Film opowiada o ciężko chorych psychicznie ludziach. Grupa uzależnionych od adrenaliny narcyzów chodzi sobie po pięknych górach i prosi na kolanach los aby dał im tam umrzeć. Los jest łaskawy i wielu się udaje ;-) Widoki wyrenderowanych gór robią fantastyczne wrażenie ale to wszystko co w tym filmie wartego uwagi. Reszta to obserwowanie grupy idiotów, którzy siadają gołą dupą na rozgrzanej patelni i są ciężko zdziwieni, że w jajka parzy. Japonkę nie w jajka oczywiście ;-)
Uważam, że nie moża obrażać innych, tylko dlatego, że się ich nie rozumiesz, a to właśnie robisz, obrażasz innych bo nie rozumiesz ich zachowania i uważasz, że skoro ich rozumiesz to są ciężko chorymi ludźmi i możesz tak ich nazywać - sam jesteś faszystą
Jakim ty baranem jesteś!? Nabijam się z ciebie, że polskiego używasz jak jakiś cygan bez szkoły a ty znowu walisz byki. Ty naprawdę nie potrafisz zdania bez błędu napisać!? Poza tym logiki nie kumasz a próbujesz udawać mądrego. Skoro uważasz, że nie można nazywać faszystą kogoś kogo się nie rozumie to potwierdziłeś tylko tezę, że jesteś faszystą bo nie rozumiesz mojego zachowania. Wbij sobie do głowy półmózgu, że dopóki mamy jako taką wolność wypowiedzi to mogę pisać co myślę. Mam prawo uważać ludzi ganiających po Himalajach za ciężko chorych ludzi gdyż to są ciężko chorzy ludzie według wszelkich psychoterapeutycznych wskazań. No ale zagalopowałem się - dla ciebie to za trudne słownictwo, na pewno się zgubiłeś i nie wiesz o czym ja w ogóle piszę ;-)
"Ideologia polegająca na tym, że jedni ludzie nakazują innym zachowywać się według zasad przez nich ustanowionych. " czyli wychodzi na to, ze 100% cywilizowanego swiata to faszysci bo systemowo narzucaja innym zasady gry. facepalmuj do odwolania to moze zatrybi za ktoryms razem pajacu.
Janekkowalski2011 - mięczak jesteś, i tyle w temacie! Lepiej takich filmów nie oglądaj.
Nie wiedziałem, że aby oglądać bandę kretynów łażących po górach trzeba być twardzielem z kosą w zębach.
@Janekkowalsi
Oglądając ten film, od pewnego momentu miałem wrażenie, że to product placement wycieczek na Mount Everest.
To niby jest dramat. Jednak w zasadzie jest to familijne kino przygodowe. To telefony do domu, zapewnienia o tęsknocie i miłości. Które niepostraszenie przekształca się w product placement. Ta ciągłą, matczyna wręcz troska o klientów. O ich zdrowie. To prowadzenie za rączkę.
I ta drewniana psychologia tych postaci. Tu nikt do nikogo nie am pretensji. To zły los. Kilka podniosłych słów i gestów. I już nic nie boli. Zostaje tylko patos(?) albo podniosłość z oddania życia za coś co kochał.
Normalni ludzie chyba tak nie reagują.
A wracając do himalaistów, wystarczyło chwilę pomyśleć. Odmierzyć siły na zamiary. Wybrać łatwiejszą górę. Mniej by się zmęczyli i mieliby więcej czasu na podziwianie widoków. Bo moim zdaniem wyzwanie trzeba sobie umiejętnie dobrać. Bo jakoś nie wierzę by wyczerpany człowiek czerpał radość z podziwiania widoków. No, ale może ja się nie znam.
To jest forma uzależnienia. Oni doskonale wiedzą, że mogą nie wrócić ale właśnie dlatego tam idą. Adrenalina ich napędza. Adrenalina daje kopa. Daje poczucie, że właśnie po to warto żyć. Jak alkoholik sięgający po "ostatni" kieliszek wierzy, że to jest naprawdę ostatni kieliszek a na drugi dzień idzie po kolejną butelkę tak himalaiści wierzą, że idą tam podziwiać piękno gór, zmierzyć się ze sobą i naturą, wierzą, że kontrolują to co robią a tak naprawdę jadą na pasku uzależnienia. Oczywiście mniej haniebnego niż banalny alkoholizm, narkomania czy kompulsywna masturbacja ;-)
Gratuluje zgrabnego komentarza i kapitalnej dyskusji :)
Podpisuje się recamy i nogoma :)))))
Mnie osobiście najbardziej wykurzyły te smętne obrazki (po zakończeniu filmu) rodziny i córeczki, która nie miała szansy zobaczyć swojego taty...
No jak się ma tatusia debila - to taki los niestety.
Gdyby nie ci "ciężko chorzy psychicznie ludzie", jak piszesz, ludzkość nigdy by nie odkryła Ameryki i nigdy by nie poleciała na Księżyc.
A co mają wspólnego naśladowcy odkrywców z odkrywcami!? ;-) To zawsze tylko mierne kopie oryginałów. Nie ma problemu z pierwszym facetem, który dotarł na szczyt i zapisał się dzięki temu w historii ale ludzie, którzy odkrywają odkryte nie zasługują na szacunek przynależny właściwemu odkrywcy.
