scenariusz oczywiście. Marvel nie zawiódł tym razem jeżeli chodzi o kreowanie świata zarówno scenariuszowo jak i wizualnie, a nawet zrobił to chyba najlepiej kiedykolwiek, jednak to nie zmienia faktu, że scenariusze pozostają na średnim poziomie.
Opowiem tylko o największych zarzutach moich. Pierwszy to będzie wręcz dla mnie komiczny wątek języka Shally-Bal, który jest podobny do wątku głównego z filmu Arrival. Jednakże w tym filmie Johnny dochodzi do wieloletnich konkluzji chyba po paru dniach i dzięki temu gwarantuję sobie deus ex machinę na końcu filmu. Nie muszę tłumaczyć, że to jest zwyczajnie głupie, że osoba nieznająca się na językach opracowuję i rozmawia w obcym międzygalaktycznym języku już po paru dniach.
Drugim zarzutem jest to, kiedy Galactus dociera na Ziemię. Planem bohaterów jest to aby zaciągnąć go do Franklina. Co robi bohaterski zespół? Postanawia go postawić w środku miasta nad ludźmi, aby zniszczył budynki i możliwe zagroził życiu cywili. Jednym prostym rozwiązaniem było to, aby dziecko zostawić gdzieś na pustym, odizolowanym miejscu - Galactus nie musiał akurat być w Nowym Jorku.
Film w sam sobie jest fajny do oglądania, wystarczy ta trzymająca w napięciu akcja oraz warstwa audiowizualna, która była fantastyczna.
W mojej wersji filmu FF chciała zwabić Galactusa do jedynej maszyny teleportującej jaka została na Ziemi. Dlatego Franklin znalazł się w centrum Nowego Jorku i nie mogli go dać nigdzie indziej
O mój Boże faktycznie. Nie wierzę że mi to wyleciało z głowy, przecież to kluczowe było . W takim razie mój jeden argument jest błędny.
Jeszcze zapomniałem dopowiedzieć, że kiedy ta sekwencja w Nowym Jorku się działa to nikt nie pilnował dziecka, kiedy było w wieży, co też mnie wybiło mocno.
Eee, a dlaczego te maszynyny teleportecyjne musiał być zbudowane przy wieży Eiffla, na Tamizie w Londynie, przy piramidach w Gizie i na środku Time Squere? Rozumiem, ze nie było innych miejsc na ziemi tylko te które zna każdy średnio rozgarnięty amerykański widz? Haha
Chodzi mi o kogoś kto może z nim uciec. Johnny powinien być czujny, aby móc z Franklinem odlecieć, jak to zrobił wcześniej, a tak to zbyt wiele ryzykowali.
Jedynym zagrożeniem dla nich był Galactus, odstawił go w wydawało się bezpieczne miejsce (przypominam, że cały budynek ma dodatkowe osłony i w ogóle) i uwaga i siły wszystkich były skupione na Galactusie więc robili co mogli żeby chronić Franklina. A jeszcze co do nauki języka. Po pierwsze to nie było kilka dni tylko kilka miesięcy. Jest jasno powiedziane, że mają miesiąc na zbudowanie tych "mostów" , a Johnny zaczyna język rozgryzać już wcześniej. Johnny był wybitnym pilotem i astronautą, ludzie zajmujący się taką profesją zawsze mają wyższe doświadczenie w różnych dziedzinach nauki to dwa. 3, mimo, że zajmował się tym sam, to nie jest powiedziane, że nie miał do dyspozycji jakiejś technologii Reeda, jakiegoś komputera, z pomocą którego mógłby odkrywać język. 4, miał konkretne zdanie czy dwa w tym obcym języku i dokładnie ich tłumaczenie dodatkowo kilkadziesiąt innych nagrań w tym języku, jest to mała próba ale na tyle duża, żeby i w naszej rzeczywistości w takiej sytuacji, zwłaszcza mając do dyspozycji różne narzędzia AI aktualnie dostępne w dużej mierze dałoby się taki język rozszyfrować. A sam Johnny wypowiada w tym języku dosłownie dwa najprostsze zdania typu "Masz na imię Shalla-bal", to nie jest nic skomplikowanego. 5, już w jednej z pierwszych scen Johnny łapie płytę z nagraniem w tym języku, na ten moment miał już inne i film co chwilę pokazuje jak Johnny jest tym zainteresowany i ciągle słucha tych nagrań, jest bardzo zdeterminowany, żeby je zrozumieć co sprawia, że jeszcze łatwiej uwierzyć, że faktycznie mógł włożyć w to tyle wysiłku i sił przerobowych, że ten język rozszyfrować.