Jestem wysoce rozczarowana. Ponownie tylko ja dotrwałam do końca, reszta współwidzów posnęła snem kamiennym. Gdyby nie ich chrapanie, pewnie też by mnie dopadły obięcia Morfeusza. S/f to jeden z moich ulubionych gatunków a to... to było baaaardzo słabe. Treść tak koszmarnie uproszczona, że myśleć nie było trzeba nawet przez minutę. Efekty fajne... no ale nie na samych efektach da się zbudować sensowny film! I jeszcze ten romans w tle oraz śmierć ojca. No cóż, ale to już taka tradycja, że każdy amerykański bohater musi być PRZYNAJMNIEJ półsierotą. Szkoda, że jeszcze wojna w Afganistanie nie została umieszczona w tle zdarzeń, albo przynajmniej walka z terroryzmem... w tego film byłby nie tylko kiepski ale i propagandowy - a to tamtejsza "wykwintna" widownia kocha najbardziej.