PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=125487}

Duma i uprzedzenie

Pride & Prejudice
7,7 171 142
oceny
7,7 10 1 171142
7,1 16
ocen krytyków
Duma i uprzedzenie
powrót do forum filmu Duma i uprzedzenie

i do tego beznadziejnie zrobiony film. Autorzy w ogóle nie mieli pojęcia o tych czasach, zwyczajach, a chyba nawet nie byli w stanie przeczytać książki ze zrozumieniem. Keira Knightly jest wszystkim czym Lizzy nie jest. Lizzy łamała reguły, ale nie była prostaczką. Darcy jest zwykłym nudziarzem. Kwestie jednych bohaterów zostały włożone w usta innych, często ich antagonistów. Nic dziwnego, że najbardziej oddani fani Jane Austen na całym świecie odcinają się od tego filmu.

ocenił(a) film na 10
Sylwia_4

Uważam, że nie masz racji. Ja czytałam prawie wszystkie książki Jane Austen i obejrzałam większość filmów na podstawie jej książek. Moim zdaniem "Duma i uprzedzenie" jest bardzo dobrze zrobionym filmem i nie jest to kolejna "Hollywoodzka bajeczka".
Keira Knightly zagrała dobrze swoją rolę, z wdziękiem. Tak jak bohaterka w książce nie przejmowała się zbyt opiniami na swój temat, natomiast bardzo urażało ją, gdy któś ośmieszał jej rodzinę.
Hm... to takie rozważania na ten temat.

ocenił(a) film na 1
Klarcia

I właśnie dlatego nie ośmieszałaby jej sama, a w tym filmie cała rodzina zachowuje się jak Lidia.

Lizzy łamała reguły, ale, jak napisał Darcy, jej zachowanie zawsze było odpowiednie. Austen uważała Lizzy za swoją ulubioną bohaterkę. Ten film nie oddaje jej prawdy. Również, Lizzy była bardzo inteligentna, tu jest małym głupiutkim kopciuszkiem. Więc jak najbardziej jest to kolejna "Hollywoodzka bajeczka", tylko szkoda że zrobiona z tak dobrej książki.

Dodatkowo, to co w książkach Jane Austen jest najważniejsze, to ich wielowątkowość, a ten film jest płaski. Do tego stopnia, że nawet motywy drugoplanowych bohaterów zostały zmienione i straciły sens. Żaden bohater Jane Austen nie miałby za złe Wickhamowi, gdyby on nie chciał się ożenić bez pieniędzy. Jane Austen uważała takie małżeństwo za głupotę.

Na dodatek cały angielski ironiczny humor Jane Austen został zastąpiony w tym filmie głupimi amerykańskimi żartami.

Poza tym ten film jest koszmarnie zmontowany. Reakcje bohaterów wyprzedzają wypowiedzi, które je powodują. Ten film jest kiepskim filmem niezależnie od tego czy się lubi D&U czy nie.

ocenił(a) film na 9
Sylwia_4

Hm, nie zgadzam się z Tobą. Czytałam wszystkie książki Austen i je uwielbiam, Darcy to dla mnie ideał faceta etc. , jednak film do mnie trafił. Wiadomo, że nie wszystko było takie jak w książce - dodano trochę widowiskowych scen nierealnych w tamtych czasach - drugie oświadczyny choćby. Ale ogólny duch powieści został zachowany, co niełatwe - wszystkie najważniejsze wątki upchnąć w dwie godziny. Trzeba było kilka rzeczy zmienić, ale Darcy nadal był wyniosły z początku, lecz ciągle bardzo zakochany, Lizzy bystra (choć za bardzo rozchichotana), Jane dobra i łagodna, a Lydia i Kitty głupiutnie i roztrzepane.

Dla mnie 9/10.

ocenił(a) film na 8
Bonduelle

Dla mnie to najlepsza wersja Austen, a niezależnie od tego BARDZO DOBRZE zrobiony film. I z tą opinią zgadzają się ludzie, którzy książki nie widzieli natomiast film jako film ich zachwycił. Dla mnie jedynym niedopatrzeniem były fryzury Lizzie, która jakby nie wiedziała czym jest grzebień... Nie zauważyłam głupiego, amerykańskiego poczucia humoru, którego nie trawię. Podasz jakiś przykład?
Owszem, było skupienie się na jednym wątku, ale to chyba zrozumiałe przy adaptacjach. I Lizzie wydawała mi się w dalszym ciągu dość bystra, nie mówiąc o grze Knightley. Jak zobaczyła Pemberley, to właściwie widziałam jak myśli 'I mogłam być panią tego wszystkiego'. Podobało mi się tez zwrócenie uwagi na lenistwo ojca...
W ogóle prosze o skonkretyzowanie zarzutów. Może masz rację- ksiązek nie czytałam dawno już, bo ze 3 lata, poza tym nie uważam się za znawczynię tamtej epoki- ale trudno mi dyskutować jak piszesz 'to jest be bo tak a nie inaczej'. Jakie sceny cię tak zniesmaczyły?
Pzdr

ocenił(a) film na 8
ares_maskot

No i ok, brak manier RODZINY Lizzie był przesadzony. Ale trzeba było pokazać coś, co zrozumie dzisiejszy przeciętny zjadacz chleba, bo niuanse przełomu 18/19 wieku, niekoniecznie są szeroko znane;)
Mam nadzieję, że nie odbierasz moich komentów jako ataków na ciebiue;). Nie zgadzam się z twoja opinią, ale cenię za- najwyrażniej- znawstwo Austen na wskroś;).

ocenił(a) film na 6
Bonduelle

Bonduelle- całkowicie sie z tobą zgadzam. Przegięli w paru miejscazh z tą obyczajowością ale film jest i tak niezły. Aktorstwo uważam za jedną z jego największych zalet. Jak ktoś sie chce czepiać Keiry, proszę bardzo tylko nie wypisujcie, że jej największą wada jest płaski biust bo to idiotyczny zarzut.

ocenił(a) film na 10
Sylwia_4

Ja również nie zgadzam się z Twoją tak negatywną opinią o tym filmie, Sylwio. Naprawdę dokładnie czytałam wszystkie powieści Jane Austen, a "Dumę i uprzedzenie" - razy kilka. Doskonale znam książkę, i właściwie byłam mocno uprzedzona do powstającej ekranizacji. Jednak film bardzo pozytywnie mnie zaskoczył! Sama muzyka oddaje atmosferę tamtych czasów, a krajobrazy i architektura - mają w sobie prawdziwego ducha starej Anglii. Poza tym, sami główni bohaterowie byli, przynajmniej dla mnie, bardzo przekonujący. Zawsze wyobrażałam sobie Elżbietę jako osobę delikatną, bystrą, inteligentną i nieco ironiczną, i tak przedstawiła postać Lizzy Keira Knightley. Jestem też pełna podziwu dla aktorstwa Matthew MacFadyen'a. Bez obrazy dla pana Firtha, ale Matthew, w przeciwieństwie do Colina, nie był sztywny. Był dumny i uprzedzony. I zamknięty w sobie. I bardzo, bardzo w stylu pana Darcy'ego. Doskonałe role Donalda Sutherland'a i Brendy Blethyn dopełniły mojego miłego wrażenia. I naprawdę nie mam urazu do Twoich poglądów, rozumiem, że możesz odbierać to inaczej. Niemniej jednak i tak obstaję przy tym, że nieco zbyt surowo oceniłaś obraz Joe Wright'a.
Pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) film na 1
PrettyWoman

Ja naprawdę czasem się zastanawiam, czy oglądałam ten sam film co Wy. Zgadzam się z Sylwią, bo dla mnie ten film jest po prostu żenujący i choć nie widziałam wszystkich adaptacji powieści Jane Austen, z pełnym przekonaniem mogę jednak stwierdzić, że film w żaden sposób nie umywa się do wersji z 1995. Ja rozumiem, że to trudne zadanie zmieścić tyle treści w tak krótkim czasie, rozumiem też, że nikt zapewne nie chciał kopiować serialu, no ale bez przesady.

