Czarująco uczuciowy Macfadyen, ale prawdziwie dumny Firth. Hollander w roli p. Collinsa to raczej śmieszna pomyłka. Judi Dench niezła, ale za mało wyniosła, jej wizerunek jednak genialny. Woods jako Bingley był raczej groteskowy, a panny Bennet swym chichotem nie miały litości nad moimi biednymi nerwami. Film, chwilami dość płaski, w innych doskonały. Trudno mi interpretować, a tym bardziej oceniać z uwagi na sinusoidę spostrzeżeń, mimo to... obejrzałam z przyjemnością. Oświadczyny w deszczu i pojednanie we mgle skradły mi jednak serce. W/