Większość dzisiejszych himalaistów jeszcze się nie urodziła kiedy to sir Edmund Hillary zdobywał Everest. Dlatego każde pokolenie zdobywa góry od nowa. Każdy ze zdobywców, o ile zrobił to własnymi siłami, zasługuje na taki sam szacunek. Ale Ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo zbyt cyniczne masz podejście do życia.
A co ma cynizm do logiki!? ;-) To, że jestem cyniczny nie znaczy, że mam być idiotą, który będzie naciągał logikę pod własne tezy. Tak jak ty ;-) Pewnie masz trudności z odnalezieniem różnicy w pojęciach odkrywcy i zdobywcy. Więc ci podpowiem, że odkrywca to ten, który odkrył i jest tylko jeden bo odkryć można tylko raz a zdobywcą jest naśladowca, który z odkrywcą nie ma nic wspólnego bo nic nie odkrył a jedynie kopiuje zachowanie odkrywcy. I może je kopiować wielokrotnie. Dlatego zdobywców mamy na pęczki a odkrywcę jednego. I pewni nigdy też nie zrozumiesz, że szacunek do kogoś związany jest z wyznawanym systemem wartości. Jeśli dla kogoś narażanie życia po to aby wleźć gdziekolwiek jest oznaką głupoty to wtedy naturalne jest, że nie będzie dla takich ludzi żywił szacunku. Natomiast jeśli ktoś potrafi fantastycznie bekać i robić tym bekaniem wrażenie na całej klasie to będzie miał szacunek kolegów, dla których taka umiejętność jest wysoko oceniana w ich systemie wartości. To jedynie kwestia systemu wartości, który nam odpowiada.
Twoja pesymistyczna pozycja cynicznego sceptycyzmu wywodzi się z Twojego strachu. Twoja pokrętna logika wywodzi się z Twojej niewiedzy tudzież ze zdegenerowanego systemu wartości. Z tego względu Twoje wnioski są są i muszą być błędne.
Będąc dla Ciebie łaskawy, wytłumaczę Ci to czego pojąć nie potrafisz. Nie ma czegoś takiego jak dwa takie same wejścia na daną górę. Każda góra może być codziennie inną górą w zależności od wiatru, śniegu, mgły, temperatury. Na szczyt można dotrzeć różnymi drogami i różnymi technikami. Dlatego każde wejście jest odkrywaniem kolejnego oblicza tej samej góry. Z tego względu każdy himalaista może być zarówno odkrywcą jak i zdobywcą. Ale żeby to zrozumieć trzeba pojechać w góry, a nie wymądrzać siedząc w kapciach i z tabletem w ręku.
Wiesz, teraz w Brazylii są igrzyska olimpijskie. Ludziki biegają i skaczą za kasę i medale. Powiedz im, że ich wynik nie ma znaczenia bo przecież na danym dystansie można pobiec na rękach albo bez majtek ;-) Jesteś takim matołem, że nigdy nie pojmiesz co to takiego relatywizm i zawsze będziesz się upierał, że odkrycie góry to synonim zdobycia góry co jest jaskrawym błędem logicznym. A żeby się posługiwać logiką nie trzeba jechać w góry - wystarczy się urodzić z takim mózgiem jak mój ;-) Ty masz teraz za bardzo pod górkę ale może w przyszłym życiu dasz radę. Nie trać nadziei ;-)
Przykro mi, że forum filwebu zostało opanowane przez ludzi o tak niskim poziomie świadomości (poniżej 200 w skali Hawkins'a), których ego ledwo co się mieści na serwerach tego serwisu. Ludzi których celem jest nieustanne karmienie tego ego, poprzez obrażanie innych, pochlebianie sobie i samozadawalanie się. Ludzi zamkniętych na argumenty innych użytkowników. Ludzi, którzy najpierw stawiają jakąś tezę, a potem sami sobie udowadniają jej prawdziwość. Niestety dyskusja z takimi osobami to zwykła strata czasu. Mówiąc szczerze, trochę mi nawet szkoda takich osób i współczuję im.
Przykro mi, ale nie jestem w stanie poświęcić Ci ani minuty dłużej z mojego cennego czasu - po prostu nie warto. Oczywiście Janekkowalski2011 jeszcze skomentuje moją wypowiedź, bo jego dominujące "niższe ja" nie pozwoli mu pozostawić tego postu bez odpowiedzi. Ale to będzie próżny wpis, bo ja go już nie przeczytam.
I myślisz, że jesteś w stanie manipulować mną jakimiś prostackimi zagrywkami w stylu "Oczywiście Janekkowalski2011 jeszcze skomentuje moją wypowiedź" ;-) Jaki ty jesteś żenujący ;-) I oczywiście przeczytasz to a jeśli jesteś jeszcze głupszy niż przewidywałem to nawet odpiszesz ;-)
its_no_good dzieki za sensowny wpis. Mimo wszystko mam nadzieje ze przeczytasz -na to licze- komenta innych, ktorzy jak Ty i ja szanuja czyjes wybory. Mozna sie przyznac ze sie czyjegos hobby czy pasji nie rozumie ale porownywac np. do zawodow w piciu denaturatu pokazuje malosc autora tej dyskusji i obnaza jego swiadome lub podswiadome leki i frustracje nad-byc moze- nudna i zalosna egzystencja. Dla takiego czlowieka codziennym zdobyciem Everestu jest dokopanie komus- ot chocby za literowke w wyrazie. Zastanawia mnie czy taki czlowiek szuka logiki w kazdej czynnosci jaka wykonuje- czy idac na spacer potrafi isc po prostu przed siebie czy tez ma w planie okrazenie parku 4 razy bez nadepniecia na szyszki :-P
A czym się różni pierwszy psychopata od setnego ? Everest to nie jest jakiś ląd nieznany który trzeba odkrywać, szczyt jak i całą górę widać z daleko a przez lunetę nawet dokładniej. Pierwszy "zdobywca" mógł sobie wygodnie siedzieć na dole z drinkiem w ręku i podziwiać górę przez lunetę.