- naprawdę nie denerwuje Was Keira Knightley, która nie dość, że prezentuje się nieestetycznie (anorektyczka robiąca okropne miny w najmniej odpowiednich momentach, wysunięta szczęka), to w dodatku zrobiła z Lizzy głupiutką gąskę; gdybym ktoś pokazał mi film nie podając przedtem tytułu w życiu nie domyśliłabym się, że Keira gra Lizzy Bennet, TĘ Lizzy Bennet; nie jest ani inteligenta, ani urocza, ani - co chyba najistotniejsze - uprzedzona !!

- pan Darcy - jak ktoś trafnie skomentował - "W jednej ze scen, rozjątrzony dzik, który - jak przypuszczam - to Pan Darcy, przewala się przez farmę(...)"; tak jak Keira w nie jest uprzedzoną Lizzy, tak Matthew nie jest dumnym Darcy'm, za to do perfekcji wypracował minę zbitego psa. Jak też ktoś inny trafnie stwierdził - jego kwestie są wypowiadane z takim zaangażowaniem, że równie dobrze mógłby czytać listę zakupów, punkt po punkcie

Pomińmy jednak aktorów zakładając, że komuś mogli akurat przypaść do gustu. Cóż, tragiczna obsada się zdarza, znacznie gorsze jest to, że film nie oddaje klimatu książki:

- stroje - czy naprawdę Jane Austen wypuściłaby swoją bohaterkę o poranku na łąkę (czy mokradła) w nocnej bieliźnie i w płaszczu ? Czy pan Darcy - nienaganny dżentelmen - spacerowałby po tychże mokradłach w rozchełstanej koszuli z rozwianym włosem na klacie ? Rozumiem, że to mają być romantyczne, wzruszające sceny - dla mnie to po prostu jest naciągane, żałosne, pretensjonalne etc.

- dialogi - gdzie są zabawne dialogi Jane Austen ? Co z przedstawieniem ówczesnych konwenansów i obyczajów ? Nie razi Was ta scena, w której Lizzy spotyka Darcy'ego u lady Katherine De Burgh i mówi po prostu: "Co pan tutaj robi, panie Darcy?" A "I lo... I lo... I love you" brzmi wyjątkowo żałośnie przy oryginale "You must allow me to tell you how ardently I admire and love you" i zupełnie tu nie pasuje.

- Rodzina Bennetów nie była zamożna, ale nie była aż tak biedna, żeby świnie chodziły po ich domu; ta świnia to już dla mnie totalne przegięcie; w książce jest mowa o tym, że mieli służących itd.

- Pominięcie niektórych wątków (choć rozumiem, że było konieczne) jeszcze bardziej spłyca ten film - gdzie ta sympatia Lizzy do pana Wickhama? Gdzie prawdziwe zaangażowanie i przejęcie jego losem, co dopiero w takim wypadku mogłoby stanowić argument przeciwko panu Darcy. "And what about Mr. Wickham?" - tragedia!

- Krajobarazy, oświetlenie, muzyka, architektura to zdecydowanie za mało, żeby dobrze ocenić ten film; próbowałam dać mu drugą szansę i obejrzeć ponownie, ale po prostu nie mogę tego filmu oglądać, po 10 minutach jestem tak poritytowana, że to jest jakieś nieporozumienie

Od razu zaznaczam: tak, czytałam książkę; czytałam książkę zanim obejrzałam jakąkolwiek ekranizację, więc moja wizja bohaterów i świata przedstawionego nie jest skażona wizją żadnego z reżyserów.

Jeśli ktoś ma zamiar odpowiedzieć na mój post w sposób "jesteś głupia i się nie znasz" to z góry zapewniam, że nie będę się wdawać w dalszą dyskusję, jednak mile widziane byłoby przedstawienie kontrargumentów; może ktoś mi wskaże, gdzie należy szukać piękna w tym filmie, bo jak na razie nie mam zielonego pojęcia

ocenił(a) film na 8
strugaa

Piękna należy szukać w tym wszystkim, co wymieniasz jako niewystarczające+ w grze aktorów (widać sprawa gustu). Mi Matthew nie przypadł do gustu, jestem natomiast pod wrażeniem Keiry- którą do tej pory niezbyt lubiłam.
Kiedy czytam twój koment trudno mi znaleźć argumenty ''za'', głównie dlatego, że zgadzam się z wieloma twoimi zarzutami. Mi też przeszkadza ukazanie Bennetów AŻ TAK biednymi, ale innym adaptacjom można zarzucić z kolei niedostateczne ukazanie ich ubóstwa. Zgadzam się, że brak manier rodziny Lizzie jest przerysowany- ale jest to potrzebne bo 1) jak już napisałam niewiele osób wie, jakie obowiązywały wówczas konwenanse. Natruralnie jest to ukłon w stronę niedokształconej widowni. Ale mogę na to przymrużyć oko, bo cieszę się, że jest dosadnie pokazane lenistwo i brak silnej woli ojca Lizzie, bo można się pośmiać z zachowania pani Bennet. Żałuję, że nie ma więcej Wickhama, bo ten wątek był dużo ważniejszy, niż jest w filmie, ale rozumiem, że czas trwania jest bolączką scenarzysty. Po tym, co było i tak dało się zauważyć zauroczenie Lizzie, choćby przez kontrast z tym, jak traktowała Collinsa, Darcy'ego a nawet Bingley'a. Narzekasz, że Darcy łazi rozchłestany- to i tak lepiej, niż w serialowej wersji, gdzie łazi rozchłestany i przemoczony. Uważam, że to możliwe, żeby się tak spotkali, nawet żeby rozmawiali. Inna sprawa, że nie sądzę, żeby potem udali się po prostu do domu Lizzie narażając sie na domysły 'co oni tam razem robili'. Ale to by zaszkodziło dramatyzmowi i dynamizmowi sceny, gdyby Darcy przyjechał na koniu dwie godziny później. NIe twierdze, że nie mozna było tego lepiej rozegrać, ale nie jest to moim zdaniem aż taka wada.
Co do dialogów Austen- nie pamiętam ich w trzy lata od ost lektury książki. Ale pamiętam, że są zabawne, dowcipne, często zabarwione ironią, inteligentne (czy może raczej- błyskotliwe). To samo można powiedzieć o dialogach w filmie, aczkolwiek są one bardziej bezposrdenie.
Jak napisałam na początku, trudno mi odpierać twoje zarzuty, bo w dużym stopniu się z nimi zgadzam. Nie są one jedank dla mnie decydujące o wartości filmu. Mi wystarczy, że nie ma żadnych przeinaczeń (w niektórych adaptacjach przeciez postacie sa zupełnie inaczej przedstawiane, wywalane, a często zdarza się, że są wtrącane jakieś nowe wątki, wzięte z księżyca. O ile pierwsze zniekształcenia jestem w stanie znieść, jeśli służą dobru opowieści, to do pasji doprowadza mnie plątanie akcji dla zabawy...), że realia są dość mocno zarysowane (dla przykładu- ost znów oglądałam 'Zakochanego Szekspira'. O ile marnowanie papieru mogłam znieść, to zawsze razi mnie nagłe pojawienie się królwoej na widowni), nawet jeśli są jakieś uchybienia, że jest dowcipnie, że jest dobrze zagrane, że jest ładna muzyka, że sa piękne widoki, że historia toczy się wartko.
pzdr

ocenił(a) film na 1
ares_maskot

Ja nie jestem religijną fanką wersji z 1995 roku. Książkę czytałam pierwszy raz wiele lat temu, serial obejrzałam może jakieś 2 lata temu w angielskiej wersji (oglądałam później polską na BBC, ale tłumaczenia były okropne). Mam też wersję z 1980 roku. Generalnie fani P&P są podzieleni między te dwie wersje. Jeśli do którejś wersji byłam uprzedzona, to właśnie tej z 1985. Bałam się, że film może być porażką. Na tę z 1980 byłam już z otwarta. W obu serialach aktorki grające Lizzy są bardzo różne, ale obie mi się podobały. Keira podobała mi się w Piratach, ale nie w P&P, więc to nie uprzedzenie. Z Darcych podobał mi się tylko Colin. W tej wersji z 1980 Darcy jest sztywny nie do zniesienia, a w tej najnowszej rzeczywiście wygląda jak zbity psiak.

