PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=720753}

Godzilla II: Król potworów

Godzilla: King of the Monsters
2019
5,6 36 tys. ocen
5,6 10 1 35707
4,6 31 krytyków
Godzilla II: Król potworów
powrót do forum filmu Godzilla II: Król potworów

Spektakularna historia poranionej rodziny opowiedziana w niespotykanej skali, zahaczająca o ekologię i problem z ludzkością. Wielowątkowa i skomplikowana. Opowiadająca o traumie, (nie)pogodzeniu się ze stratą, o fałszywej nadziei na naprawienie świata. O eko-terroryźmie, i wreszcie o wielgachnych potworach, tytanach, które panowały na ziemi kiedyś i właśnie zamierzają ponownie objąć tron! Zapnijcie pasy, nadchodzi Godzilla, król(owa?) potworów!

Założę się, że właśnie w ten sposób myśleli o swoim dziele scenarzyści: Zach Shields i Michael Dougherty (w podwójnej roli, bo odpowiadał też za reżyserię). Pochylili się nad finałową wersją i wpadli w zachwyt nad wielowymiarowością swojego dzieła. Niestety, niesłusznie.

W tym miejscu zdradzę wam wstydliwy sekret. Niezależnie od poziomu, jaki prezentuje dany film, zawsze oglądam do końca, zawsze staram się skupiać w stu procentach, żeby niczego nie przegapić. Teraz doszedł recenzencki obowiązek, ale zawsze zależało mi na pełnym doświadczeniu filmu, żeby opinia o nim opierała się o mocne fundamenty. Podczas oglądania “Godzilli II” przysnąłem (!). Dwa razy (!!). Nie byłem niedospany, nie byłem przemęczony, po prostu mnie zmogło. Jak to możliwe? Ano możliwe.

O ile w poprzedniej odsłonie tzw. fabuła i wątek ludzki były cokolwiek marnej jakości, o tyle były w miarę nieskomplikowane. W sequelu ktoś się zawziął i chciał napisać naprawdę ambitny scenariusz. Mamy więc następujące wątki: rozbita rodzina po traumie związanej z tytułowym jaszczurem; sekretna i paramilitarna organizacja “opiekująca się” znalezionymi tytanami; jeszcze bardziej sekretna i paramilitarna organizacja dążąca do zagłady świata ludzkiego, żeby oddać go ponownie tytanom; ludzie jako wirus niszczący planetę (dawno tego nie grali, chyba kilka filmów rocznie (nad)używa tego motywu); do tego rozmyślania nad tym, czy tytani mają jakiś swój cel, czy są tylko nieokiełznaną siłą natury; skąd się wziął jeden z nich, który nie pasuje do reszty; eksperymenty z komunikacją człowiek-tytan; zdrady; zdrady zdradzonych, zdrady zdradzających; i tak dalej…

Mieć takiego aktora jak Charles Dance i zrobić z niego płaskiego złoczyńcę na trzecim planie…
Naprawdę, można z tego – gdyby pokombinować – zrobić całą trylogię. A upchnięto wszystko w jednym filmie. Dlatego i postacie, i wydarzenia są potraktowane po macoszemu, nie ma szans złapać się jakiegokolwiek emocjonalnego haka. Coś sobie gadają, gdzieś biegają, do kogoś lub czegoś strzelają, ale nie ma w tym ani ładu, ani składu. Człowiek umiera z nudów i czeka na kolejne walki potworów, bo wszystko, co się dzieje pomiędzy, jest nudne, przesadnie skomplikowane i pozbawione sensu.

Same walki natomiast stanowią spory skok jakościowy w porównaniu z filmem Garetha Edwardsa z 2014 roku. Przede wszystkim jest ich więcej, a wszystkie monstra wyglądają świetnie. Pojedynki mają swój ciężar, potwory sieją zniszczenie dookoła, a kamera od czasu do czasu zjeżdżająca na poziom ludzi pozwala poczuć skalę wydarzeń. Ten element jest zdecydowanie najlepiej zrealizowany i jeśli miałbym polecać wizytę w kinie, to tylko ze względu na pięknie nakręcone, spektakularne mordobicia między Godzillą, Rodanem, Mothrą czy Ghidorah (Gidorą? Gidorahą? To się spolszcza? Odmienia?). Szczególnie w IMAXie wspomniane sceny zrywają beret z głowy i powodują ciarki na plecach.

Aktorzy robią co mogą, ale przyszło im pracować z bardzo trudnym, nijakim materiałem. Kyle Chandler prezentuje się zdecydowanie najlepiej, ale chyba tylko on i Ken Watanabe mieli świadomość, czym powinien być film tego typu. Pozostali – jak Vera Farmiga, Millie Bobby Brown czy Ziyi Zhang – grają w poważnym filmie katastroficznym, jakby co najmniej odtwarzali historię opartą na faktach. Szanuję wysiłek, ale to karkołomny pomysł i efekt jest raczej groteskowy. Dość powiedzieć, że na ekranie pojawia się Charles Dance (dla niewtajemniczonych/fanów GoT: Tywin Lannister) i poza tym, że jest, ciężko powiedzieć coś więcej o jego roli. Tak wykorzystano potencjał najlepszego aktora w obsadzie.

