To nie jest prosta historia. Mówić o najogólniejszych kłopotach ludzi tak nimi sparaliżowanych, że na pierwszy rzut oka wydają się zwyczajnie słabi, leniwi czy po prostu samolubni, to karkołomne zadanie. Ciężko jest zrozumieć kogoś, kto w swojej samotności zgubił prawie wszystko.
Takie historie, dla jednych wydumane i patetyczne, dla innych osobiste i fascynujące trzeba mimo wszystko opowiadać.
Jesli ktoś się znudził, zawiódł, nie rozumie po co to wszystko to pogratulować siły charakteru. Pewnie "nie bawi się w depresje" itp. fanaberie.
Żeby odebrać coś z "Godzin" (wszystko jedno czy filmu, czy książki) warto mieć na karku trochę płaczliwo-histerycznych doświadczeń podobnych do tych, które stają sie udziałem bohaterów. Jeśli jest inaczej i całość sprawia wrażenia długich dywagacji o wydumanych kłopotach kilku idiotek - nie ma o czym dyskutować.
Godziny pokazują ludzi w momentach krytycznych, w któych od widza/ czytelnika wymaga się najwięcej. Bo zmusić się do odrzucenia, chociaż na chwilę, przyjemnego i nieskomplikowanego sposobu patrzenia na codzienność (banalne przyjęcia, torty czy imbir) i spróbować wyłuskać z tych bezpiecznych detali coś niepokojąco obcego... To nie jest zadanie przed którym stawia nas się w każdym filmie, każedej książce.
Pozdrawiam i zachęcam do lektury.