Żeby nie było, że nic mi się nie podobało, to uważam, że tańce zostały tu przedstawione najlepiej. Country dance nie miały nic z poloneza, chociaż właśnie poloneza tańczą w Emmie (wersja z Gwyneth). Ale skąd się wzięli ci wszyscy ludzie? Tam mieszkało może ze 100 osób, a tu tańczy jakieś 1000. Muzyka również była ładna, ale za nowoczesna jak na tamte czasy. Chopin jeszcze nic nie napisał, takiej muzyki po prostu nie było.

Oczywiście, możemy uznać, że współczesna widownia nie rozpozna niuansów z epoki. Ale czy Ci, którzy nie są w stanie ich rozpoznać, rzeczywiście mieliby za złe, że one tam są? Z drugiej strony Ci którzy potrafią, nie mogą cieszyć się filmem. To trochę tak jak Amerykanie robią film o Chińczykach angażując Japończyków. Ich widownia nie rozpozna różnicy, nasza również, ale dla Chińczyków to arogancja. Z resztą, pomyślcie sami, film o Polakach grany po rosyjsku!

Cóż, jeśli Bennetowie rzeczywiście byli tak biedni, to po co im taki duży dom z tyloma oknami, w końcu podatek od okien był bardzo wysoki. Ta świnia to już rzeczywiście przesada, ale bardziej jeszcze martwi mnie ich zachowanie. W czasach Jane Austen pozory były wszystkim. Ludziom nie wolno się było głośno śmiać, bo śmiech symbolizował seksualność. Oczywiście, Lizzy w książce się śmieje, Lidia również. Ale żadna z pozostałych sióstr. Tutaj wszystkie zachowują się tak samo. Oglądając ten film właściwie nie wiadomo dlaczego Darcy zakochał się z Lizzy, wydaje się, że tylko dlatego, że jest najczęściej na ekranie. Lizzy nie spacerowałaby w środku nocy. Nie tylko w koszuli nocnej, ale wcale. Samotne spacery były dozwolone tylko w określonych godzinach, i Lizzy ich przestrzegała. I, naprawdę, co to jest ten pocałunek w rękę na końcu filmu? Co się stało z dumą Lizzy? Czego stanowczo brakuje, to głębokiego porozumienia pomiędzy Lizzy i Darcym, które buduje się przez całą powieść. Nawet zanim Lizzy odmawia Darcemu za pierwszym razem, to porozumienie już jest głębokie, ale ona jeszcze jest zbyt uprzedzona, żeby to dostrzec. Tu właściwie nic pomiędzy nimi nie istnieje. Książkowa Lizzy myśli o Lidii i Wickhamie, że ich małżeństwo zbudowane na popędzie seksualnym, uniemożliwi to, które byłoby zbudowane na prawdziwym porozumieniu. W tym filmie to właśnie Lizzy i Darcy pobierają się tylko dlatego, że chcą się z sobą przespać. Ja generalnie się zgadzam, że książka jest bardzo sexy, ale to nie jest Harlequin. Wszystkie zabiegi reżysera, żeby pokazać ich seksualność, jak taniec bez rękawiczek (Austin się przewraca w grobie) albo scena z rzeźbami i tak nie spełniają swojej roli, a tylko psują film. To napięcie jest w efekcie bardzo sztuczne. Lizzy powinna być bardzo dojrzała jak na swój wiek, tu jest małym głuptaskiem. Darcy w ogóle nie jest dumny i wyniosły, wygląda raczej na wiecznie zagubionego. Właściwie to trudno zrozumieć dlaczego ona go nie chce. Choć również trudno zrozumieć, dlaczego oni w ogóle mieliby się pobrać. Tu nie ma żadnego romansu.

Wątek z Wickhamem jest przerobiony doszczętnie. Wygląda na to, że chłopak zakochał się w siostrze i się pobrali – kropka. Równie dobrze mogłoby go nie być wcale i nic w filmie by się nie zmieniło. Caroline jest po prostu znudzona. Nawet Darcy jej nie interesuje, i z pewnością nie wygląda na rywalkę Lizzy. Gdzie się podziali Hurstowie? Gardinerowie są pokazani tak, że przez chwilę się zastanawiałam kto to w ogóle jest. I gdybym nie czytała książki, nie wiedziałabym nadal. Bingley wygląda jakby uciekł z Bedlam. Co to za idiota i dlaczego Jane za niego wychodzi? (Jane was a sweet girl) Żart z kamerdynerem, który przedstawia wszystkie siostry jako panny Bennet był po prostu żenujący. Była tylko jedna panna Bennet. Ale cóż, Bingley idiota pewnie mógł zatrudnić kolegę. Mr. Collins, choćby nie wiem jak głupi, chyba wiedziałby, że nie może usiąść koło żony. W końcu nawet dzisiaj ludzie to wiedzą. To całe podsłuchiwanie pod drzwiami jest niewyobrażalne. Jeśli Darcy kiedykolwiek myślał, że małżeństwo z Lizzy może przynieść mu wstyd, to w tym filmie na pewno by się z nią nie ożenił.

Ja wiem, że nie wszystko da się pokazać w filmie fabularnym, ale w końcu Rozważna i Romantyczna, Mansfield Park czy Emma to też filmy fabularne, i jakoś dało się tam pokazać bardzo dużo. Pan Tadeusz pokazuje więcej, a trzeba było upchnąć 12 tomów, kilka dużych wątków i jeszcze zdążyli pokazać jak się robi kawę. Ja się raczej zastanawiam, na co oni zmarnowali tyle czasu, bo w tym filmie właściwie nic nie ma. Pokazali tylko jeden wątek, i nawet tego nie zrobili dobrze. Bo Darcy tylko bezradnie się rozgląda, a Lizzy chichocze i biega bez celu, a na końcu się zaręczają.

Zdjęcia były ładne, ale montaż już nie. Aktorzy też byli dobrzy, ale interpretacja ich ról już taka nie była. W tym filmie jest po prostu za dużo minusów, żeby plusy mogły go uratować. Teoretycznie, to że ktoś zrobił kiepski film, to jeszcze nie jest nieszczęście. Ale ponieważ ten film już powstał, to teraz nie zrobią drugiego przez jakieś następne 10 lat, a to już jest nieszczęście.

Ja po prostu uważam, że taka dobra książka zasługuje na dużo lepszą adaptację. Uważam też, że to co dobre zawsze się obroni. Film zrobiony zgodnie z wymogami epoki wciąż byłby zrozumiały dla niedouczonej widowni. Tak samo jak książka jest zrozumiała dla ludzi, którzy nie mają pojęcia o tamtych czasach. Jeśli autorzy chcieli zrobić współczesny film, to po co osadzali go w tamtejszych realiach? Ja nie miałam poważnych zarzutów do Bride and Prejudice, skoro ten film nie miał pretensji do adaptacji z epoki. No i trzeba przyznać, Lizzy i tak była tam dużo lepsza. ;)

ocenił(a) film na 6
Sylwia_4

Dziękuję Ci za tę wypowiedź. Wyraził niemal wszysko, czego nazwać nie umiałam i otworzył mi oczy na to, czego świadoma nie byłam.

ocenił(a) film na 1
ares_maskot

No i jeszcze coś. Myślałam, że to oczywiste, ale widać nie.

