Film bardzo cieżki, przynajmniej moim zdaniem. Bardzo dobry akcja świetnie podzielona trzy zupełnie inne sytuacje, połączone jedną książką, a wsumie Virgina Evans. Mam pytanie, bo moja pani od polskiego nie przebrnęła przez książke, czy jest naprawde trudna?
Dla mnie książka nie była trudna, to jest taki typ powieści, w którym musisz całkowicie oddać się bohaterom i akcji... może Twoja polonistka nie zrozumiała postaci i ich historii? :)
jak dla mnie książka "lżejsza" niż film... Film był iście przygnębiający, mam wrażenie, że najwięcej czasu spędziłam na doszukaniu się w nim czegoś, co by nie odbierało nadziei. Bo niestety takie wrażenia miałam na koniec - film o wyborach, które zawsze się wiążą z cierpieniem, o realizowaniu siebie, o maskach, jakie ludzie noszą i o tym co się dzieje, kiedy zechcą je zdjąć... Bardzo trudny.
Co nie zmienia faktu, że DOBRY!
Książkę polecam, acz - co się b. rzadko zdarza!!! - film zrobił na mnie większe wrażenie...
Pamiętajmy, że w filmie emocje są o wiele bardziej skondensowane. Ja książkę czytałem trzy dni, film to niecałe dwie godziny. Obrazem mimo wszystko chyba łatwiej operować, aniżeli słowem. Mi w zasadzie podobały się wszystkie zmiany wprowadzone do scenariusza. Przede wszystkim końcowa scena w filmie, czysty geniusz. Poza tym podoba mi się jakie zmiany wprowadzono w postać Juli. Jej książkowa wersja była irytująca.
Dla mnie książka była równie piękna i fascynująca jak film, pomimo iż wersja na dużym ekranie momentami bardzo odbiega od książkowego oryginału. I wcale nie jest trudna. Trzeba po prostu się w nią 'wciągnąć' ;)
Btw- proponuję zmienić polonistkę ;P
Co do pani polonistyki, to wszyscy się zgadzamy. Chociaż w dzisiejszych, giertychowskich czasach, niewykluczone, że nauczycielka po prostu ?myśli życiowo?. Przecież to taka niemoralna lektura; homoseksualiści, samobójcy, strach się bać?.
Ksiązka ma zdecydowanie lżejszy kaliber, choć podobało mi się odejście Cunninghama od sztampowej fabuły i klasycznego- wstęp, rozwinięcie, zawiążanie akcji, zakończenie. Autor na wzór Woolf eksperymentuje z narracją, szkoda tylko że powielił ten schemat w "Domu na krańcu świata". A film zapiera dech bogactwem uczuć, przeżyć i emocji. Jest pośmiertnym triumfem Virginii Woolf- ona też w książkach "stawiała" na uczucia i emocje, wspominając choćby "Panią Dalloway" czy "Fale". Dla mnie ten film (a nie książka Cunninghama) był trampoliną do poznania Virginii i jej dorobku.
ja czytałem, i film i ksiązka (chociaż się różnią między sobą) podobają mi się bardzo.
to nie jest trudny film, ani książka,
film jest smutny, ale to dzięki muzyce, która z resztą jest genialna i nadaje klimatu całemu filmowi, naprawdę polecam.
nie nazwałbym "godzin" (powieści) książką, którą czyta się jednym tchem, podobnie jak utwory virginii woolf, ale nie ma z nią problemu jeśli się na niej skupić. inne powieści cunninghama są bardziej przystępne. "godziny" (film) urzeka za to muzyką i jest bardziej przytłaczający...
tak, tak, tak. muzyka to perełka. wspaniała, poruszająca! ale kreacje Meryl, Nicole i Julian są po porstu.... świetne... film owszem, cięzki, ale niesamowity i wzruszający, arcydzieło!
Wiem tylko, że po tym filmie nie mogłam wydusić z siebie słowa... godzinę patrzyłam w czarny ekran. Przytłaczający film.