Jeśli kochasz wielkiego jaszczura na zabój (jak postać Kena Watanabe) – wyjście do kina będzie uzasadnione, o ile nie zaśniesz podczas eksploracji wątków związanych z ludźmi. Godzilli w “Godzilli II” jest dużo więcej niż poprzednio i pokazano to w sposób potrafiący zachwycić. Jeśli jednak same “kaiju” to dla ciebie za mało – odradzam seans. Poza ładnymi obrazkami nie ma w filmie niczego, za co warto byłoby zapłacić te paręnaście złotników.

http://zabimokiem.pl/krol-jest-nagi-raczej-poddani/

ocenił(a) film na 6
SithFrog

Wszystkie potwory w tym uniwersum /poza Mothrą/ są facetami. Ja wiem że w języku polskim brzmią jako damskie ale damskimi nie są. ;) Tak więc - TEN Godzilla, KRÓL potworów. KING of the monsters a nie QUEEN. Ludy polskie - zapamiętajcie w końcu!!! :P

Poza tym odniosę się tylko do (1) Charlesa Dance'a, (2) Ziyi Zhang i (3) mordobicia.
1. Całkowicie się zgadzam.
2. Nie zgadzam się. Dlaczego z filmu o wielkich potworach nie można zrobić czegoś poważniejszego? Skąd to myślenie coraz bardziej ostatnio popularne? Czemu wszystkie takie filmy muszą być takie same i spłycone do granic możliwości? Od tego jest kuźwa Marvel a nie Godzilla. Godzilla Edwardsa był właśnie poważny i dzięki temu dużo lepiej mi go się ogląda niż ten płytki oczopląs Dougherty'ego. Film był szarawy, powolny i tajemniczy a KotM to przeładowane efektami szaleństwo z prawie cały czas niebieskim tłem. Skąd w nocy tyle niebieskiego? xD
3. Owszem, momentami zacnie to wygląda ale to też jest troszkę przesadzone. W moim odczuciu potwory poruszają się za szybko, momentami sztucznie to wygląda. Tacy trochę przerośnięci karatecy. W jedynce gigantyzm był dużo lepiej odwzorowany i było go czuć bez tych wstrząsów kamery. Mimo tego walki i przesyt efektów specjalnych to jednak najlepszy element tego filmu. Oby w przyszłym roku było lepiej, bo chciałbym zobaczyć Godzilla vs Biollante w amerykańskim wydaniu (ponoć jest planowany), a przyszłość MonsterVerse zależy właśnie od przyszłorocznego Godzilla vs Kong.

NIE!!! Najlepszy element KotM to jednak muzyka! :D

ocenił(a) film na 5
WspinaczAstronauta

"Ludy polskie - zapamiętajcie w końcu!!! :P"

Ale wstyd przed Ryśkiem... Masz rację, sypię głowę popiołem. Skoro "a" na końcu to przecież musi być rodzaj damski, nieważne, że to niepolskie imię. Moja culpa :)

2. Można i dla mnie pierwsze 40 minut filmu Edwardsa bardzo pasowało. Potem ginie Cranston i już dalej jest tylko nuda. Kompletny brak poczucia zagrożenia i groteskowe sceny walk. Dla mnie albo idziesz w szaleństwo i monser-movie, albo na serio, ale naprawdę na serio. R-rated i ludzie umierają wokół na poważnie. Wtedy jest stawka. A robienie klimatu na serio i trzymanie się ograniczenia wiekowego PG-13 praktycznie nigdy się nie sprawdza. Gdyby film Edwardsa pociągnąć dalej z Cranstonem, a ubić syna i pożenić jego paranoję i nienawiść do tytanów z wielkim zniszczeniem SF i prawdziwą krwawą hekatombą to by było coś!

3. Dla mnie to nie ma aż takiego znaczenia, bo wtedy musiałbym wyjść od "takie potwory to w ogóle fizycznie nie mogłyby istnieć, bo by się zawaliły pod włąsnym ciężarem do wewnątrz" ;)

ocenił(a) film na 6
SithFrog

No jasne że ciężko o tak wielkich skur***. Taki Godzilla rocznie szamałby pewnie jedną czwartą planktonu w oceanach. A co dopiero jakieś stado Godzilli (Godzillów?) xD Hahahahah....

Ale jeśli chodzi o gigantyzm potworów, lepiej to zrobił Edwards. Jego Kaiju są ociężałe i powolne a nie jak karatecy Dougherty'ego. :D

ocenił(a) film na 5
WspinaczAstronauta

Tak, masz rację, w filmie Edwardsa czuć było ich ciężar, opóźnienie ruchu i dużą ociężałość. W sumie miało to więcej sensu jeśli iść w (nawet pozorny) realizm. Poza tym pamiętam, że klasyczne japońskie Godzille też raczej nie były mobilne i zwinne.