'Narzekasz, że Darcy łazi rozchłestany- to i tak lepiej, niż w serialowej wersji, gdzie łazi rozchłestany i przemoczony.'

Chyba istnieje zasadnicza różnica pomiędzy dwoma scenami. Ta serialowa rozpoczyna etap, w którym Lizzy poznaje Darcy'ego w jego naturalnym środowisku, gdzie np. może ocenić jego spontaniczne zachowanie etc. Poza tym, pan Darcy nie spodziewał się jej tam zobaczyć i sam jest przy tym zdziwiony i zmieszany.

Scena w filmie natomiast przedstawia to tak, jakby całkiem naturalnym i codziennym zajęciem pana Darcy'ego było spacerowanie w niekompletnej garderobie nad ranem po mokradłach. Czepiam się tej sceny, bo jest po prostu śmieszna, gra na tanich emocjach i wydaje mi się, że ktoś może ją odbierać jako romantyczną :]

Sylwia_4

uwielbiam tą książkę czytałam ją z 10 razyt po polsku i angielsku i uważam że ten film był ŚWIETNY!!
takie podstawy jak to że nie zmienił idiotycznie treści, imion bohaterów, nie opuszczał głównych wątków itd to jeden
a dwa że jest naprawdę doba adaptacją i oglądając go miałam dokładnie to samo uczucie jakie mam zawsze przy czytaniu książki a więć jest dobrze

ocenił(a) film na 8
Sylwia_4

myślę ze za dużo oczekiwałas od tego filmu. Moze nie trawisz keiry, jak zresztą wiele innych osob? Zgadzam się ze motyw ze świnią byl lekką przesadą, ale film jest cudowny! Jak bardzo różni sie od wszystkiego co mozemy obejrzec dzisiaj w kinach? Nie ma tam przeciez ani jednego pocałunku ( mowie o wersji angielskiej) ani nic z tych rzeczy, a mimo to jest romantyczny i przejmuje do głebi. Dzisiaj niestety odejrzałam tylko mnie kochaj, i nie moge sie zrozumiec jak cos takiego mozna nazwac filmem romantycznym.. Nevermind. Wracając do tematu, masz mocne argumenty i chyba nie łatwo zmieniasz zdanie, ale moze to ja nie wymagam za wiele, w kazdym razie wyszlam z kina zachwycona i zamierzam jeszcze nie raz obejrzec ten film. A skoro mowisz ze jest to najgorsza adaptacja, rozumiem ze obejrzalas miniserial z Collinem? Czy twoim zdaniem tamta Lizzy byla lepsza? Nie chodzi mi o gre aktorska, ale o sam wyglad! przeciez byla po prostu okropna! Jej wyglad psuje mi calą przyjemnosc z ogladania tego .
pozdrowienia i zyczę więcej wyrozumiałosci;)

ocenił(a) film na 1
caance

Heh, myślałam o tym. Niech będzie - Keira ma ładne oczy i usta, jak się nie odzywa - wygląda ładnie, można by nawet stwierdzić, że jest bardzo ładna, jeśli obejrzy się tylko jej wyretuszowane zdjęcia - niestety w filmie ładnie nie wygląda. Co po tych jej ładnych oczkach, skoro uwaga skupia się głównie na idiotycznych minach (chętnie posłużyłabym się screenem z filmu - mam całą kolekcję jej głupich min) i wysuniętej szczęce. Scena, w której spaceruje po pokoju z panną Bingley uwydatnia jej sylwetkę młodego, niezgrabnego chłopca - kwestia Darcy'ego, że z tej pozycji znacznie lepiej może ocenić sylwetki pań, które wyjątkowo prezentują się w ruchu (or smth) brzmi wyjątkowo absurdalnie i wywołuje tylko śmiech. Keira jest kolejną ładną buzią w show-biznesie i to wszystko. To wszystko i NIC więcej. Ta ładna - i prawdę mówiąc dość przeciętna buzia - na pewno nie wystarczy do tego, by stawiać ją wyżej od Ehle.

Jennifer Ehle nie jest standardową pięknością i jeśli ktoś przyzwyczaił się do ślicznych, wyretuszowanych dziewcząt z okładek magazynów, z pewnością będzie nią zawiedziony. Dla mnie jest to bardzo powierzchowne i płytkie postrzeganie. Po pierwsze - książkowa Elizabeth nie była piękna, po drugie myślę, że uroda Ehle bardziej pasuje do ówczesnego typu kobiety (podobnie zaakceptowałam Jane; Jane z wersji 1995 na początku strasznie mnie denerwowała, ale w końcu uznałam, że w tamtych czasach, owszem, mogłaby być uważana za piękność), uroda Keiry jest bardziej współczesna. Po trzecie Ehle ma to, czego nie ma Keira - jest urocza, ma klasę, a Lizzy w jej wykonaniu faktycznie była inteligentna i miała charyzmę. Keira w niektórych scenach po prostu mnie dobijała - "mama, carriage.. for Jane", można by wymieniać i wymieniać.

"Nie chodzi mi o gre aktorska, ale o sam wyglad! przeciez byla po prostu okropna! Jej wyglad psuje mi calą przyjemnosc z ogladania tego."

Cóż, szkoda, że wygląd jest na tyle istotny, aby stawiać go wyżej od gry aktorskiej. Ja osobiście nie znoszę powierzchowności i dyskryminowanie Ehle za wygląd jest dla mnie jakimś totalnym nieporozumieniem. Kiedy czytam komentarze w stylu "Keira naprawdę udowodniła, że jest nie tylko ładna, ale ma duży talent" to dosłownie nóż mi się w kieszeni otwiera. Albo ja oglądałam inny film, albo istnieją dwie książki o tym samym tytule, bo Lizzy książkowa, a Lizzy w wykonaniu Keiry to dla mnie dwie różne postacie :]

'Jak bardzo różni sie od wszystkiego co mozemy obejrzec dzisiaj w kinach?"

Dla mnie to nie jest argument przemawiający za tym filmem. To, że jest tyle kiepskich filmów, wcale nie oznacza, że trzeba zaniżać poprzeczkę. Dlaczego należy być wyrozumiałym? I co to znaczy "za dużo" oczekiwać od filmu? Niektórzy po prostu nie lubią marnować czasu na złe filmy i chyba mają prawo czuć się zawiedzeni, kiedy stwierdzą, że tak się właśnie stało ;) Mozna by uznać, że te komentarze są zbędne, nie podobało mi się, trudno, mogę to zachować dla siebie. Ale to nie tak. Sęk w tym, że wiele osób, dopiero po obejrzeniu tego filmu sięgnie po książkę. Wiele osób będzie też interpretować tę książkę pod kątem tego, co widzieli na filmie. Trochę mi ich żal, że ich Lizzy będzie miała głupi wyraz twarzy, a pan Darcy wcale nie będzie tym panem Darcy'm, którego stworzyła Jane Austen, tylko zbitym psem w rozchełstanej koszuli.