O to jaka jest różnica między pierwszym a kolejnym zapytaj każdą laskę, która dziewictwo traciła na trzeźwo. No bo te nawalone jak stodoła faktycznie mogą nie widzieć różnicy jak to było pierwszy raz a jak było kolejnym razem.
Oceniasz film, czy zachowania pewnej grupy ludzi? Chyba pomyliłeś fora. Dałeś filmowi notę 4 czyli zdaniem innych użytkowników zdecydowanie za niską. Zastanów się następnym razem bo to, że np. nie lubisz gangsterów nie oznacza że "Ojca Chrzestnego" powinieneś ocenić na 4. Inną kwestią jest to, że "Everest" dla Ciebie to jedynie "4" a infantylna i przeciętna komedyjka "Ściągany" oceniłeś na "10" (wtf?). W najbliższym czasie zamierzam obejrzeć " Everest" (wszedłem na opis filmu, żeby poznać opinie innych użytkowników forum) i lepiej żeby okazał się słaby, bo w innym przypadku poużywam sobie na Tobie.
Zapraszam do mnie - zawsze bardzo chętnie kłócę się na forum ;-) Uwielbiam absurdalne komedie i dlatego zawsze będę je wysoko oceniał. Z wielką przyjemnością oglądam co kilka lat "Top Secret" ;-) Nie jestem demokratą i nie cenię demokracji więc argument o odchyleniu od normy w kwestii oceny czegokolwiek także nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Mogę Ci powiedzieć, że pierwotnie dałem jedynkę bo wkurzyłem się, że ten film jest taki durny ale potem przypomniały mi się bardzo dobrze wykonane renderingi gór i dla tych efektów postprodukcji dorzuciłem trzy punkty. Ja nie mam nic do gór czy ludzi, którzy po górach łażą. Ostatnio sam byłem na wyprawie na dwie góry - jedna w Niemczech a druga w Czechach - piękne widoki warte zmęczenia. Ale tylko zmęczenia. Ryzykować życie czy zdrowie aby popatrzeć przez chwilę na planetę u stóp jest dla mnie niewytłumaczalne.
W końcu obejrzałem i uważam, że to kawał solidnego kina. Scenariusz inny być nie mógł skoro miał opisywać prawdziwe wydarzenia (może spodziewałeś się Pokemonów albo kosmitów, którzy w finale wylądują w górach), aktorstwo generalnie ok (Jake Gyllenhaal świetny), obraz i montaż to największe plusy filmu. Tak jak pisałem wcześniej: nie można źle ocenić np "Skazanych na Shawshank" bo więźniowie to idioci, albo "Ojca chrzestnego" bo gangsterzy to źli ludzie. Albo oceniamy filmy albo... no właśnie - sam nie wiem o co Ci chodziło. Może miałeś zły dzień. Cytując Ciebie "Film opowiada o ciężko chorych psychicznie ludziach" - Ty tak serio? Takim "chorym" ludziom, tacy jak Ty nie dorastają do pięt (nie zamierzam Cie obrażać tylko stwierdzam fakt). Poznałem podobny Tobie, dla których każdy wybijający się ponad przeciętność musi być chory, dziwny i takie tam. Prawda jest taka, że gdyby wszyscy ludzie myśleli podobnie - nie próbowali osiągnąć niemożliwego i przesunąć granic ludzkich możliwości - to siedziałbyś w jaskini i bał się wystawić z niej nos. Większym od siebie zostaw zdobywanie szczytów, lądowanie na Księżycu i (być może wkrótce) dotarcie do Marsa. Dobra rada - zmień nastawienie. Bywaj zdrów
Ja nie mam nic do aktorów, którzy odgrywali prawdziwych ludzi. Wyraźnie twierdziłem, że film jest o chorych psychicznie ludziach czyli o pierwowzorach a nie aktorach. Pewnie nie masz świadomości jak wielu ludzi wybijających się na ponadprzeciętność ląduje na psychoterapiach a czasami bezpośrednio na oddziale. Ci łażący po górach niczym się nie różnią od narkomanów, alkoholików, seksoholików. Mają taką samą pustkę w mózgu, identyczną potrzebę dodatkowej stymulacji tylko inny sposób na powolne popełnienie samobójstwa. Oczywiście jak większość alkoholików czy narkomanów nie mają świadomości co się z nimi dzieje. Ale jest to wiedza specjalistyczna więc trudno mieć o to pretensje. Podobnie na Filmwebie - większość forumowiczów nie ma pojęcia jak działa ludzki mózg, jak emocje sterują naszym zachowaniem, co powodują neuroprzekaźniki - stąd brak zrozumienia dlaczego ludzie w Himalajach codziennie ryzykują życiem. Ty także należysz do ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym co piszę. Jesteś jak człowiek, który całe życie wierzył, że Ziemia jest płaska i nagle dowiedział się, że jest inaczej. Wdrukowana wiedza nie pozwala ci spojrzeć na problem z innej perspektywy. Nie powiem, że jesteś tępy ale po prostu nie dość błyskotliwy aby wzbić się na wyższy poziom i dlatego nie rozumiesz problemu.
