennet głowił się nad rachunkami, bo nie starczało na wszystko.
Odpowiedz
Pan Bennet jest posiadaczem ziemskim i to majętnym. Dwa tysiące funtów rocznego dochodu to nie byle co! W powieści lady Catherine zwraca uwagę Elizabeth, że "Panny Webbs wszystkie grają, a ich ojciec nie ma tak świetnego dochodu, jak wasz". Pan Bennet owszem, nie szczędził na metrów (nauczycieli sztuk), jeśli córki chciały się uczyć, ale nie motywował ich do nauki, ani nie wymuszał jej. Dziewczyny znały się na robótkach (tego mogły się nauczyć od matki), potrafiły tańczyć (tego uczyli nauczyciele sztuk i umiejętność tańca była wymagana wobec osób z wyższych sfer, stąd np. w ten sposób sir William Lucas komplementujący taniec Darcy'ego), dwie z nich potrafiły też grać na fortepianie. A na przykład Lucasówny nie potrafią grać, choć Lucasowie fortepian mają, bo w domu "na poziomie" fortepian wypada mieć. Starsze Bennetówny bywały też w Londynie w gościnie u wuja i ciotki Gardiner i tam nabywały ogłady ("Pani chyba nie zawsze była w Longbourn" słusznie przypuszcza Darcy). Bennetowie mają elegancki duży dom, sporą ilość pokoi, wprawdzie dziewczyny śpią po dwie w sypialniach, ale pani Bennet ma swój buduar, Bennetowie mają bibliotekę, salon do przyjmowania gości, małą, rodzinną, jadalnię, dużą jadalnię, pokój śniadań, bawialnię i lady Catherine zajrzawszy do nich uznaje, że "te pokoje wyglądają przyzwoicie". Mają też ogród z pięknymi nasadzeniami, także z ozdobnymi krzewami (shrubbery), mają też i gaik i pustelnię. Mają także liczną służbę: służących, którzy podają do stołu, lokaja pana Benneta, ochmistrzynię (panią Hill), kucharzy, którzy wedle słów pani Bennet "potrafią zrobić, co do nich należy", Sarę (która czesała Lizzy i ubierała Jane) i pewnie wielu innych nie wymienionych w powieści. Mają też własny kocz - duży, elegancki zadaszony, zamykany powóz (w ich sytuacji rodzinnej to wprawdzie konieczność, ale pani Bennet uważa posiadanie odpowiedniego powozu za dowód statusu). I mają własne konie! Wprawdzie używane też w gospodarstwie, ale mają je. Hurstowie na przykład do swojej dwukółki nie mają koni. Nawet lady Catherine, choć ma wiele powozów i swoje konie, to przecież w daleką drogę wybrała się używając wynajmowanych koni pocztowych. Reasumując: Bennetowie są majętni, ale majątek pana Benneta jest majoratem (ordynacją), a pan Bennet nie ma syna, ma tylko córki. I zamknąwszy się na dwadzieścia trzy lata w swojej bibliotece nad księgami filozoficznymi zlekceważył swoje obowiązki rodzicielskie. Zapomniał o tym, że jego córki wyjdą kiedyś z domu rodzinnego i potrzebują mieć jakiś swój start życiowy: wykształcenie, ogładę, obycie, pozycję, koneksje, posag.
Określenie czy ktoś jest zamożny czy nie jest chyba względne. W książce byli opisani jako ludzie niezbyt zamożni, choć na pewno nie biedacy. Raczej drobny majątek. Tak byli określani przez sąsiadów, Darcyego, pana Bingleya i jego rodzinę. Było kilka opisów jak Pan Bennet głowił się nad rachunkami, bo się budżet nie spinał. Panny określane były jako słabe partie bez posagu.
Nie czytałaś książki - już sam ten fakt powinien dać Ci do myślenia, że Twoje zdanie nikogo nie będzie interesować. Znasz epokę?! Piszesz, że "I absolutnie takie wymieszanie mody, kostiumow jeszcze z poprzedniej epoki, czy tez przelomu wiekow zawsze bylo normalne. To nie czasy wspolczesne." No właśnie, to nie czasy współczesne, kiedy każdy ubiera się jak chce. W tamtej epoce każdy szczegół garderoby, krój sukni, fryzury, dodatki, które kobiety (mężczyźni również) nosili były niemalże identyczne, np. suknie różniły się kolorem, ale nigdy fasonem! więc kiedy piszesz, że znasz epokę, a chwilę później, że wymieszanie mody z innych epok było normale, to jesteś po prostu ignorantką.
Oglądałam analizę tego filmu w wykonaniu historyka sztuki specjalizującej się w historii ubioru. Wspomniała, że wymieszanie ubiorów w różnych stylach było normalne. Stroje były wówczas bardzo drogie i nie zmieniano ich tak często. Stroje przerabiano, przekazywano w posagu i w spadku. Osobiście nie jestem specjlalistką, więc także mnie te stroje Pani Bennet zaskoczyły.
Och, dokładnie. W sumie wiele można przełknąć w tej ekranizacji, ale tej pasywno-agresywnej Elisabeth to nigdy im nie wybaczę.
o to to, dokładnie tego określenia dla Elizabeth mi brakowało. Pasywno-agresywna, nie budząca sympatii.
Zgadzam się, wszystkie te nieścisłości też niezmiernie mnie drażniły, szczególnie drastyczna różnica klasowa (która pojawia się i znika bo nagle panny pojawiają się w muślinach na balach), wizyta Pana Binngleya w sypialni Jane (całkowicie niemożliwa), wizyta Lady de Bourgh w środku nocy i w ślad za nią spacer Darcyego kiedy nie mógł przecież z nią rozmawiać. Ekranizacja z Colinem zdecydowanie lepiej oddaje realia epoki i jej maniery. Ale nadal film bardzo mi się podobał, Lizzy Keiry Knightley zyskała pazur nawet jeśli zbyt współczesny i bardziej bezczelny niż w oryginale, tak jak ogólnie para głównych bohaterów.
Właśnie obejrzałam, oczywiście najpierw przeczytałam książkę. Wiadomo, że film będzie okrojony, ale nie bardzo rozumiem jak tutaj mogły powstać jakieś uczucia, skoro widywali się łącznie kilka razy. No i aktorzy w moim odczuciu źle dobrani, nie wszyscy, ale szczególnie postacie, które były w książce ukazane jako piękne, np. Jane miała odznaczać się wspaniałą urodą, a była dość przeciętna i no, nie oszukujmy się, niżej niż Keira. Albo Wickham w książce był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziały, a tutaj był kimś zupełnie zwyczajnym i pominiętym. No i to rozmawianie sam na sam - w książce takie spotkania działy się przypadkiem, bo w tych czasach to nie wypadało. Plus te głupie, wymuszone śmiechy co chwila.
No, Wickham akurat w tej ekranizacji był przystojny, nawet bardzo! Początkowo wzięłam go nawet za Orlando Bloom'a, którego pamiętam z "Władcy Pierścieni". I miał świetne wejście.