Oczywiste było to, że nie można całej treści zmieścić w dwóch godzinach, ale myślę, że w tym wypadku powinni może nawet trochę pozmieniać tę historię, trochę dodać od siebie, byle to się kupy trzymało. Tutaj tak naprawdę się nie wie, dlaczego Lizzy zależy na Wickhamie i dlaczego taką tragedią jest ucieczka Lydii z Wickhamem. Tutaj rodzina Bennetów to obdartusy, po domu których chodzi sobie wielka świnia :) Więc co to za tragedia? Co za różnica, czy ten incydent zepsuje im reputacje, czy nie? Przy czym pomoc pana Darcy'ego w tej sprawie już wcale nie wydaje się być taka niezwykła itd. Ten film się po prostu kupy nie trzyma. Jeśli się nie zna książki, ani serialu z 1995 (który wiernie oddaje książkę) można co najwyżej uznać ten film za przeciętny.

ocenił(a) film na 1
strugaa

Elhe jest w bardzo ładna, i co ciekawe, w innych filmach jest dużo ładniejsza niż Dumie i Uprzedzeniu. Może po prostu realizatorzy nie chcieli, żeby była rzucającą się w oczy pięknością. Jest naturalną blondynką, więc czarny kolor włosów ją wyraźnie postarzał. Zresztą Lizzy nie była ani ładna ani zgrabna, ale miała ładne oczy, które dodawały inteligencji jej twarzy i "playful manners" którym Darcy nie mógł się oprzeć. Keira właściwie w ogóle nie stworzyła żadnej kreacji. Wygląda i zachowuje się w tym filmie dokładnie tak jak w wywiadach. Ta maniera z wysuniętą szczęką jest rzeczywiście dziwna, a w końcu zęby Lizzy to jedyna cecha, w której nawet Caroline nie znalazła wady. Może Ehle nie ma uniwersalnej urody, ale może to i lepiej. Mój chłopak uznał ją za najładniejszą aktorkę i jedyną, której nazwisko zapamiętał - wierzcie mi, to duże osiągnięcie ;) Np. na Gwyneth Paltrow mówi – „ta która gra we wszystkich filmach”.

Ale oprócz urody, naprawdę ważniejsze jest całe zachowanie, gesty, mowa ciała. Lizzy przyciągała do siebie mężczyzn. Prowadziła pewien rodzaj wytrawnego flirtu. Była bardzo świadoma swojej kobiecości. Keira – chłopczyca to naprawdę nie to. Lizzy była zbyt inteligentna jak na swoje czasy i pozycję, to raziło jej otoczenie i czytelników współczesnych Austen. Keira to zwykła zahukana panienka z małej dziury. Czym właściwie miała się wyróżniać? Może nadawałaby się na Catherine z Opactwa Northanger, ale nie na Lizzy.

ocenił(a) film na 1
Sylwia_4

No tak, ja od siebie też dodam, że mojemu chłopakowi również Ehle się bardzo podobała i wyraził chęć obejrzenia innych filmów z jej udziałem ;)

Ostatnio włączyłam mu nową DiU, po godzinie powiedział "Ok, starczy, włącz ten serial" i odetchnęliśmy w końcu z ulgą.

ocenił(a) film na 1
strugaa

LOL Możemy założyć klub "Dziewczyn wielbicieli JE". Zabawny list na dobranoc:

http://saveausten.blogspot.com/ [saveausten.blogspot.com ...]

ocenił(a) film na 8
Sylwia_4

No dobra, poddaję się. Nie umiem (i, prawdę mówiąc, nie chce mi się) wysunąć argumentów przemawiających na korzyść filmu innych, niż już podałam. Właściwie zgadzam sie ze wszystkim, co piszecie- zwłaszcza o Jennifer- ale, mimo to, znalazłam w tym filmie urok. Koniec, kropka, podobało mi się;), i nie będę dłużej usiłowac tego racjonalnie wyjaśnic. Może dlatego, że idąc do kina spodziewałam się czegoś znacznie gorszego. Dzięki za wyczerpujące przedstawienie waszego stanowiska;)

ocenił(a) film na 10
Sylwia_4

Widać, że wiele na świecie zależy od gustów i nastawienia do samego świata. Mi osobiście film podobał się bardzo i to mi wystarczy. Znalazłam w nim wiele piękna i wyższych uczuć, może po prostu chciałam je znaleźć. W każdym bądź razie pozdrawiam wszystkich, uśmiechnijcie się czasem, bo to bardzo ułatwia życie :*

ocenił(a) film na 10
strugaa

Myśle, że jak się ogląda film będąc do niego z góry uprzedzonym nie można spodziewać się zachwytu :)

Jednak żaden film nie może zaspokoić wszystkich wymagań i wyobrażeń.Każdy czytelnik jakos sobie wyobraża daną postać na podstawie własnych przezyć doświadczeń etc.Wiadomo że nie mamy takich samych przeżyć więc nie możemy sobie wyobrażać danej postaci tak samo. Jednak nie można na takiej podstawie uważać że film jest beznadziejny, lepiej stwierdzić 'nie spełnił moich oczekiwań'.

Opinia że film jest beznadziejny, ze wszystko jest do d... może tylko zniechęcić osoby ktore czytaja takie opinie przed obejrzeniem filmu.

Natomiast uważam że nie zyjemy ani w tamtej epoce ani w tamtym kraju więc nie możemy do końca wyobrazić sobie czy właśnie tak wygladało gospodarstwo bennetów jak pokazano w filmie (co niektorzy okreslili jako chlew) czy może było czyste i schludne jak w szpitalu.

Dla mnie jednym z większych atutów filmu był brak jakiegokolwiek pocałunku w hollywoodzkim stylu a mimo to potrafino zbudować romantyczna atmosfere.

Obejrzałam film 3 razy, dokładnie tyle samo razy przeczytałam książke
i nie mam nic filmowi do zarzucenia, poza może ostatnia scena o poranku (mimo wszystko wkradlo sie troche scen rodem z amerykanskich filmow).

ocenił(a) film na 10
Sylwia_4

Film mi sie podobal, ale pewnie dlatego, ze czytałam ta ksizake 2 razy wiedzialam o co chodzi. Dla nieznajacych powiesci rzeczywiscie moze nie byc troche niezrozumialy. Przede wsystkim za malo jest pokazany ziwazek Lizzy i pana Darcego. Wychodzi na to, ze zobaczyl ja 3 razy, zamienil dwa slowa i juz sie zakochal. W ksiazce tez nie sa opisane dokladnie wszystkie ich spotkania, ale jest mowa o spacerach w parku w Hunsford, na ktore pan Darcy wychodzil specjalnie zeby spotkac Lizzy. Mogli przeciez zrobic taka scene, chyba ze nie mieli pomyslu na dialog. Sprawa Wickhama tez jest bardzo slabo przedstawiona a to byl dosc znaczacy watek. W koncu miedzy innymi dlatego Lizzy byla uprzedzona do Darcy'ego ( i oczywiscie dlatego, ze nazwal ja niezbyt lada zeby z nia zatanczyc:)) i taka tragedia byla ucieczka Liddi z Wickhamem. Jak dla mnie ten film mogl trwac nawet 3 godziny ale mogli pokazac jak rodzila sie moilsoc dwojki glownych bohaterow. Poza ten film wydaje mi sie bardzo okrojony, dziwnie przeskakuja sceny. I dlaczego u nas nie ma tej ostatniej sceny z pocalunkiem?? To byl taki mily akcent na zakonczenie, przynajmniej byla tak bliskosc miedzy nimi w tej scenie.
Co do ich strojow to tez wydaje mi sie, ze troche przesadzili. A juz zwlaszcza Lizzy jest najgorzej ubrana. Bennetowie nie byli az tacy biedni zeby chodzic w takich wygniecionych lachmanach ( i ta swinia!!). Ale sadze ze chcieli lepiej ukazac roznice spoleczne.
Keira faktycznie sie szczerzy za bardzo, co ujmuje duzo tej inteligencji jaka miala ksiazkowa Lizzy.
Mimo wszystko jednak film jest ladny. Tance sa ladnie przedstawione, muzyka, krajobrazy. Niektore dialogi chociaz zmienione te sa ciekawe.
A co do ostatniej sceny, to pewnie w tamtych czasach bylo mozliwe zeby Lizzy biegala po lakach nad ranem a juz zwlaszcza skad sie wzial tam pan Darcy, skad mogl wiedziec ze ona akurat nie mogla spac, czy moze zamierzal im zlozyc wizyte o tej porze ( co w sumie juz by nie bylo takie dziwne, bo przeciez jego ciotka tez wpadla tam poznym wieczorem).
Ale wlasciwie czemu nie, nawet ladnie wygladala ta scena, moze poza "I love, love..I love you" i tym bujnym wlosem na klacie:)
Podsumowujac, na pewno obejrze ten film jeszcze raz.......

