Jak dla mnie film to porażka. Książka też jest bardzo słaba. Spodziewałam się czegoś lepszego
po tylu dobrych opiniach, ale nie pomyślałam o tym, że opinie te są od 13 letnich dziewczyn. Moja
siostra powiedziała że książkę/film trzeba zrozumieć żeby mi się spodobała z czym się nie
zgadzam bo pomysł był bardzo ciekawy, niestety na tym koniec. Wiem, że każdy tutaj ma swoje
opinie, ja mam swoją i tutaj ją przedstawię. Nie rozumiem fascynacji filmem. Nastolatki na sali
piszczały za każdym razem kiedy główny bohater zrobił chociaż najmniejszy gest czy po prostu
się uśmiechnął. Muszę przyznać że takie zachowanie jest po prostu żałosne. Sama gra aktorska
jest straszna. Aktorzy kompletnie nie nadają się do tych ról. Dlatego też nie rozumiem takiego
wybicia się tej całej Shailene i Ansela. Aktor, który nie potrafi się dopasować do roli nie jest po
prostu wart uwagi. Wiem, że filmweb to nie miejsce na ocenę książki ale nie mogę po prostu
zrozumieć PO CO ten wątek z "Ciosem udręki"? Ansel Elgort swoją "mimiką" w filmie próbował
się wykreować na błyskotliwego, co wyglądało żałośnie i podobało się chyba tylko nastolatkom
oglądającym 3 metry nad niebem tym podobne filmy. Jeśli ktoś chce się wypowiedzieć pod tą
dyskusją to proszę przemyśleć swoją wypowiedź bo napisanie ze nie zrozumiałam filmu raczej
mnie nie przekona :) Pozdrawiam Agate Gajek i jej flanelę.
Ja cię trochę rozumiem. Nie będę tutaj walczył z tobą ogniem czy inną siłą natury. Jasne jest, że tego typu filmowe ekranizacje zawsze będą rodzić psychofanki. Będą się one kochać w aktorze który grał główną rolę. Nie zależnie od tego jaki był jego wkład w ożywienie danej roli. Grunt że stał się uosobieniem bohatera z książki. Też tego nie lubię. Fakt gość zgrał to trochę po amerykańsku. Niby przebojowo, niby z polotem, ale tak naprawdę raczej to irytowało niż wzbudzało entuzjazm dla bohatera. Chciał bym tylko powiedzieć, że scenariusz to już inna para kaloszy. Widziałem już wiele tego typu filmów, a jestem hetero facetem i muszę powiedzieć, że mimo wszystko historia wnosi trochę świeżości w tej materii. Nie porwał, nie zachwycił ale przyjemnie było się zatopić w samą idealistyczną historie. Bo obecnie na topie mamy sf-drama.
Z tym zakochiwaniem się w głównym bohaterze całkowicie się zgadzam. Typowe postrzeganie aktora poprzez pryzmat wyglądu. Nie mogę powiedzieć, że spodziewałam się czegoś lepszego bo po doborze aktorów już wiedziałam jak film zostanie zaprezentowany. Jeżeli reżyser lub ktokolwiek kto zajmuję się doborem aktorów chce wziąć do filmu, o którym jest głośno jakiegoś nowego amerykańskiego aktora to moim zdaniem po prostu powinien się zastanowić kilka razy czy wybór aby na pewno jest trafny. W tym przypadku po prostu nie był. I nie ukrywam tu, że nie lubię obydwu głównych bohaterów. Nie lubię ich oglądać na ekranie bo moim zdaniem oboje są po prostu słabymi aktorami. Ale od razu mówię, że nie jestem specjalistką od filmów, jednak swoje zdanie mam :) Szanuję również to, że Tobie akurat film się podobał. Przyznaję też, że twoja opinia była bardzo trafna :)
Ja nie powinnam się wypowiadać, bo nie dość, że nie czytałam książki to i nie oglądałam filmu. Widziałam tylko zwiastun z ciekawości, bo koleżanka mówiła o tym filmie. Już po jej opisie wiedziałam, że to melodramat dla nastolatek, ale i tak poszperałam trochę w internecie. Po zwiastunie stwierdziłam, że film nie jest wart mojej uwagi. Przypomina on "Zmierzch" tylko o innej tematyce. Wiadomo, że producentom filmu chodziło o to, żeby nastolatki zakochały się w "przystojnym" aktorze i pragnęły być na miejscu głównej bohaterki, przeżywać to co ona itp. Jako, że nie jestem fanką takich filmów, nie zamierzam go oglądać, tym bardziej, że aktorzy rzeczywiście grają marnie. Moja opinia oczywiście może być nie słuszna po postawiłam ją tylko na podstawie zwiastuna.
