Kto płakał na tym filmie? Ja na przykład ryczałam jak dziecko jak dziecko kiedy Richard rzucił się z okna...
Ja plakalem ze trafilem do kina na ten film to byla najwieksza meczarnia jaka w zyciu w kinie przezylem - TRAGEDIA ten film i tylko dla masochistow ewentualnie gejow i less.......
Nie zgadzam się z tym. Film był chwilami nudnawy, ale ok.
Ja nie płakałam, ale strasznie mi się chciało. ^^'
pierwszy raz film podobał mi się tak samo bardzo jak książka-genialny
zawsze na nim ryczę
Jeden z lepszych filmów świata, kto tego nie rozumie nigdy nie podejmował najtrudniejszych tematów bytu ludzkiego, nigdy nie badał własnej kondycji i nigdy nie pytał o to czy warto żyć, a jest to najważniejsze pytanie traktujące o jakości życia a nie jego długości. Ten kto żyję z wiecznie dostępna możliwością ostatecznego wyjścia z życia, ten wyciąga wszystkie konsekwencje zawarte w istnieniu, nie twierdzę że trzeba zachwycić się życie a potem je zostawić, nie o to szło Virginii Woolf, ale móc to zrozumieć to móc zrozumieć siebie w całości, powinno się umieć móc pomyśleć o wszystkim nie koniecznie wprowadzając to w praktykę, tylko to gwarantuje rozwój.
Zgadza się, ten film ma tyle ukrytych przesłań, że za każdym razem dostrzeże się coś nowego, ja oglądałam chyba z 30 razy. Najbardziej zaskoczyło mnie odkrycie znaczenia opisania książki przez Laurę, ta "na pozór szczęśliwa gospodyni domowa" to komunikat, wołanie o pomoc. Płakałam pierwszy raz w życiu na filmie i od tamtej pory (a oglądałam go pierwszy raz jako 13-latka, teraz mam 19) nie mogę znaleźć filmu, który byłby choć wart porównania.
Ja wprawdzie nie płakałam, ale bardzo poruszyła mnie scena, kiedy Laura zostawiła małego Richarda w domu tej znajomej (czy sąsiadki, nie pamiętam), a on biegł za nią i płakał, jakby wiedział co ma zamiar zrobić. I poczułam gwałtowną ulgę kiedy jednak nie popełniła samobójstwa. A i tak wszystko skończyło się tragicznie...