ocenił(a) film na 4
Sylwia_4

Zgadzam się całkowicie z Sylvią, podpisuję się pod wszystkim. Film nie oddał ducha epoki, a Kiera- bez obrazy dla fanów- według mnie źle zinterpretowała postać Lizzy. Ogólnie słabo. :\

ocenił(a) film na 8
Sylwia_4

Kurcze...czytam te wasze wypowiedzi i czytam i dochodzę do wniosku,że magia swiata J.A przyprawiał mi klapki na oczy...Ten film jest naprawdę kiepską adaptacją ksiażki (nie sądziąłm,że to powiem:O). Mimo to mi się podobał, pozdrawiam:]

ocenił(a) film na 8
Sylwia_4

ech wyszlam na taką, ktora lubi popatrzec tylko na ladne i sztuczne twarze.
Co do keiry, zgadzam sie, nie jest ona idealna, a zwlaszcza jej zęby mnie irytuja. A w scenie z przechadzka nie wyglada ani trochę zachęcajaco, a przy pannie Bingley wręcz odpychajaco. Większych zastrzezen nie mam.
A moze zalezy to tez od naszego nastawienia i otwartosci? Ja idac na film, obawialam się tego, ze moge zawiesc się, ze jest to przereklamowane, nieromantyczne, sztuczne i nowoczesne. A jednak nie odnioslam takiego wrazenia, a wręcz przeciwne.
A jeszcze na miesiac przed premierą, wiele osob ktore wypowiadaly sie na temat tego filmu, mowilo mniej wiecej ' po co robic nową ekranizację? i tak nic nie pobije poprzedniej' . Wiec idąc do kina z takim nastawieniem , i z mocno sprecyzowanymi oczekiwaniami, nie mozna oczekiwac cudow. to tak jakby nasze 'uprzedzenia' czy to keiry, czy gry aktorskiej, czy innych spraw, psuja nam odbieranie tego filmu
Konczac, stwierdzam jednak, ze to bardzo dobrze, ze zalozylas ten temat, i tak szczegolowo wyłozylas wszystkie wady tego filmu, bo sama bym ich nie znalazla tylu, a teraz po przeczytaniu ich moge z czystym sumieniem powiedziec ze film nadal mi się podoba. pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
Sylwia_4

Ostatecznie dochodzę do wniosku, że ludzie są spragnieni romantycznych scen etc. Pomijam osoby, które po raz pierwszy miały styczność z "Dumą i uprzedzeniem", bo oczywiście - film, jak każdy inny, gorszy czy lepszy - mógł się komuś podobać. Mnie natomiast najbardziej zastanawia zachwyt tych, którzy czytali książkę i oglądali wersję z 1995. Myślę, że zarówno jedno jak i drugie mogło pozostawić pewne uczucie niedosytu. Ludzie narzekają na 'sztywność' Colina, zachwalając przy tym 'emocjonalność' Matthew, scena ponownych oświadczyn w 1995 była oczywiście zupełnie inna, niż ta w 2005, była stonowana, nikt nikomu nie patrzył głęboko w oczy, nikt nikogo nie całował w rękę, wszyscy byli podopinani tam gdzie trzeba. W jednej wersji mamy oficjalnie brzmiące "Dearest Loveliest Elizabeth", w drugiej bełkotliwe "I lo... I lo... I love you", więc załóżmy, że jakieś emocje tu są. W ogóle scenerie - zamiast zwykłego pokoju w domu Collinsów - mamy scene na moście w czasie deszczu, zamiast spaceru alejką - jest spotkanie o świcie na mokradłach etc. Poza tym już w pierwszej scenie, gdzie Darcy i Elizabeth pojawiają się razem - Darcy zwraca na nią uwagę (po czym ona zaczyna idiotycznie się śmiać, ale whatever), w innej znowuż scenie Darcy podaje rękę Lizzy, gdy ta wsiada do powozu. Właściwie wygląda to tak, jakby pan Darcy od samego początku był w niej tak samo zakochany.

Ja myślę, że Jane Austen stworzyła bardzo fajną historię miłosną. Dwoje ludzi zakochuje się w sobie, chociaż broni się przed tym jak tylko może, co im zresztą nie wychodzi. Rozumiem, że gdy czyta się książkę - czeka się na moment, kiedy W KOŃCU będą razem. I kiedy W KOŃCU są razem cała historia jakoś się tak ucina, trochę w stylu "i żyli długo i szczęśliwie", nie ma siarczystych wyznań miłosnych, żadnych przedślubnych pocałunków etc. Nie można się nacieszyć tym, że W KOŃCU są razem, bo zarówno książka, jak i serial w tym miejscu się właśnie kończą. Ja osobiście, gdybym mogła wybierać - w wersji 1995 zamiast ślubu i końcowego pocałunku wolałabym jakąś scene "miesiąc po ślubie w Pemberley", ukazanie tego jak razem żyją - tak, jak to własnie było w książce. No, ale nieważne.

Możliwe, że ten film daje ludziom to, na co tyle czekali, to, czego nie mieli ani w książce, ani w serialu. Tylko, że ja mam wrażenie, że to już nie jest ta sama historia. Właściwie ja wcale nie odnajduje w tym filmie historii JA. To tak jakby mieć za złe panu Darcy, że faktycznie BYŁ sztywnym dżentelmenem, a Lizzy to, że nie była wcale ładna. Ktoś w ogóle pozbył się całej esencji tej opowieści, a to co zostało, wcisnął w ładne scenerie. Jeszcze skomentuję tylko jedną scenę, któa chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo reżyser przeinaczył tę historię - pierwsze oświadczyny, Lizzy i Darcy na moście, on coś bełkocze, ona rzuca jakimiś oskarżeniami, w które sama zdaje się nie wierzyć, a potem... zbliżenie, patrzą na siebie i ma się wrażenie, że zaraz - mówiąc bardzo kolokwialnie, ale tak to właśnie wyglądało - jedno drugiemu wsadzi język do gardła. NO JAK TO ? Gdzie nienawiść, gdzie urażona duma pana Darcy'ego, gdzie wściekłość, gdzie wzajemne oskarżenia? Przecież na tym to właśnie polegało, że te oświadczyny nie były takie, jakie być powinny, bo skończyły się tak, jak się skończyły. Przecież to punkt zwrotny w całej opowieści.