Piszesz o błyskotliwości, a nie potrafisz zrozumieć prostej wypowiedzi. Nie pisałem nic o aktorach, po za "aktorstwo generalnie ok (Jake Gyllenhaal świetny)", więc nie wiem po kiego grzyba Twoje "Ja nie mam nic do aktorów, którzy odgrywali prawdziwych ludzi". Po raz kolejny Ci tłumaczę, że siedząc przed telewizorem albo przed komputerem nie zrozumiesz osób, którzy ryzykują życiem, po to żeby przesunąć granice ludzkich możliwości (czy tylko swoich możliwości). Dla porównania, jak kolejni astronauci będą próbowali stanąć na księżycu i coś pójdzie nie tak, to wypocisz gdzieś na forum, że to "ciężko chorzy ludzie"? Oczywiście, że tak stwierdzisz, bo taki już jesteś (nie twoja wina). Zrozum, że postęp w wielu dziedzinach może pochłaniać ofiary i gdyby nie one siedziałbyś teraz w jaskini, bo na zewnątrz przecież dzikie zwierzęta, które mogą cię pożreć. Gdyby nie ci "ciężko chorzy ludzie" nie moglibyśmy wszyscy oglądać np. takich zdjęć jak to
http://bi.gazeta.pl/im/01/1b/10/z16888833Q,Edmund-Hillary-na-szczycie-Mount-Ever estu.jpg.
A tak serio, to co zrobiłeś wyjątkowego w swoim smutnym życiu trolla internetowego? Ja na przykład w czasie naszej niepotrzebnej dysputy przebiegłem 1 maraton (12-ty w moim życiu) i po raz pierwszy ultramaraton. Gdybym w trakcie tego ostatniego zmarł (przecież wiele osób umiera podczas tego typu wyzwań), to napisałbyś o mnie "ciężko chory człowiek"? Pewnie tak.
Na pewno chory człowiek skoro popełnia samobójstwo. Każdy kto popełnia samobójstwo jest chory. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli świadomie ryzykujesz utratę życia po to, żeby sobie pobiegać to znaczy, że masz problemy emocjonalne. Gdybyś to tłumaczył chęcią zdobycia kasy za wygranie maratonu, nawet kosztem zdrowia, to byłoby to zrozumiałe i racjonalne. Ale jeśli biegasz dla "zdrowia" ryzykując utratę życia to znaczy, że jesteś chory. Musisz zrozumieć, że nie można porównywać astronauty czy choćby Elona Muska z jakimś gównianym himalaistą, który odtwarza jedynie coś co już dawno ktoś przed nim zrobił jako pierwszy. Gdyby astronauta ryzykując utratę życia, wybierał się na Księżyc, już wielokrotnie spenetrowany, tylko po to, żeby mieć świadomość, że jest 823786 człowiekiem na Księżycu, to oczywiście również świadczy jedynie o jego bardzo chorej psychice. To jest właśnie ta subtelna różnica, której nie potrafisz pojąć. Kiedy się działa racjonalnie (czyli dla osiągnięcia rozsądnej korzyści) to ma sens i zasługuje na pochwałę. Jednak kiedy się działa jedynie pod wpływem emocji, całkiem bez racjonalnego sensu to nie można tego traktować chwalebnie. A himalaiści łażą po górach jedynie po to, żeby się spuścić. Nie można tego zakwalifikować jako rozsądną korzyść za cenę ludzkiego życia skoro można powiedzmy za dwieście złotych puknąć całkiem fajną dziewczynę i tak samo zresetować jądra. Rozumiesz teraz? Himalaiści to chorzy ludzie bo im nie wystarczy panienka aby się spuścić - oni muszą zaryzykować życiem aby osiągnąć to samo. Jak doświadczony narkoman, który musi walnąć dwie działki w żyłę bo po jednej nic nie poczuje.
Co ja zrobiłem!? Byłem współautorem wydarzenia, które było na ustach Polski przez cały tydzień. Dla ludzi z mojej branży nie ma lepszej adrenaliny ;-) Zajebiste uczucie ;-) No ale nie może się równać z ryzykowaniem życia dla czterdziestokilometrowej przebieżki ;-)
"Byłem współautorem wydarzenia, które było na ustach Polski przez cały tydzień" - Światowe Dni Młodzieży Kraków 2016
Kto nigdy nie był w górach ten tego nie zrozumie . Mi wystarczył tydzień w Tatrach by stało się to moją pasją. Oczywiście Tatry to nie Himalaje ale napewno Ci ludzię co chodzą po najwyższych górach też nie zaczynali od Everestu czy innych 8 tysięczników . Poprostu swoje pasje trzeba rozwijać , w tym przypadku wchodzić coraz wyżej , a jak ma się możliwości to Himalaje czemu nie.
