Bo już nie wiem, co reżyser chciał powiedzieć. Jasne - to film o Kubie, jej mieszkańcach, mentalności, utopii-dystopii, w jakiej kazano im żyć przez dziesięciolecia. Ilość propagandy, jakie "małe prorokinie" potrafią wyrecytować jest zatrważająca. Ale o tym wszystkim już wiedziałam. Może ten film będzie bardziej interesujący dla mieszkańców USA, krajów Europy Zachodniej. Ale jako mieszkanka Polski, kraju komunistycznego przez wiele lat, niekoniecznie poruszają mnie zniszczone kamienice i ludzie, którzy zostali poddani praniu mózgu. Są w dalszym ciągu wśród nas i pojawiają się nowi wyznawcy. A i nieodnowionych, biednych dzielnic nawet w większych miastach jest jeszcze trochę. Takie są skutki ideologicznego fanatyzmu starych dziadów.