Tak jak pisała Sylwia, szkoda, że nakręcono ten film, bo teraz nie nakręcą kolejnego przez następne 10 lat i mój niedosyt, który pozostawiła książka i serial jeszcze długo (o ile w ogóle) nie będzie zaspokojony we właściwy sposób. Bo przecież na pewno nie przez Kerię, ani MacFadyen'a.

użytkownik usunięty
Sylwia_4

w pełni zgadzam się z użytkowniczkami Sylwia i strugaa, świetne wypowiedzi, pozdrawiam :D

użytkownik usunięty

Ja też się zgadzam jak najbardziej. W sumie oglądałam film po przeczytaniu waszych wypowiedzi, co trochę mnie sceptycznie nastawiło i może to był jeden z powodów, dlaczego mi się nie podobało. Z własnych odczuć mogę powiedzieć tyle, że:
1. Widząc miny Keiry, jej dygnięcia i wszystkie ruchy, przed oczami mimowolnie pojawiała mi się Jennifer Ehle. Nawet gdy Keira miała takie same kwestie, jakie miała w serialu Jennifer Ehle, to widziałam, że ona GRA, a nie JEST Elizabeth.
2. Przez cały czas od pojawienia się pana Darcy'ego miałam wrażenie, że on po pierwsze nie jest dumny, ale sobie wszystko olewa, a jednak jest między tym różnica. Poza tym ciąge miałam nadzieję, że Lizyy się jednak w nim nie zakocha i czekałam, aż się pojawi Darcy z prawdziwego zdarzenia.
3. Ostatnie odczucie - wszystko było brudne, niechlujne i brzydkie. Rodzina Bennet zachowywała się jak banda prostaków. Tego nawet nie wiem, jak skomentować... Potrafię tylko powiedzieć, że tak być nie może...
4. Niektóre sceny się dłużyły, były niepotrzebne, wg mnie na ich miejsce można było dać wątki ominięte, albo chociaż wyjaśnić te bardzo ogólnie opowiedziane. Np. nie wiem po co Lizzy minutę kręciła się na huśtawce, albo tak dokładnie była pokazana scena oświadczyn Bingleya dla Jane. Ja bym w tym miejscu rozwinęła np. wątek Wickhama.
5. Nie rozumiem, czemu zmieniano miejsca akcji niektóre, chodzi o te sceny oświadczyn szczególnie i rozmowę z Lady Catherine (przy tym to już nie wspomnę o podsłuchującej rodzinie...)

I nie chodzi o to, że jestem maniakiem serialu z 95 roku i z góry założyłam, że nic nie może być od niego lepsze. Gdyby ktoś spojrzał na to forum parę miesięcy wstecz, na jedne z pierwszych tematów, zobaczyłby, że ja strasznie walczyłam w obronie tego filmu, bo nie chciałam go ślepo oceniać. Jednak po obejrzeniu mogę uznać(w sumie bezsensownie), że broniłam go niepotrzenie...

zgodze sie z toba co do punktu 3. ja tez mialam wrazenie, ze rodzina bennetow mieszka wrecz w chlewie taplajac sie w blocie miedzy swiniami . i caly czas mialam wrazenie, ze to jakas banda brudasow chodzaca w niepranych od miesiaca szmatach. te zwierzaki platajace sie pod nogami, te gacie wiszace przed drzwiami frontowymi na sznurkach. dziwne ....

Ja natomiast jestem przed obejrzeniem filmu i szczerze mówiąc, po przeczytaniu tego wszystkiego, zupełnie straciłam na to ochotę...

ocenił(a) film na 10
Sylwia_4

Nie widziałam wersji z '95, ale bardzo dużo o niej słyszałam [przeróżnych opinii], oglądałam zdjęcia i przeczytałam książkę.
Powiem szczerze film mi się podobał, byłam na nim w kinie z koleżanką, która książki nie znała i czasem chyba była nieco zdezorientowana, mimo to, była zadowolona.
Jak każda adaptacja nie był w 100% wierny książce, pewne wątki pominęli, niektóre okroili [Mr.Wickham]. Jednakże muszę przyznać, że film jest zrobiony bardzo dobrze.
Jeśli chodzi o aktorstwo, to dla mnie genialny był Donald Sutherland. Wspaniale zagrał pana Benneta. Brenda Blethyn - wykapana Mrs.Bennet.
Co do Keiry - moim zdaniem zagrała z wdziękiem i naturalnością. Nie starała sie nadmiernie mimiką czy gestykulacją wyrażać uczuć, nie była chaotyczna [czego sie trochę bałam]. Cały film może nie trzymał się realiów epoki - Lizzy miała suknie z dekoltem i odsłoniętą szyją - Joe Wright powiedział, że Keira ma tak piękną szyję, że on musiał to pokazać.
Matthew MacFadyen - miał to coś, jak pan Darcy,właśnie tę dumę i uprzedzenia.

Ogólne pardzo pozytywne wrażenie.

ocenił(a) film na 10
Agnesse

Chyba każdy wie jakie jest moje zdanie na ten temat, więc nie będę się tutaj rozpisywać.

ocenił(a) film na 1
Elizabeth_Bennet_2

Film "Rozważna i romantyczna" też nie jest wierny książce, ale zawarto w nim wszystkie najważniejsze wątki, zadbano o wierność epoce pod względem strojów, fryzur, obyczajów, wnętrz itd.

Tego wszystkiego w filmie "Duma i uprzedzenie" niestety brak... Pozostał tylko główny wątek i nieco zarysowane wątki poboczne, ale to nie oddaje klimatu epoki. A szkoda...

ocenił(a) film na 10
Josephine_B

A jaki jest według Ciebie klimat epoki i dlaczego go nie oddano? Co to spowodowało? Podaj konkretny przykład.

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

Choć to pytanie nie do mnie, to odpowiem, bo sądzę, że rozumiem Josephine. Klimat tworzą wszystkie szczegóły typu fryzury, stroje, wystrój domów, przeróżne widoczki, jak i również maniery bohaterów. Ja widziałam wiele filmów z tej epoki, tych filmów, które pod tymi względami były bardzo wierne (to nie jest moje zdanie, lecz opinie czytane w gazetach), czytałam książki i mogę stwierdzić, że w tej ekranizacji dumy to wierne nie było.

ocenił(a) film na 10

To znaczy nie podobały Ci się np. stroje, budynki? Co w nich było złego? Przecież były bardzo staroświeckie (to dobrze) i piękne.

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

Stroje - moda była po prostu inna. Wiem, bo widziałam w innych filmach, widziałam na obrazach z tamtego okresu. Fryzury - zbyt rozczochrane, bardzo dbano o to, by loczki i koki były starannie i miesternie ułożone, nawet mężczyźni o to dbali. Budynki - nie wiem co dokładnie rozumiesz pod określeniem staroświeckie. Może i pod względem architektury były dobre, jednak chodzi mi o wystrój, szczególnie domu Bennetów oraz stan techniczny budynków (i tu znowu dom Bennetów, po prostu on najbardziej mi w pamięć zapadł). Może i w naszych czasach te budynki by tak wyglądały ze względu na to, że są stare, jednak wtedy aż takie stare nie były, poza tym dbano o ich wygląd zewnętrzny. Poza tym - dla mnie wrażenie bałaganu, rozgardiaszu i niechlujstwa nie tworzy "klimatu". Dla mnie ciągle pozostaje wrażeniem bałaganu, rozgardiaszu i niechlujstwa ;).

ocenił(a) film na 10

A ja nadal Cię nie rozumiem... Uważasz, że Pemberely, Netherfield, Rosings nie były wystarczająco zadbane? A co do Longbourn... Wydaje mi się, że poprzez wygląd domu chciano pokazać tą całą jego atmosferę, tej rodziny... Jeśli nie wiesz o co mi chodzi, to przeczytaj jeszcze raz książkę, to moze zrozumiesz.

