Wielki,wspaniały,zmuszajacy do myślenia,zjawiskowo piękny-móglbym przez godziny piać hymny pochwalne na cześć dzieła Daldry'ego."Godziny" posiadają niesamowitą potęge;moc biję z ekranu-moc prawdy,nadzieji,smutku,człowieczeństwa.
Virginia jest pisarką żyjącą w latach 20-tych zeszłego wieku,autorką "Pani Dalloway".Laura to z pozoru wzorowa matka i żona lat 50-tych ,która czyta..."Panią Dalloway".Clarissa wydaję ksiązki w Nowym Jorku 2001 roku,nazywana przez przyjaciela "Panią Dalloway".Trzy kobiety,różnych okresów naszego świata,są trzema wariantami tej samej osoby-pani Dalloway.
Virginia,Laura i Clarissa to osoby spełnione,tak można rzec.Każda coś osiągneła,w swoich czasowych przediałach są modelem szczęśliwej kobiety:pisarka lat 20-tych,matka-żona lat 50-tych,redaktorka początku XXI w.One jednak nie odczuwają idylli,gdyż za maską pozoru kryję się ból."Pani Dalloway" jest uwęziona w konwencjach,musi konfrontować swoją czułosć z nieczułoscią otoczenia.Ma świadomość wciąż upływających godzin,które nikną w trywialności,głuszy.
Rewelacyjne kreację Julianne Moore,Meryl Streep,Eda Harrisa.Wybitna rola Nicole Kidman(Oscar?).Fascynujący montaż,dzięki któremu niezwykle płynnie przemieszczamy się w czasie.Reżyser w sposób tak subtelny i nastrowy konstruję wizje,że cieżko uwierzc,iż ogląda się film z Hollywood.
"Godziny" to obraz,którego nie wolna ominąć.Z drugiej strony nie jest to dzielo dla wszystkich:zwolennicy łzawych dramatów stricte hollywoodzkich(a'la Piękny umysł)nie znajdą tu spełnienia."Godziny" są nasze,europejskie.
P.S. Niech deszcz Oskarów spadnie na to ARCYDZIEŁO