A kto komu broni łazić po górach!? Jedni piją wódę, drudzy ładują koks a jeszcze inni chodzą po górach. Wszystko po to by podkręcić emocje ;-)
Dla ciebie to idioci. Tyle tylko, że dzięki Jerzemu Kukuczce, który według twoich kryteriów jest idiotą, o biednej Polsce w latach 80' usłyszał cały świat. To co robił on i jego przyjaciele na zawsze dało Polakom miejsce w kronikach światowego himalaizmu. Tacy ludzie jak wielcy wojownicy, wielcy naukowcy, wielcy myśliciele, wielcy politycy czy w końcu wielcy podróżnicy i zdobywcy budują wizerunek i markę danego narodu.
Zresztą to ich życie. Ludzie uprawiający sporty ekstremalne może i mają krótsze życie niż Ty, ale za to znacznie bardziej interesujące. Co kto lubi.
Pluszowym katolikom i domorosłym psychiatrom warto przypomnieć list gratulacyjny Jana Pawła II do członków polskiej, zimowej ekspedycji na Everest, w którym papież bynajmniej nie podziela opinii na temat moralnych oraz psychicznych schorzeń himalaistów:
"Cieszę się i gratuluję sukcesu moim Rodakom, pierwszym zdobywcom najwyższego szczytu świata w historii zimowego himalaizmu. Życzę Andrzejowie Zawadzie i wszystkim Uczestnikom wyprawy dalszych sukcesów w tym wspaniałym sporcie, który tak bardzo ujawnia "królewskość" człowieka, jego zdolność poznawczą i wolę panowania nad światem stworzonym. Niech sport wymagający tak wielkiej siły ducha, stanie się wspaniałą szkołą życia, rozwijającą w Was wszystkie wartości ludzkie i otwierającą pełne horyzonty powołania człowieka.
Na każdą wspinaczkę, także tę codzienną z serca Wam błogosławię. Watykan, dnia 17 lutego 1980 roku. Jan Paweł II"
Dodam, że papież gratuluje tu pierwszego na świecie ZIMOWEGO wejścia na Everest. Jaka to będzie jednostka chorobowa Panie Janekkowalski2011?
Polityk, prezydent państwa Watykan prywatnie uwielbiał łazić po górach więc na pewno nie można uznać tego co pisał o himalaistach za słowa obiektywne. Do tego polityk jest zobowiązany do zachowania pewnej dozy dyplomacji oraz poprawności politycznej w swoich wypowiedziach. Stąd prezydent państwa Watykan nie jest jakimś rozsądnym źródłem zdrowej opinii dotyczącej choroby himalajskiej ;-) Zwróć uwagę jak bredzi obecny prezydent państwa Watykan. Prezydent Franciszek wygaduje takie bzdury, że można by pomyśleć, iż urwał się z psychiatryka albo zebrania partyjnego marksistów. Co na jedno wychodzi ;-)
Co prawda nie wiem czym są "słowa obiektywne" (słowa się wypowiada i tyle) zrozumiałem jednak, że w Twojej optyce obojętność lub nienawiść dają prawo do obiektywizmu. Osobiście przypuszczam, że jest akurat odwrotnie. Upodobanie pozwala poznawać a obojętność czy odraza przeciwnie (np 90% uczniów nie umie matematyki bo jej nie lubi). Miłośnik wie więcej o tym co kocha niż nienawistnik o tym, czego nienawidzi. Sąd tego drugiego składa się zwykle z samych uprzedzeń. Podobnie zresztą działa strach. Dogłębnie spietrany o własne zdrowie, życie, bezpieczeństwo i komfort weźmiesz za wariactwo wszystko, co może temu zagrozić.
Więc twierdzisz, że alkoholik jest w porzo bo jako miłośnik wódy wie o co kaman ;-) Muszę to sprzedać fachowcom od leczenia uzależnień ;-) Całe życie nie wiedzieli, że efekty ich pracy są mizerne bo popełnili kardynalny błąd i nie brali pod uwagę miłości alkoholika do wódy ;-) A przecież jak kocha tę wódę to wie co się z nim dzieje i nie potrzebuje pomocy jakiegoś konowała od psychiki ;-) Wariactwem jest każda działalność człowieka obliczona jedynie na podniesienie adrenaliny dla samego podniesienia adrenaliny. Więc jeśli chodzisz na krawędzi dachu stupiętrowego wieżowca tylko po to aby mieć uderzenie adrenaliny to oznaka choroby psychicznej ale jeśli robisz dokładnie to samo bo nie ma innej drogi aby uratować dziecko oczekujące pomocy to wtedy jest racjonalne działanie. Himalaiści chodzą w góry jedynie po to aby zaryzykować własnym życiem w celu uzyskania burzy hormonów. To oznacza chorobę psychiczną. No bo gdyby Himalaista szedł na szczyt uratować oczekujące pomocy dziecko to inna sprawa ;-) Ale obawiam się, że na Mount Everest nie ma przedszkola więc i szanse na ratowanie dzieci są zerowe ;-)
Nie wiem, czy alkoholik jest miłośnikiem, czy uzależnionym (chorym). Znani mi alkoholicy bynajmniej nie żyją swoim upodobaniem do alkoholu lecz przymusem picia. Wiem jednak, że wspinacze nie są alkoholikami ani chorymi a Twoim problemem jest, że zakładasz to, co chcesz wykazać.
Wskazywanie na adrenalinę jest już tak oklepanym błędem pars pro to to, że nawet nie warto go komentować.