Twoje ostatnie zdane to pierwszy gwóźdź do trumny. Poza tym nie porównuj tego filmu do zmierzchu. Bo ten film powstał tylko i wyłącznie pod młodą publiczkę i fanów serii. Tutaj historia nie jest tak płytka (chciał bym tu wtrącić jakieś odniesienie do płytkości ale takowego nie znajduje) jak w twilight. Zobacz chociaż by dla samego scenariusza, a potem wróć tutaj i zapodaj nam swoje spostrzeżenia:) Ja nie żałuje tych 2 godz.
Ostrzegałam, że nie oglądałam tego filmu. może kiedyś to zrobię, ale na razie nie planuję. Jak napisałam już to kilka razy, moja opinia opiera się tylko na podstawie zwiastuna. Jednakże jest on po to, aby zachęcać do obejrzenia filmu. W moim przypadku tak się nie stało.
Zgadzam się ze twoje ostatnie zdanie to pierwszy gwóźdź do trumny, ale rozumiem w pełni to, że zwiastun Cię nie zachęcił. Ja obejrzałam mimo to, i oczywiście film był kompletną stratą czasu :)
Obejrzałam..... Do końca. Film jest lepszy niż się spodziewałem, ale i tak ma wiele wad. Co do mojej poprzedniej opinii, nadal twierdzę, że to film dla nastolatek. Moim zdaniem twórcy filmu nie mogli się zdecydować, czy to ma być komedia, czy melodramat i postanowili to połączyć, robiąc wielki miszmasz. Co do gry aktorskiej, to chyba nie trzeba zbytnio komentować. Była po prostu słaba. Film bym raczej nikomu nie poleciła, bo widziałam lepsze produkcje o podobnej tematyce.
Zgadzam się co do większości Twojej opinii, ale w moim przypadku film był tak samo słaby, jak przypuszczałam :)
Chciałam tylko powiedzieć, że oni NIE MIELI się zdecydować, bo i ksiązka nie była zdecydowana na żaden z gatunków. To właśnie jest w niej unikatowe - można zachować i poczucie humoru, i wzruszenie do łez! To godne pochwały, nie pogardy.
Czy Twoim zdaniem stworzenie filmu wzruszającego z elementami humoru jest NAPRAWDĘ czymś czymś unikatowym?
Jakże miłym zaskoczeniem jest znaleźć taki komentarz. :)
Mnie oczywiście film nie zachwycił, bo nie jestem nastolatką, z masą wydumanych problemów emocjonalnych i błędnym zapatrywaniem na życie.
To kolejny zlepek klisz jakich kinematografia widziała dziesiątki. A może i setki. Fabuła jest przewidywalna, bohaterowie nie odznaczający się absolutnie niczym, aktorstwo bez rewelacji...
Oczywiście jest spoko, że masz taką ocenę - flim może się podobać lub nie. Ale nie musisz od razu wyzywać kogoś, komu książka i film się spodobały. Nie jestem głupią nastolatką, czytałam mnóstwo dobrej anglojęzycznej literatury (głównie dzięki studiom, ale też nauczycielce w liceum) i to jest naprawdę kawał dobrej, niegłupiej literatury. Nie spotkałam się jeszcze z książką, która jednocześnie tak by mnie wzruszyła i rozśmieszyła. Dla mnie Greenowi się udało idealnie wyważyć proporcje wszystkich najważniejszych wrażeń i wątków w książce, a film doskonale to oddał.
To moja opinia, i uważam, że niskie jest wyzywanie każdego, komu się książka/film spodobały od nastolatek, które wzruszają się wszystkim i nie mają gustu. Jeśli chcesz szacunku, okazuj go innym...
Uwierz, że ja również czytałam dużo świetnych książek dlatego też mam porównanie pomiędzy książkami napisanymi dobrze a napisanymi tak jak zrobił to Green. Uważam, że książka była po prostu słaba chociażby ze względu na to, że nie miał chyba do końca pomysłu skoro użył tego ciosu udręki to połączenia dwóch postaci. Ale filmweb nie jest do oceny książek, ale skoro film jest na podstawie powieści to trzeba to też wziąć pod uwagę. Poza tym PO CO wszystkie teksty Gusa brzmiały tak, jakby były wypowiadane nie przez nastolatka a przez starego człowieka? Wszystkie wypowiedziane kwestie musiały brzmieć mądrze i błyskotliwie, a tylko irytowały. Poza tym w mojej opinii nikogo nie wyzywałam. I nie rozumiem też tak wysokiej pozycji w rankingu... Ale skoro Ty oceniłaś tak słaby film jako arcydzieło to rzeczywiście - jest to żałosne. Rozumiem, że oceny są indywidualną sprawą ale 10 daję się filmom typu Zielona Mila itp... filmom które miały jakiś przekaz, a nie jakimś melodramatom o fabule żadnej.
No i znów to robisz... niby spoko, spoko itp. itd. Nie uważam, żeby był to film bez przesłania... Jest mnóstwo filmów bez absolutnie żadnego przesłania, które stały się kultowe (np. takie "Pulp Fiction") i jak ktokolwiek powie, że to była czysta przemoc i dużo obrzydliwych scen, gdzie zabijano ludzi bez sensu, to dostaje się praktycznie w twarz, że jest się debilem. Naprawdę, nie chodzi o jakiś super gust, po prostu jednym nigdy nie spodoba się film pełen przemocy, drugim film, gdzie najważniejszy jest romans. I to jest spoko.
Ale ty zawsze na koniec musisz powiedzieć: "no ale w sumie to i tak jesteś zrąbana i żałosna, bo ja nie lubię tego filmu i jest do dupy, więc na pewno tak jest, a cała reszta tego świata jest głupia, nic nie czytała i nic nie rozumie". Strasznie to dziecinne.
Zgadzam się z tobą w zupełności. Autorka tego tematu wymaga szacunku do swojego zdania od innych,a sama zbeształa wszystkich pozostałych którym film się po prostu spodobał.Kiedy czytałam niektóre negatywne wypowiedzi,sama stwierdziłam, że gdyby w rolach głównych wystąpili by dorośli ludzie, nikt by już nie uważał że film ten jest dla 13 letnich nastolatek.Czysta hipokryzja. Urzekł mnie i film i książka,a lat 13 nie mam od dłuższego czasu.Dałam bodajże 9/10 danej ekranizacji, ale w przeciwieństwie do autorki tematu, nie twierdze że jeśli komuś ten film się nie podobał jest nie czułym i zacofanym człowiekiem (dla przykładu), bo wiem że każdy ma swój gust.
A ja wam powiem, że jednak większość ludzi to hipokryci. Nie podoba mi sie bo to, nie podoba mi sie bo tamto. Gdyby na miejscu młodych aktorów byliby starsi, film miałby większe poważanie. Ale ja nie o tym, nie rozumiem ludzi którzy mówią, że film nie ma przesłania. Ma i to ogromne, zwłaszcza dla ludzi chorych, jak ja. Nie mm co prawda raka co nie umniejsza wagi tego filmu dla mnie i ludzi do mnie podobnych. Radzie obejrzeć film raz jeszcze, bez uprzedzeń, bez zwracania uwagi na aktorów, a jedynie na sens, moze jednak ktoś zmieni zdanie. :)
P.S. morzevie wierzyć czy nie ale po tym filmie postanowiłam rzucić palenie
Uwierz, próbowałam ten film obejrzeć w ten sposób ale po prostu za bardzo kłuje mnie w oczy tyle niedomówień w filmie.
Wow, ja właśnie też rzuciłam fajki po emocjonalnym dobiciu tą historią! High5 :)
Prawdą jest, że opowieść może dawać wrażenie, że jest nieco infantylna przez wiek postaci (sama takie mam odczucia), chociaż i tak w filmie oboje zostali "postarzeni", co wyszło, moim zdaniem, na dobre- całość stała się nieco bardziej przystępna, niż pierwsza wielka miłość szesnastolatki.
Piękna hipokryzja.
Zielona Mila to w rzeczywistości przereklamowany film i daleki od arcydzieła (choć nadal dobry).
"Gwiazd naszych wina" nie nazwałbym typowym wyciskaczem łez, bo jest w nim miejsce na humor a całość nie jest podporządkowana tylko wzruszaniu widza (jak na przykład słabe "Siedem dusz"), a uniwersalnemu przesłaniu i pokazaniu perspektywy osoby chorej na nowotwór.
Mnie film urzekł i także daję 10/10. Co do aktorstwa nie mam żadnych zarzutów - uważam, że główni bohaterowie zagrali doskonale.
Najlepszy film o miłości od czasu "Blue is the warmest colour".
Bardzo chętnie wytłumaczę o co chodzi z "Ciosem udręki". Bohaterka tamtej książki, podobnie jak Hazel umierała. Książka Petera van Houltena kończy się tak, że Anna umiera i nie wiadomo co się dzieje dalej. Nie jestem pewna, ale "Cios udręki" kończy się chyba w połowie zdania. I tak samo będzie ze śmiercią Hazel, po prostu umrze "w połowie zdania". Zostawi niedokończone sprawy, zostawi płaczących rodziców, jej życie (tak, jak życie nas wszystkich) będzie niedokończoną książką.
Dlatego właśnie Hazel TAK BARDZO chce się dowiedzieć co dzieje się z rodzicami Anny po jej śmierci, bo identyfikuje się z tą bohaterką i chce usłyszeć od Petera van Houltena, że jej rodzice dojdą do siebie, ułożą sobie życie. Peter van Houlten nie daje jej jednak odpowiedzi na to pytanie, bo żadna osoba umierająca nigdy nie dowie się, co dzieje się z jej bliskimi po jej śmierci. Peter van Houlten jest w tej ksiązce uosobnieniem "boga", wyższej siły sprawczej która wie co dzieje się po naszej śmierci, ale pozostaje głucha na nasze prośby i pytania.
Przyznam, że tak tego nie postrzegałam. Ale mało jest osób takich jak Ty, które postrzegają to w ten sposób i widzą to ukryte dno. Niby jeśli tak na to spojrzeć to książka ma sens. Szkoda tylko, że skoro autor nie umie przedstawić wydarzeń w książce tak, żeby chociaż połowa czytelników zrozumiała prawdziwy przekaz, to książka jest słaba, o pisarzu nie wspominając.
Z Twojej wypowiedzi można wywnioskować, że skoro ponad połowa społeczeństwa nie rozumie PRAWDZIWEGO PRZEKAZU "Raju utraconego" Miltona, czy "Burzy" Szekspira, albo nawet przesłania wierszy T.S. Elliota to znaczy, że autorzy byli marni? Moim zdaniem John Green bardzo prosto zastosował tą metaforę z niedokończoną książką i van Houltenem jako symbolem "boga". Dziwne jest dla mnie, że ktoś mógł tego nie zauważyć. Poza tym, skąd u Ciebie przekonanie, że jestem jedną z nielicznych, która to pojmuje w ten sposób..?
Hmm, może stąd, że większość wysokich ocen jest po prostu z tego, że ludzie uważają to za "piękna, wzruszającą opowieść o miłości", a nie z tego powodu ze ty i niewiele innych osób zrozumiało to właśnie w ten sposób?
Większość ocen ? Ahh, czyli rozmawiałaś z większością ludzi którzy dali oceny powyżej 8,by stwierdzić że większość uważa to za jedynie piękną historie miłości ? A jeżeli nie, to na jakiej podstawie wypisujesz coś czego nie jesteś pewna ? Co więcej, co sama sobie,nie wiem, "wymyśliłaś" ? Motyw autora książki "Cios Udręki " będącym uosobnieniem Boga,również pojawił się w mojej głowie, jednak przy czytaniu książki. Szkoda że uważasz większość ludzi którym spodobał się ten film/książka za "ignorantów", którzy nie potrafią wpaść na takie właśnie przesłania, jak koleżanka wyżej.
Nikogo nie uważam za ignorantów. Rozmawiałam z wieloma ludźmi na temat tej książki oraz filmu, więc nie mów mi, że to co piszę nie ma pokrycia w rzeczywistości.
W większości wątków wypowiadasz się dość negatywnie zarówno o filmie, jak i o książce, widać jednak, że nic z pierwowzoru literackiego nie zrozumiałaś. Jeśli nie rozumiesz metafor, którymi tak chętnie posługiwał się Augustus, przez co można domyślać się, że także autor będzie to robił z pewnym rozmiłowaniem, to nawet nie ma o czym dyskutować. Można czytać klasyków, ale jeśli się ich nie rozumie, to jaki jest w tym sens (a skoro zrozumienie powiastki dla nastolatków sprawia Ci sporą trudność, dlaczego masz rozumieć przekaz tych wielkich nazwisk)? Jakim cudem można wymagać od autora, aby wszystko podał na tacy? Jaki w tym momencie byłby sens literatury, gdyby nie była wyzwaniem dla naszego światopoglądu i sposobu rozumienia świata? Radzę także bliżej zaznajomić się z nauczycielem i popracować nieco nad stylem, bo maturę może i zdasz, ale z trudem
Nie mam pojęcia po co ta docinka o maturze. Chciałaś w ten sposób pochwalić się wyższym poziomem intelektualnym niż ja? Nie wspomnę już o tym, że głównym tematem jest film, a nie to czy zdam maturę za pierwszym razem. Poza tym to jest raczej kulturalna dyskusja, nikt tu nikogo nie wyzywa. Ty bezpośrednio też nie, a jednak poczułam się urażona. Chyba czas, aby trochę opadło Ci mniemanie o sobie.
