Wśród najbardziej znaczących amerykańskich wytwórni filmowych, największe zaufanie pokładam w Warner Bros. Gdy tylko
pojawia się nowy film tego studia, mogę iść na niego w ciemno. Rzadko kiedy zawodzą mnie jego produkcje, bo prezentują
przynajmniej przyzwoity poziom. A to w przypadku filmów typowo rozrywkowych jest osiągnięciem naprawdę sporym.
Dlatego dziwiły mnie opinie na temat "Green Lantern" jakie od dłuższego już czasu napływały zza Oceanu. Bardzo krytyczne,
zniechęcające do obejrzenia tego filmu. I prawdę powiedziawszy Warner trochę na własne życzenie sam je na siebie
ściągnął, gdy kilka miesięcy temu wypuścił pierwszy zwiastun tej produkcji. Nieciekawy, niedopracowany, zmontowany jakby
reklamował komedię, a nie film o jednym z najbardziej znanych superbohaterów. Nie był ani śmieszny, ani efektowny, ani
specjalnie zachęcający. To od tego momentu rozpoczęła się zła prasa tej produkcji. I choć później studio próbowało
promować swój najnowszy blockbuster na różne sposoby, zalewając nas chociażby kolejnymi zwiastunami, to właśnie ten
pierwszy zaważył na przyszłym życiu obrazu. Nie jest jednak prawdą, że "Green Lantern" jest obrazem tak złym, jak o nim
piszą. To przyjemna, dobrze opowiedziana historyjka. Co prawda nie wyróżnia się znacząco na tle innych opowieści
opartych na powieściach graficznych, ale niczym też specjalnym nie grzeszy. Ot, przyjemny obrazek na którym nie trzeba
specjalnie myśleć ale co ważne, nie ogłupia, nie każe na początku seansu wyłączyć nam myślenia, bo w przeciwnym
wypadku oglądanie go może okazać się dla nas torturą.
Aktorzy grają tu nieźle, niektórzy trochę lepiej (Peter Sarsgaard, którego rola jest niestety trochę krótka), inni trochę słabiej ale
nikt nie schodzi poniżej odpowiedniego poziomu. To na co warto zwrócić uwagę, to to, że postaci mają za sobą jakąś
przeszłość, o której dowiadujemy się w miarę rozwoju akcji. To przez nią są ze sobą w jakiś sposób powiązani, więc ich
interakcje wydają się naturalniejsze, bardziej prawdopodobne. Po za tym wiedząc o bohaterach trochę więcej, niż to czym
zajmują się obecnie, możemy się do nich zdecydowanie szybciej i łatwiej przywiązać, a to w filmie w którym w większości
chodzi o akcję rzecz bardzo cenna. Efekty specjalne nie wyróżniają się niczym specjalnym ale też i nie rażą sztucznością.
Choć osobiście trochę dziwi mnie, że to właśnie "Green Lantern" ma najwyższy budżet ze wszystkich adaptacji komiksów,
jakie w tym roku pojawiły się w kinach. Szkoda trochę, że trójwymiar jest tak naprawdę dwuwymiarowy, przestrzennych scen
jest tyle co kot napłakał, a najbardziej widoczne są polskie napisy pojawiające się przed aktorami. Nie ma w "Green
Lantern" co prawda wielu scen bardzo widowiskowych, w gruncie rzeczy pojawiają się tylko te, które mogliśmy zobaczyć w
zwiastunach, w trochę tylko dłuższych wersjach. Co ciekawe pomimo tak niewielkiej ilości szybszych scen nie ma się
wrażenia, że film ten jest skromny, czy niewiele się w nim dzieje. Twórcy po prostu nie przesadzają z ilością wielkich scen i
rozmieszczają je równomiernie w całej swojej produkcji, przez co nie jest ich ani za mało, ani zbyt wiele.
Choć za scenariusz "Green Lantern" odpowiedzialne były aż cztery osoby (a tak spora liczba piszących nigdy nic dobrego nie
wróży), historia opowiedziana jest w tym filmie w całkiem ciekawy i logiczny sposób. Jedno prowadzi do drugiego, kolejne
wydarzenia wynikają z tych, które przed chwilą widzieliśmy. Nie ma zbyt wielu dziur w scenariuszu, ani idiotyzmów czy
nielogiczności, przez które trzeba by było załamywać ręce. Ponadto opowieść ta jest naprawdę nieźle prowadzona, nie ma tu
specjalnych zwolnień, wypełniaczy czy naprawdę niepotrzebnych scen. No może prócz tej z przyjacielem Hala, przed którym
chwali się on swoim kostiumem - choć i tak wypada ona lepiej niż jej zapowiedź, widoczna w pierwszym zwiastunie.
Ogólnie rzecz biorąc ogląda się ten obrazek nadspodziewanie dobrze, co prawda bez specjalnej ekscytacji, ale też bez
znudzenia. Po prostu dobrze. "Green Lantern" to opowieść o zdawaniu sobie sprawy ze strachu, który w nas tkwi i
konieczności pokonania go, stawieniu mu czoła. Opowieść o przeszłości, z którą trzeba sobie jakoś poradzić, bo odłożona
na potem, zaczyna zatruwać życie. A także o sile wyobraźni, własnej woli, dzięki której możemy tworzyć cuda, dokonywać
rzeczy niezwykłych. Na plus trzeba koniecznie zaliczyć jedną, bardzo pomysłową i zabawną scenę, która odnosi się do
wszystkich ekranizacji komiksów. W scenie tej Carol po raz pierwszy spotyka Hala jako Zieloną Latarnię i zachowuje się
dokładnie tak, jak zachowałby się normalny, myślący człowiek. Świetne!
Przyczepić się w tym filmie jeśli już, można do dwóch rzeczy. Po pierwsze twórcy przez bardzo długi czas, a właściwie prawie
do samego końca, nie potrafią się zdecydować do kogo tak naprawdę kierują swoją produkcję. Do fanów komiksu, zwykłych
widzów, czy dzieci? Dlatego zdarzają się tu sceny dość poważne, skupiające się na dłużej na bohaterach, a jednocześnie
serwowany jest nam przede wszystkim humor niczym z podstawówki (całe szczęście nie taki poniżej pasa). Chwilami
bohaterowie zachowują się odpowiednio poważnie, innym razem jakby występowali w jednej z wielu komedii. Całe
szczęście tych akcentów komediowych nie jest zbyt wiele i trwają krótko, więc można je przetrwać i nie psują one znacznie
ogólnego wrażenia. Drugi problem, trochę wynikający z tego pierwszego, dotyczy mocy jaką Hal zaczyna wykorzystywać.
Jego twory wyobraźni nie pasują do filmu, wyglądają w nim sztucznie i nieprzekonująco. Zdecydowanie lepiej sprawdzałyby
się w kreskówce, czy bajce skierowanej bezpośrednio do dzieci, a nie w blockbusterze o wielomilionowym budżecie, w
którym da się obecnie pokazać juz chyba wszystko i który przeznaczony jest do trochę starszego widza. Hal materializuje tak
nieciekawe rzeczy jak tor wyścigowy, karabiny, dziwaczne katapulty, czy nawet gigantyczne sprężyny, wyjęte jakby z
powiększonego łóżka. Wygląda to chwilami strasznie komiksowo i śmiesznie. Choć może tak właśnie miało być?
7/10
Twory Hala były wyjęte żywcem z komiksu - przyjmuję, że tak miało być. Bardzo dobra recenzja - uczciwsza od tej z redakcji Filmwebu.
W końcu znalazłem na filmweb'ie kogoś, kto potrafi przelać swoje myśli na "papier". Szacunek. Nie jest to dyskusja typu: Film jest głupi. -Sam jesteś głupi -Nie, to ty jesteś głupi -Bana frajerowi :)
Co do samego filmu, jako fan DC Comics, muszę powiedzieć, że jak na 200M$ mogli postarać się lepiej. Wszystkie sceny akcji można było zobaczyć w kolejnych trailerach i spotach. Nie wiem, ale ktoś z WB od promocji powinien za to polecieć. Na koniec główny zarzut, z fabuły filmu nie wynikało, dlaczego Sinestro sięgnął po żółty pierścień. Tym bardziej, że "glut" został pokonany. Coś czuję, że film musiał być nieźle pocięty w postprodukcji. To by tłumaczyło troszeczkę, dlaczego na ekranie nie widać tych 200 baniek.