Argument z dzieckiem też jest nietrafny. Jeśli mam przejść po krawędzi dachu wieżowca, żeby uratować dziecko, muszę się wcześniej nauczyć chodzenia po dachach. Inaczej spadnę i nie pomoże adrenalina. A nie nauczę się w pluszowej kulturze, którą zabrania ryzykowania. Nasza kultura już straciła ducha eksploracji i upada. Świetnie to było widać w 1995 roku w Sebrenicy, gdzie holenderscy "żołnierze" pozwolili wymordować powierzonych ich opiece Bośniaków. Złośliwie napiszę: pluszowe misie z odrazą do adrenaliny. A po prostu tchórze i łajdaki.
Włodek, ja się z tobą zgadzam w stu procentach, że świat zszedł na psy i odwaga związana z ponoszeniem ryzyka utraciła należny respekt. Przywołanie Srebrenicy i tchórzliwych Holendrów, którzy za to, że wydali chronionych ludzi na śmierć a potem dostali jeszcze za to medale to strzał w dziesiątkę. Nasza kultura, nasza cywilizacja stała się pośmiewiskiem dla tych, którzy nie boją się umierać w imię własnych ideałów. Zgadzam się z tym i boleję strasznie, że to się dzieje na moich oczach. Zabranianie ryzykowania doprowadza mnie do szału. Szlag mnie trafia kiedy o trzeciej w nocy stoję bez sensu na pustym skrzyżowaniu bo mam czerwone światło - bo ktoś na siłę pragnie zadbać o to abym nie zaryzykował zderzenia z duchem. Ten świat jest porąbany i mam ogromną trudność aby to zaakceptować. Ale jednak nie mogę się zgodzić, że Himalaista różni się w swoim działaniu od alkoholika czy innej osoby uzależnionej od dużych dawek hormonów. Alkoholik, seksoholik, zakupoholik, pracoholik czy himalaista działają według tego samego schematu.
Człowiek działa wg pewnych schematów bo inaczej nie może. Różnica między narcyzem a człowiekiem honoru jest tylko różnicą stopnia zainteresowania samym sobą. Ostatecznie alkoholik, seksoholik, zakupoholik, pracoholik czy himalaista będą mieli wspólne mianowniki z tej tylko racji, że wszyscy są ludźmi. Tyle tylko, że te mianowniki będą nieistotne. Widzę więcej różnic między pijakiem a wspinaczem niż podobieństw między nimi. Nie widzę sposobu w jaki pijak (seksoholik itd.) miałby zdobyć sprawności definiujące wspinacza. Zaręczam, że pijak na żadną górę nie wejdzie. Oczywiście można uprzeć się przy wąskiej optyce. Mogę przecież twierdzić, że ludzie łączą się w pary dla stałej dawki oksytocyny od której są uzależnieni, jak himalaiści od adrenaliny. Jednak w taki sposób niewiele rozumiem z ludzkich związków. Tak się składa, że człowiek jest ssakiem i bez hormonów nie może działać, podobnie jak bez jakiejś przyjemności (św. Tomasz z Akwinu). Nie znaczy to jednak, że przyjemność określa człowieka. Argument mylący cześć z całością jest demagogiczny i głupio nad nim deliberować.
Osobiście w górach zawsze czuję głęboki spokój a nie żaden stres. Gdybym miał pieniądze z pewnością jeździłbym w Himalaje a nie Tatry. Być może czyni mnie uzależnionym od dużych dawek hormonów. A nawet wręcz przeciwnie, pozbawionym hormonów zakompleksionym frustratem. Taki jest urok argumentów pars pro toto, że wyglądają na całe wytłumaczenie a są jego fragmentem. Fragmenty zaś można dobierać wedle życzenia.
Włodek, gwarantuję ci, że ludzie nie łączą się w pary dla stałej dawki oksytocyny ;-) Oksytocyna przychodzi zdecydowanie później. Dopiero kiedy uspokoją się emocje związane z szaleństwem zakochania ;-) Poza tym oksytocyna dotyczy jedynie kobiet - faceci mają swoją wazopresynę. Chociaż masz rację, że kobiety są od niej uzależnione i łakną jej. Kiedy jej brakuje czują się jak alkoholik bez alkoholu. Nie rozumiem dlaczego uważasz alkoholików za gorszy sort człowieka - to są po prostu ludzie chorzy. Wydaje mi się, że powinni być traktowani z taką samą dozą godności jak schizofrenik czy hemofilityk. Z twoich wypowiedzi wynika, że uważasz ich za niegodnych porównania z himalaistą. Może po prostu nie poznałeś nigdy alkoholików określanych jako wysoko funkcjonujący. To jest ogromna rzesza ludzi, którzy otaczają cię na co dzień. Tłumacze, prokuratorzy, lekarze, pielęgniarki, nauczycielki, graficy, politycy, prawnicy, artyści z pierwszych stron gazet. Oni wszyscy wyglądają rewelacyjnie, są zadbani, super ubrani, chodzą na siłownie, zdrowo się odżywiają ... tylko raz na jakiś czas potrzebują się napić. Dla jednych jest to doba ale dla wielu może to być nawet rok. Wytrzymają rok na tak zwanych "ściśniętych pośladkach" po to aby raz do roku mieć ciąg alkoholowy. A potem znowu wracają do swojego pięknego życia ze świadomością albo i nie, że kiedyś nie będą potrafili wytrzymać nawet tygodnia bez alkoholu. Tu nie chodzi o to kto jakimi perfumami pachnie. Czy to będzie spektakularnie drogie pachnidło czy też naturalny zapach spitego menela. Obie te grupy łączy dokładnie taki sam mechanizm sięgania po alkohol. Myślę, że tobie jest trudno zgodzić się na wizerunek uzależnionego himalaisty bo łączysz wizerunek alkoholika z menelem a nie z wymuskanym prezesem spółki giełdowej. W każdym razie prezesa alkoholika i himalaistę łączy nie tylko pokaźny portfel ale także identyczny mechanizm sterowania własnymi emocjami. W przypadku prezesa alkoholem a w przypadku himalaisty adrenaliną.
