to czy film sie spodoba czy nie zależy od tego czy ktoś przeczytał książkę Jane Austen czy nie. Miłośnikom( czy raczej miłośniczkom, bo nie sądze by facetom podobala sie ta ksiazka) powieści film sprawi zawód. Nie chodzi tu o grę aktorską, reżyserię, zdjęcia itp. a zwyczajnie o to że treść maksymalnie skrócono i, co za tym idzie, spłycono. Osobiście uważam za lepszy serial z '95.
1. Pan Bingley z 2005 był bardzo irytujący. Uczyniono z niego tępego półgłowka, a przecież " z pewnością nie był ograniczony"(jak to ujęłą Austen).
2. Keira Knightley, choć przepiękna, jets według mnie przeciętną aktorką. Według mnie udział w tym filmie nie był popisem jej gry aktorskiej.
3. Chyba najbardziej sporny element filmu: Matthew MacFadyen jako Pan Darcy. Niektórzy twierdzą, że jego rola była genialna, inni zaś uważają, że wypadł zdecydowanie gorzej od Colina Firtha. Ja należę do drugiej grupy, bo od czasu obejrzenia serialu BBC, Pan Darcy ma dla mnie twarz Colina :) Matthew był w tym filmie wstydliwy i przestraszony, a to wypacza całą treść...NIe uważam jednak,że wypadł źle. Przyjął inna manierę gry niz colin co mnie osobiście nie przypadło do gustu :
4. Jane Bennet w filmie z 2005 jest śliczna, to prawda i napewno z przyjemnością się na nią patrzy. Jednak jak dla mnie jej rola była z amało wyrazista. Moim zdfaniem zdecydowanie lepiej wypadła Susanah Harker.
5. Film jest dla mnie za bardzo "hollywoodzki". I jeszce to zakończenie (chodzi mi o alternatywne zakonczenie amerykańskie)...Przesodzone aż do bólu.
To jest moje zdanie, ale jestem ciekawa jakie jest zdanie innych "filmwebowiczów". Co sądzicie o "Dumie i uprzedzeniu"?
Nie oglądałam "Dumy..." z 1995 (ale mam zamiar to nadrobić!) więc nie mogę porównać obu produkcji. Zgadzam się z przedmówczynią - film z 2005 r. jest dosyć mocno okrojony, nie przypadły mi do gustu postacie Elżbiety, Bingley`a (jak dla mnie to był zbyt... miękki. Oczywiście, w książce był osobą o łagodnym usposobieniu, ale w filmie zrobiono z niego takie ciepłe kluchy...:/) oraz Pana Benneta (w książce jak dla mnie był nieco, hm... zarozumiały? W każdym razie, mocno mnie irytował - w filmie tego zabrakło, nad czym trochę boleję).
W każdym razie, film oceniłabym niżej, niż to zrobiłam, gdyby nie:
3. Jane Bennet - moja ulubiona postać, dlatego mocno przyciągnęła moją uwagę. Przyznam, że podobała mi się gra Rosamound Pike i żałowałam, że tak mało jest scen z jej udziałem. Nie wiem, jak grała S. Harker, ale z roli Jane jestem nawet zadowolona.
2. Pani Bennet - właśnie tak ją sobie wyobrażałam. I ten jej głosik...xD
1. Muzyka - Dario Marianelli wykonał WSPANIAŁĄ robotę - ścieżka dźwiękowa jest naprawdę klimatyczna, tylko ona powinna dać do oceny jakieś 2 punkty. Nominacja do Oscara jak najbardziej zasłużona. Często zdarza mi się słuchać "Credits".