Coz mialem ominac ten fim (raczej nie jestem fanem Zielonej Latarni),ale recenzja niezla i po film siegne.Dzieki.
Dla mnie film świetny, nie wiem co niby było w tym filmie chaotycznego albo infantylnego. Akcja poprowadzona logicznie od początku do końca, zero dłużyzn, naprawdę dobrze się to oglądało, a czytając recenzję czy wypowiedzi miałem wrażenie, że będzie to gówno pokroju Jonah Hex albo Catwoman. Pewnie że fabuła mogła być lepsza (jak chociażby w Kapitan Ameryka), ale też niczego jej nie brakowało, a to że Hal sam pokonał Parallaxa, co w tym dziwnego, w końcu to film o superbohaterze. Jakoś Hellboya nikt się nie czepiał, jak pokonał monstrum 1000 razy większe, które w dodatku go połknęło.
Mi się film bardzo podobał :)
Zwłaszcza te komediowe wstawki - nie było ich dużo, a Reynolds po prostu wydaje się człowiekiem który lubi pożartować - dzięki temu Hal Jordan zyskał poczucie humoru i nieco ironii.
Jeśli chodzi o przedmioty - ciekawe co byś powiedział na pompkę od roweru wysokości 10piętrowca (było coś takiego w którymś komiksie) :D
up'nę bo to porządna recenzja, a nie jakieś frustracje malkontenta co obejrzał TDK o jeden raz za dużo :)
obejrzałem film i muszę przyznać, że trafiłeś w sedno sprawy. Jednak chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt - skoro produkcja jest schematyczna,to dlaczego nie widzieliśmy jakoś ukazanej drogi bohatera od - jak to mawiają w stanach - "underdoga" do osiągnięcia pozycji najsilniejszej latarni. Niby Hal śmierdzi strachem, że szok, więc czemu Parallax nie wciągnął go nosem, jak zrobił to z "oddziałem najlepszych latarni"? Brak logiki, nasuwający się po krótkiej chwili refleksji. Ja osobiście nie czułem też antagonistów. Nie myśląc o tym i tak nie wiedziałem, kto tak naprawdę jest tym "geniuszem zła". W takiej produkcji powinno to być intuicyjne, a jednak jest taki rozdźwięk między tym groteskowym naukowcem, a zawieszonym gdzieś nie wiadomo gdzie Parallaxem.. Problem z tym filmem jest taki, że tak naprawdę ciężko wyrazić słowami to, co nas gryzie po jego obejrzeniu. Dlatego tak wiele sprzecznych opinii, tak wiele zaprzeczających sobie nawzajem recenzji. Ich autorzy nie bardzo do końca wiedzą, co leży im na sercu i niejako momentami mam wrażenie na siłę po prostu "jadą" po jakimś elemencie, pomijając inny. Brak im wyważenia, dlatego tak cenna jest właśnie Twoja recenzja. Jest po prostu wyważona i bez uprzedzeń.
Co do tworów Jordana, to często są one intuicyjne i właśnie dlatego wyglądają groteskowo. Na przykład postawmy się w takiej sytuacji - świat się wali, chcesz wywindować szybko cysternę pod niebiosa - pierwsza myśl - "cholera - przydałaby się jakaś sprężyna";) Fakt faktem wygląda to może zabawnie, lecz człowiek w takiej sytuacji nie myślałby o skomplikowanym mechanizmie orbitującym ciężarówkę;) Jak określił to Sinestro przy materializacji miecza - "To takie ludzkie". W sumie to by było na tyle, bo resztę aspektów opisałeś doskonale:)
wiem,
Recenzja – analiza i ocena dzieła artystycznego, publikacji naukowej, projektu, przewodnika, poradnika, publikacji multimedialnej, filmu, przemówienia, meczu, mszy itp. Pełni funkcję informacyjną, wartościującą i postulatywną, nakłaniającą lub zniechęcającą.
a Ty wiesz?