Uparcie pomijasz fakt, że wspinaczka wymaga szeregu umiejętności oraz wielu sprawności moralnych. Picie natomiast wymaga tylko posiadania alkoholu.
Obawiam się, jak już podkreślałem, że wszyscy mamy taki sam mechanizm sterowania emocjami. Nie widzę innej analogii między ciągiem alkoholowym a wyprawą w góry poza tym wspólnym wszystkim ludziom emocjonalnym mechanizmem. Taka sama analogia będzie między rozpustą a małżeństwem. I tu i tu trzeba przecież od czasu do czasu iść do łóżka, żeby nie chodzić ze "ściśniętymi pośladkami". Jednak pozbycie się emocji prowadzi tylko do spotwornienia człowieka.
Trafnie zauważyłeś, że mam alkoholików za ludzi pozbawionych określonych sprawności moralnych. Być może niektórzy z nich mają umiejętność odraczania alkoholowych gratyfikacji co być może byłoby nawet wstrzemięźliwością (początkiem umiarkowania), gdyby tylko nie dotyczyło umiarkowania w złym działaniu (tj. upijaniu się). Z alkoholizmu nie da się zrobić sprawności, choć zapewne da się popaść w fizjologiczne uzależnienie, niszczące sam mechanizm, który je umożliwia.
Wspinaczowi wstrzemięźliwość daleko nie wystarcza, choć niektórzy tracą nawet ją w określonych okolicznościach. Wspinaczka daje jednak możliwość rozwoju osobistego o czym w egzaltowany sposób pisał cytowany wcześniej JPII.
Włodek, do zostania alkoholikiem potrzeba zdecydowanie więcej niż umiejętność metabolizowania C2H5OH ;-) Alkoholizm to w dużym uproszczeniu próba zabicia siebie. Najczęściej nieuświadomiona. Gdybyś spotkał kogoś kto idzie do Liroy Merlin aby kupić rozpuszczalnik aby go wypić to pewnie byś się zdziwił i pomyślał, że chce popełnić samobójstwo. Alkohol jest rozpuszczalnikiem. Ludzie piją go bo nie chcą o tym wiedzieć. Wiedzą, że po spożyciu jest fajnie i tyle. A dlaczego jest fajnie to nie ma znaczenia. Ale po co ma być fajnie!? Bo bez alkoholu nie jest fajnie. Gdyby człowiek czuł się fajnie bez alkoholu to po co go pić!? Ale czuje się niefajnie więc pije. I jeśli pije odpowiednio długo i dużo to umiera. Czyli osiąga zamierzony ale nieuświadomiony cel. Zabija się. Przestaje istnieć. Przestaje istnieć bo życie mu się nie podobało. Piszesz, że alkoholicy się upijają - to nie jest prawda. Oni się nie upijają tylko chcą nie czuć nic. Chcą aby ich nie było. To jest ten moment, który mówi, życie jest dla mnie nie do przyjęcia więc nie chcę go widzieć, słyszeć i czuć. Nie chcę takiego życia. Wolę umrzeć. Ale nie jestem dość zdesperowany aby powiedzieć to wprost i zrobić to bezpośrednio. Chociaż czuję się fatalnie. Nie wiem czy potrafiłem oddać matnię myśli osoby chorej na alkoholizm. Chorej na alkoholizm ale nie uzależnionej fizjologicznie. Bo jedyne substancje od których człowiek jest uzależniony to woda i tlen. Cała reszta uzależnień to uzależnienia psychiczne. Alkohol także. To mózgi alkoholików są chore. Zresztą dokładnie to samo jest z heroiną czy kokainą. To także jedynie psychiczne uzależnienie. Wiesz, że miliony ludzi na całym świecie miewają operacje wstawienia endoprotezy biodrowej. Zwykle starsze osoby. Można powiedzieć babcie i dziadki ;-) Wiesz, że w trakcie leczenia, po operacji, dostają przeciwbólowo, środki czystsze od heroiny i silniejsze od heroiny? Miliony osób. A widziałeś kiedyś babcię dygającą do dilera po działkę? Pewnie nie widziałeś. Bo babcia nie ma problemów z głową tylko z fizycznym bólem. Dostanie swoje i jak ból minie to nie pozostanie uzależniona. Tylko osoba mająca problemy psychiczne się uzależni. A uzależni się od wszystkiego. Od papierosów, od internetu, od alkoholu, od heroiny, od kokainy, od seksu, od zakupów, od jedzenia, od hazardu, od adrenaliny, od chodzenia po górach. Od wszystkiego się uzależni aby nie czuć się tak jak się czuje czyli źle. Stąd teza, że ktoś kto idzie gdziekolwiek ryzykując mocno własnym życiem to dokładnie to samo uzależnienie jak każde inne.