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

Ho ho ho,. to Ty lepiej przeczytaj jeszcze raz książkę, dziecko.

ocenił(a) film na 10

Dlaczego? Czyżbym czegoś nie rozumiała? Może mi powiesz? Poza tym masz rację, być może ne czytałam tej książki jeszcze tak wiele razy (na razie 3, ale dopiero niedawno ją odkryłam, a niestety jestem w takim wieku, w którym nauka wypełnia mi cały wolny czas - ubolewam nad tym, ale nie moge nic na to poradzić...), ale sądzę, że sporo zrozumiałam. No powiedz, dlaczego powinna przeczytać? Jakieś wskazówki? Ja Ci jasno dałam do zrozumienia, czego nie rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć. I nie zwracaj się do mnie per "dziecko".

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

A powiedz mi, dziewczynko, takie pytanie z analizy tekstu, czemu siostry chciały wyjść za mąż i czemu Lady Catherine chciała, by Darcy ożenił się z jej córką. Odpowiedz z miejsca, bez zaglądania do treści czy pytania innych. Jeżeli odowiesz dobrze, może się odczepię ;).

ocenił(a) film na 10

Nie zwracaj się do mnie per "dziewczynko". Siostry chciały wyjść za mąż? Oczywiście, że chciały, to było normalne u kobiet, a nawet dziewcząt w tamtycz czassach, ze dążyły do jak najszybszego zamążpójścia. Ale, siostry Bennet musiały wyjść za mąż ze względu na majorat. Po śmierci pana Benneta (która mogła nastąpić niebawem, gdyż ożenił się on dopiero w wieku 45 lat, czekał na śmierć ojca) majątek miał odziedziczyć najstarszy potomek płci męskiej. Ponieważ nie posiadał on syna, a najbliższym krewnym męskiej płci był kuzyn dziewcząt - pan Collins, to w jego ręcę miał dostać się majątek. To chyba wystarczy na odpowiedź? Co do drugiego pytania - Lady Catherine chciała, aby pan Darcy ożenił się z jej córką, gdyż Lady Anna Darcy, matka pana Darcy' ego była jej rodzoną siostrą i zaplanowały to małżeństwo już, gdy dzieci ich były jeszcze w kołyskach. Ponadto chciała, aby połączyły się dwa ogromne majątki. Uważała także, że są dla siebe idealni pozycją, ponieważ po kądzieli są potomkami szlacheckich, ale nieutytułowanych rodów... Nie, chyba coś przekręciłam w tym ostatnim... No , nie ważne. Wystarczy?

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

Nie ukrywam, zaimpopnowałaś mi, bo z Twoich wcześniejszych wypowiedzi wynikało, że o książce nie wiesz nic, a tytułowanie Ciebie "dzieckiem" płynęło z tego, że Twoje wypowiedzi były wyjątkowo infantylne. Dziwi mnie jednak to, że przy takiej znajomości książki film Ci się podoba, i nie chodzi nawet o dialogi, sceny itp, ale właśnie o tego typu rzeczy, bo w filmie one nie są ukazane. Może i potrafię zaakceptować Twoje uwielbienie, ale póki co zrozumieć nie umiem. Czy naprawdę nie potrafisz dokładnie wypisać CO Ci się w filmie podobało nie używając synonimów słowa "wszystko"? I nie pytam ze złośliwości, ale z ciekawości.

ocenił(a) film na 10

Kiedy mi się wszystko podobało?! Zo mam zrobić? Nic na to nie poradzę. Czy na wszystko musi być logiczne uzasadnienie, trzeba definiować każde uczucie, tłumaczyć się z niego?! Jeśli tak sądzisz, to biedna jesteś.

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2


musze sie wtracic ;] Elizabeth Bennet podziwiam twoj upor w dazeniu do ... no wlasnie cos chcesz osiagnac, jasnym jest ze nie przekonasz mnie [nas?] do swojego zdania i odwrotnie; " Jeśli nie wiesz o co mi chodzi, to przeczytaj jeszcze raz książkę, to moze zrozumiesz." przeczytalam, wielu przeczytalo, [Akaterine tez napewno przeczytala ;] ale to ze ty tez ja przeczytalas nie znaczy ze twoje wyobrazenie jest dobre, ba najlepsze i ze film w 100 % pokrywa sie z tym ksiazkowym [noo kazdy ma swoj gust i opinie ;] czuje ze powtarzam sie w swoich wypowiedziach, uswiadomienie cie czy lekka sugestia ze za bardzo sie bulwersujesz kiedy ktos atakuje twoj 'najukochanszy' film jest bezowocne :SSSsss

ocenił(a) film na 10

Dla mnie jest najukochańszy, idealny, najpiękniejszy. Nic nie poradzę, ze staję w jego obronie. Ty nie broniłabyś czegoś, co kochasz? Będę bronić nadal.

użytkownik usunięty
Elizabeth_Bennet_2

bronilabym kogos - czlowieka, bliska mi osobe, mezczyne moich marzen ;] byc moze tez idee.. hmm rozumiem ze twoje przywizanie do filmu jest przeogrmoniaste, ale postawilas sobie poprzeczke zbyt wysoko uwazajac ze przekonasz nas do chocby minimalnego zmiany zdania ;D bo chyba taki jest twoj cel? zachwycanie sie filmem, przeciwstawianie sie kazdej negatywnej opinii, nic innego z twoich wypowiedzi nie moge wywnioskowac..wrcajac do obrony tego 'dziela' ;] mam[y] prawo miec inne zdanie, czy ci sie to podoba czy nie ;]

ocenił(a) film na 6
Sylwia_4

Wszystkich adaptacji nie widziałam, ale "Perswazje" każą mi sądzic, że "duma..." nie jest najgorszą adaptacją J. Austen. Ale jest napewną jedną z tych nietrafionych. Moim zdaniem błędem jest nawet nazywanie tego filmu adaptacją. To jest bardziej opowieśc oparta na motywach... A co do dialogów... Czy tylko ja mam wrażenie, że bardzo często są one jakieś takie "porwane"; bohaterowie gadają niekiedy "ni z gruchy ni z pietruchy".... Ale mogę się mylic... Tak czy inaczej... Myślę, że "Duma i uprzedzenie" jest powieścią, której nie da się naprawdę dobrze ując w 2-godzinnym filmie. Wbrew pozorom jest ona pełna istotnych słów, wydarzeń i emocji...

ocenił(a) film na 6
antygrafik

Calkowicie zgadzam sie z Sylwia, autorka watku. Rozumiem, ze film mogl sie podobac osobom, ktore ksiazki nie czytaly, ale nie moge zrozumiec, jak osoby ktore te kazike uwielbiaja, moga tez uwielbiac film.
Ogladajac film mialam wrazenie ze ogladam karykature ksiazki. Choc rezyseria, zdjecia i praca kamery sa swietne to scenariusz juz niestety nie. Lizzie grana przez Keire Knightley to jakis zart. Przybrala w tym filmie jakas dziwaczna maniere i jeszcze te okropne nienaturalne wybuchy chichotu. Zamiast fascynujacej dziewczyny, widze tu niedojrzalego trzpiotka. Podobala mi sie Jane i Charlotte, choc zupelnie inaczej ja sobie wyobrazalam. Darcy byl ok, moze dlatego, ze urzekl mnie jako kobiete :) Bingley wyszedl dziwacznie, jakby nie do konca byl rozgarniety.

Sylwia_4

Z całym szacunkiem dla fanów Jane Austen:zauważcie proszę że scenariusz jest oparty na jej książce,więc nie ma to być wierna adaptacja.Tytuł filmu nie brzmi przecież "Jane Austen's Pride nad Prejudice".I na tym spory co do podobieństwa z oryginałem czyli powieścią powinny się zakończyć.Co do filmu jest przyjemny,zabawny i dobrze zagrany a od strony technicznej też bardzo dobry.Odnosząc się jeszcze do uwag koleżanki mam pytanie:co uważasz za "pojęcie o tych czasach" i w czym przejawia się według Ciebie prostatctwo Lizzy ?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones