...i byłoby 10x lepiej. Raz że Legion to o wiele ciekawszy przeciwnik niż kosmiczna kupa gówna i doktorek z wodogłowiem, dwa, historia w komiksie miała w sobie jakiś dramatyzm, Hal narobił tam niezłego bigosu, wpakował przyjaciela do szpitala (a że potem odwiedził ów szpital Legion...), ludzie ginęli, była efektowna akcja, której w filmie zabrakło. Gdyby to był Emerald Dawn zamiast trwającego dwie minuty starcia na ulicy + kompletnie nieciekawego finałowego starcia w kosmosie mielibyśmy trwającą 1/3 filmu bitwę Green Lanternów z Legionem na Oa - tu kolejny spory zawód - cały korpus jest w tym filmie śmiechu warty, trzęsie portkami przede Paralaxem, którego jest w stanie ot tak załatwić kompletny nowicjusz. W Emerald Dawn Hal co prawda również pokonał przeciwnika, z którym nikt nie mógł sobie poradzić, ale udało mu się to, gdyż będąc w kompletnie przesranej życiowej sytuacji uznał że i tak nie ma nic do stracenia, zaryzykował i zrobił coś, czego inni Lanterni nigdy nie próbowali.
Jest nudnawo, akcje nie robią wrażenia, nie wiadomo na co właściwie poszło te 200 mln budżetu (efekty nie są takie złe jak się spodziewałem po trailerach, ale jest tego po prostu mało). Można się doszukać paru plusów, Reynolds jest ok, Strong jako Sinestro jest bardzo ok, no ale co z tego, skoro ma 5 minut czasu ekranowego, Tomar Re też prezentuje się nieźle, ale czasu ekranowego ma może ze dwie minuty.
Ogólnie nie jest to kompletne dno, ale jeśli ktoś liczy na coś na miarę Emerald Dawn to można się bardzo srodze zawieść.
5/10
Zgadzam się. Dość trafnie dobrani aktorzy, przyzwoite efekty specjalne dobrze oddające klimat komiksu i ... totalnie spaprana historia. Jak można mieć tak solidną podstawę scenariusza i nie skorzystać? Szczególnie dziwi mnie fakt że w czasach gdy ekranizacje komiksów o superbohaterach trafiają do kin w ilościach prawie hurtowych producenci tego filmu nie pokusili się o przeanalizowanie co składa się na sukces kasowy i artystyczny tego typu produkcji wierząc najwyraźniej że do pozyskania fanów wystarczą gwiazdorska obsada i efekty 3D.
Za mało głównego przeciwnika, który w dodatku wygląda wyjątkowo nieciekawie, za dużo z kolei wąsacza z wodogłowiem i jego życiowych problemów, bo jak przychodzi co do czego to koleś zostaje ot tak sobie zlikwidowany i można się zastanawiać na cholerę on w ogóle był w tym filmie. No i zdecydowanie za mało Oa i korpusu. Przy przeciwniku, którego się przedstawia jako wielkie zagrożenia dla wszechświata nie powinna mieć miejsca sytuacja w której korpus siedzi z założonymi rękami i nie robi nic, a w tym filmie dokładnie tak właśnie było.
czekaj na mnie juz jestem odpowiedzialny (scena koncowa) przyzwyczaisz sie, dalej moze mi sie zdarzy cos na boku, ale kocham Ciebie- to co bylo sie nie liczy - wazne, ze bez maski i mobilnosc. Nie lepiej zakonczyc tak - "sluchaj wspanialaie, ale mam misje i zostanmy zajebistymi kompanami, bo mam wizje* no wiocha hollywoodzka jedzie - happy end