Myśląc w ten sposób potępiasz każdą pasję. Być może Twój homeostat jest ustawiony na stoicką obojętność (wyznaczając Twoje UZALEŻNIENIE od braku uczuć). Mnie psychoanalityczne wywody o instynkcie śmierci nie przekonują. Psychoanaliza w szerokiej opinii naukowców to szarlataneria. Podobnie jak teza, że wspinaczka jest jak alkoholizm bo ich psychologia/fizjologia jest podobna: człowiek przeżywa jakiś podejrzane, emocjonalne gratyfikacje w nieświadomym dążeniu do śmierci. Ego próbuje pogodzić id i superego etc. Może mam za mało alkoholowych doświadczeń, żeby to pojąć. Rozumiem wartość życia bardzo prosto. Życie ma sens zawsze i wyłącznie, gdy używa się chwili lub do czegoś dąży (por. "Sens życia". I.M. Bocheński OP). A wszystko ponad to jest od Złego. :-) Pozdrawiam
Po stwierdzeniu, że metody, na których opiera się leczenie z uzależnień uznajesz za szarlatanerię i ciebie nie przekonują ;-) możemy uznać, że wróciliśmy do punktu wyjścia. Czyli ty uważasz, że facet, który wchodzi tam gdzie nie ma czym oddychać, gdzie każdy krok może dosłownie zakończyć jego życie, gdzie z braku tlenu miewa się halucynacje, za przygodę hardego turysty. Ja natomiast uważam, że ktoś kto robi wszystko co może, aby zginąć, zamierza popełnić samobójstwo. Amen ;-)
Cały czas jesteśmy w punkcie wyjścia. Uparłeś się, że wspinaczka jest ciężką chorobą i masz pretensję, że ludzie nie chcą się z niej leczyć. Nie słyszałem, żeby terapia wyleczyła jakiegoś wspinacza i nic mi nie wiadomo, żeby ktokolwiek tego próbował. W Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 figuruje owszem alkoholizm ale nie ma wspinaczki, alpinizmu ani himalaizmu. Sam rozpływając się w zachwycie nad (znakomitą) rolą Gajosa w "Żółtym szaliku" zapomniałeś, że jego postać to ciężko psychicznie chory maminsynek, który siada na rozgrzaną patelnię a potem beczy i wścieka się, że go w jajka piecze. Prawdziwy alpinista! Dlatego również proponuję Ci psychoanalizę, czyli nowocześniejszą wersję zabawy w gusła i uroki: tak bardzo boisz się wszystkiego, co się może a nie musi się wydarzyć, że swój lęk projektujesz w urojenia na temat tego, czego inni ludzie chcą.
Jeśli znajdziesz choć jedno zdanie, w którym nakazuję się leczyć z choroby to będę ciężko zaskoczony. Od kiedy pamiętam jestem zwolennikiem volenti non fit iniuria więc mam naturalne obrzydzenie do nakazywania czegokolwiek wolnym ludziom. Jeśli ktoś ma fantazję chodzić po górach i się tam zabić - to jego decyzja. Jestem skrajnym egoistą i życie himalaistów mam tak głęboko w dupie, że aby je odnaleźć potrzebowałbyś profesjonalnej latarki. Uwierz mi, że nie lękam się o życie himalaistów, alpinistów czy zawodowych onanistów. Jedyne czego się realnie obawiam to Skarbowy i ZUS ;-) No ale problemy z urzędnikami z tych instytucji to nie śnieżna turystyka górska tylko prawdziwe pole minowe ;-) W każdym razie śmieszy mnie kiedy kolejny Kukuczka czy Rutkiewicz z powodu popełnienia samobójstwa w górach ma odgrywane płaczliwe marsze żałobne w telewizji. Jakoś tysiące innych polskich samobójców nie doświadczają takiej chwały po śmierci.
Od 15 lat nie oglądam telewizji, bo mi nie odpowiada jej repertuar. Czemu Ty miałbyś się nim przejmować, skoro jesteś "skrajnym egoistą"? Jedyne wytłumaczenie jakie mi przychodzi do głowy jest takie, że Kukuczki i Rutkiewicze zabierają Ci czas antenowy. Już nawet Wojciechowska weszła na Everest i pewnie również pokazywali to w TV. Może powinieneś wejść na rękach albo na golasa? Albo po staremu spektakularnie umrzeć podczas takiej próby (vide: Jezus Chrystus). Wtedy miałbyś publiczność. Tacy są ludzie, co robić.
Pierwszy raz nie bardzo rozumiem co chciałeś powiedzieć ;-) Ja nie oglądam telewizji krócej niż ty ale także nie oglądam. Chociaż Internet to trochę zafałszowuje bo jednak wszystkie informacje mam w Internecie. Wiem, że jest taka kobieta, która nazywa się Wojciechowska ale kojarzę ją jedynie z plakatów fundacji ratującej chore na raka dzieci. Nie miałem pojęcia, że także była na Mount Everest.
Chodziło mi o to, że to, co pokazują w TV nijak ma się do wspinaczki. Czasy Kukuczki minęły. Porównanie czasów sprzed 1953 roku z naszymi pokazuje, że żyjemy w różnych kulturach, które słabo się rozumieją. Wtedy nie pytano, czy wspinać się na Everest, tylko kto i kiedy go zdobędzie. Polecam film dokumentalny "Everest - poza granicami świata".