PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32380}

Godziny

The Hours
2002
7,3 111 tys. ocen
7,3 10 1 110711
7,4 44 krytyków
Godziny
powrót do forum filmu Godziny

Niesamowicie poruszający i przejmujący film. I pomyśleć, że przegrał w walce o miano najlepszego dzieła roku z filmem przeciętnym, efekciarskim, po obejrzeniu którego wyszedłem z sali kinowej zupełnie obojętny. Mam tu na myśli oczywiście "Chicago" Roba Marshalla.
Dzieło Dardly'ego jest filmem o ludzkiej świadomości bezsensu życia, o poczuciu niemożności zmian na lepsze jutro tuszowanej często "wydawaniem przyjęć, by zagłuszyć ciszę", jak Pani Dalloway. Obezwładniająca niemoc implikuje z kolei alternatywne, lecz pozorne punkty wyjścia.
Pierwszy: ucieczkę w spokój paradoksalnie nie w miejsca emanujące sielską ciszą, lecz tam, gdzie czas płynie dość szybko i wszystko tętni życiem. Świadczą o tym słowa Wirginii Woolf: "Nie zaznasz spokoju, uciekając przed życiem", nawet, gdy przyjdzie zapłacić nam wysoką cenę. Drugi: nieco
banalny- samobójstwo. Perspektywa własnej śmierci, a w ekstremalnych sytuacjach wręcz uwodzicielska wizja autodestrukcji (niekiedy wręcz "rajcująca" i inspirująca), niespodziewanie wkrada się w naszą świadomość, podsuwając ekstremalne rozwiązania naszych dużych i tych mniejszych codziennych bolączek i problemów. Tak też czyni Mrs. Woolf. Pragnie jej Mrs. Brown, która ostatecznie wybiera wspomniany powyżej wariant pierwszy. Czy słusznie? Odpowiedź wydaje się jasna i jednoznaczna, gdy po wielu latach na wiadomość o śmierci swego syna zjawia się u Mrs. Dalloway...
"Godziny" jest filmem prawie pozbawionym realizatorskich sztuczek, tricków, jakiejś greenawayowskiej, szalonej plastyki i wirtuozerii (którą z resztą bardzo uwielbiam). W tej sferze dominuje prostota, techniczna czystość, a przede wszystkim poczucie przekonania, iż wszystkie artystyczne uniesienia techniczne mogłyby tylko osłabić przekaz i głębię scenariusza. Wybierając taki wariant realizatorski, Stephen Daldry mógł otrzeć się o emocjonalny szantaż, z którym często mamy do czynienia przy prostszych rozwiązaniach realizatorkich (jak w przypadku "Pianisty" Romana Polańskiego. Przy okazji: nie rozumiem wogóle amerykańskiej krytyki przydzielającej mu statuetkę Oscara w kategorri Najlepszy Reżyser). Na szczęście, nic z tego!!! Żadnego szantażu, żadnej histerii!!! Co więcej, ten film to dowód, że mało skomplikowane środki wyrazu wystarczają w zupełności na stworzenie dzieła ocierającego się o wybitność. W przeciwieństwie do znienawidzonych przeze mnie Oscarów, krytyka europejska ową "wybitność" zdaje się doceniać lepiej (z resztą, dziś żadna to rzadkość...).
"Godziny" dowodzą, że Daldry dobija się do czołówki twórców X muzy. Wystarczy porównać to dzieło z jego wcześniejszym dokonaniem ("Billy Elliot"). I jeszcze jedno, podkreślić trzeba, iż jego filmowe korzenie tkwią nie za oceanem, lecz w Europie... Na szczęście... :-)

PS. Żeńskie trio Moore- Kidman- Streep wykonało prawdziwy majstersztyk gry aktorskiej, lecz Oscar powinien (w/g mnie) powędrować do rąk Julianne Moore... Wyróżnienie Nicole Kidman wydaje się być nieco przesadzone. Querelle.

Querelle

Godziny
Zgadzam sie z komentarzem Querelle'go jednak nie we wszystkim. Otóż australijska aktorka Nicole Kidman pokazała w "Godzinach", że jest aktorką o wielu twarzach. Nawet na pierwszy rzut oka widać jak bardzo jest zmieniona do tej roli. To sztuka zagrać osobą, która jest prawie twoim przeciwieństwem. Może przasadziłam z tym określeniem, ale każdy chyba widzi ile pracy Nicole włożyła w przygotowanie sie do tej roli. Uważam, że zagrała świetnie i wyróżnienie należy sie właśnie jej. To prawda, że pozostałe panie również spisały sie na medal. Jednak tutaj pojawia sie kwestia moiżliwości popisu aktorskiego. Uważam, że najwieksze możliwości miała Julianne Moore. To fakt, dała z siebie wszytko, ale przy kreacji tego typu postaci nie trzeba tyle pracy co przy pracy nad szalona poetką. Streep również ok, chociaż znowu-miała mniejsze pole do popisu.

Querelle

"Dzieło Dardly'ego jest filmem o ludzkiej świadomości bezsensu życia, o poczuciu niemożności zmian na lepsze jutro tuszowanej często "wydawaniem przyjęć, by zagłuszyć ciszę", jak Pani Dalloway. Obezwładniająca niemoc implikuje z kolei alternatywne, lecz pozorne punkty wyjścia.
Pierwszy: ucieczkę w spokój paradoksalnie nie w miejsca emanujące sielską ciszą, lecz tam, gdzie czas płynie dość szybko i wszystko tętni życiem. Świadczą o tym słowa Wirginii Woolf: "Nie zaznasz spokoju, uciekając przed życiem", nawet, gdy przyjdzie zapłacić nam wysoką cenę. Drugi: nieco
banalny- samobójstwo. Perspektywa własnej śmierci, a w ekstremalnych sytuacjach wręcz uwodzicielska wizja autodestrukcji (niekiedy wręcz "rajcująca" i inspirująca), niespodziewanie wkrada się w naszą świadomość, podsuwając ekstremalne rozwiązania naszych dużych i tych mniejszych codziennych bolączek i problemów."

Tylko tyle o treści filmu? Jakie spłycenie. Wyjątkowe spłycenie jak na film TEJ klasy.