Jestem w szoku, że Crowe i Sam Worthington zagrali w tym, to kino klasy B. Zero budowania napięcia, jakiś wątek zlego ojca i potem jego oczyszczenia poprzez egzorcym. Miałke i nawet dla fana horrorów było to ciężkie do strawienia. Ludzie wychodzili w czasie seansu.
Nigdy nie wychodzę w trakcie seansu, ale jednak się zawiodłam. Widząc Crowe'a i pamiętając Egzorcystę Papieża, sądziłam, że dostanę ciekawy horror (może z lekkim, sarkastycznym humorkiem), a dostałam nawet nie wiem co :( Mega zawód.
Mega słabizna, to prawda. Zanim się rozkręcił to już się skończył a był potencjał na wiele wiele więcej :( Russel zagrał tak jakby mu się nie chciało.
Ten film został nakręcony w 2019 roku a pokazano go dopiero teraz i już to mówi samo za siebie.
Takie wychodzenie w trakcie seansu więcej mówi o ludziach niż o filmie (według mnie) i opinie tego typu widzów są dla mnie gówno warte. Jeśli ktoś jest w stanie włożyć to minimum wysiłku i obejrzć film do końca zgodnie z pierwotnym założeniem, a później go zjechać, to już jest wyższa klasa widza z automatu. Ale to dygresja.
Film jest rzeczywiście kiepski, niestety. Ma pretensje do czegoś więcej niż zwykły horror i w tym zawodzi, wątki są porozpoczynane, ale nie zgłębione należycie, sceny pogmatwane i chaotycznie połączone w chwiejną całość. Ale nawet w takim pozlepianym ze znanych motywów niewypale Russell gra wybornie, Jego rezygnacja, niepewność, smutek i zagubienie sa namacalne - z drugiej strony, na ile była to naturalna reakcja aktora na jakość produkcji, w której przyszło Mu zagrać, nie wiem :) Na plus też David Hyde Pierce w roli księdza, jeden z jaśniejszych punktów filmu.