Wisnionce a nie przyszło Ci do głowy, że to nie autor "nie umie przedstawić wydarzeń w książce tak, żeby chociaż połowa czytelników zrozumiała prawdziwy przekaz", tylko Ty (oraz być może inni odbiorcy) masz problem z interpretacją książki/filmu? Podobnie jak Wesna sądzę, że przedstawiona przez nią interpretacja jest oczywista, a skoro dla Ciebie jest czymś zaskakującym, cóż... świadczy to jedynie źle o Tobie.
To, że jesteś tak niegrzeczna także świadczy o Tobie :) Przykro mi, że moja interpretacja książki nie jest taka sama jak Twoja. Nie mam na myśli tutaj tego, aby autor podawał te wszystkie metafory na tacy. Poza tym szczerze wątpię aby 67 miejsce w rankingu i ogólnie tak wysokie oceny wynikały z tego, że każdy zrozumiał książkę tak jak Ty i ta 1 czy 2 osoby wyżej. Wątpię czy chociaż 1/3 czytelników tak to zinterpretowałam. Moim zdaniem wysokie oceny są po prostu dlatego, że ludzie uważają to za "piękną i romantyczną historię miłosną".
Niegrzeczna? Jestem "niegrzeczna", bo się z Tobą nie zgadzam? Wesna ukazała brak logiki Twojej argumentacji, pisząc:
"Z Twojej wypowiedzi można wywnioskować, że skoro ponad połowa społeczeństwa nie rozumie PRAWDZIWEGO PRZEKAZU "Raju utraconego" Miltona, czy "Burzy" Szekspira, albo nawet przesłania wierszy T.S. Elliota to znaczy, że autorzy byli marni? Moim zdaniem John Green bardzo prosto zastosował tą metaforę z niedokończoną książką i van Houltenem jako symbolem "boga". Dziwne jest dla mnie, że ktoś mógł tego nie zauważyć. Poza tym, skąd u Ciebie przekonanie, że jestem jedną z nielicznych, która to pojmuje w ten sposób."
Powyższa wypowiedź dotyczy tego, o czym pisałam i ja. To, że ktoś nie rozumie danej książki, świadczy o nim, nie o autorze. Ponadto podobnie jak moja przedmówczyni zupełnie nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że większość czytelników nie potrafiła właściwie zinterpretować powieści. To, że Tobie się nie powiodło, nie znaczy, że innym również nie. Zgadzam się z tym, że wysoka ocena filmu wynika po prostu z tego, że większość odbiorców spostrzega go jako "piękną i romantyczną historię miłosną". Czy to jednak źle? Dlaczego ma to świadczyć na niekorzyść filmu? Przecież jest to zarówno wzruszająca opowieść o chorobie i umieraniu, jak i o miłości.
Oj zgadzam się. Mnie książka na kolana nie powaliła, ale mówię, okej, zobaczę, jak z filmem. No niestety, chyba nie jestem stworzony do oglądania takich bzdetów. Czasami zdarzały się fajne sceny, jednak moim zdaniem kompletną porażką byli aktorzy. Sztywni, usiłujący grać dobrze, ale po prostu im to nie wychodziło. Do tego wplatane pseudo głębokie teksty, bleh. Chyba jedyną osobą, która się tam starała i całkiem jej to wyszło był Isaac.
Prawda, aktorzy to tragedia i nie ma co tego argumentować :) Dlatego tym bardziej nie rozumiem tego wielkiego odkrycia. Kariera Woodley powinna się zatrzymać na filmach typu Niezgodna bo to też nie dość, że jest nudne to całkowicie ściągnięte po Igrzyskach Śmierci. Ta 2 to po prostu tragedia.
Może oglądałoby się to lepiej, gdyby aktorzy byli profesjonalni, a nie takie dzieciaki. No ale na szczęście (albo i nie) są gorsze produkcje.
Jak nastolatków grają ludzie podchodzący pod trzydziestkę to źle, jak grają ich nastolatkowie, też niedobrze...
Shailene Woodley gra w filmach już od 13 lat, ma za sobą choćby dobrą rolę w rewelacyjnych "Spadkobiercach" z Georgem Clooneyem.
Można argumentować, moim zdaniem zagrali bardzo naturalnie (zwłaszcza Woodley), swoją drogą wielu krytyków się z tym zgadza.
Czyli zagrała naturalnie, bez sztuczności, przeaktorzenia albo braku mimiki, jednak nadal jest "bardzo słabą aktorką".
Ja zazwyczaj umiem powiedzieć co mi się nie podobało w czyimś aktorstwie.
Bardzo słabą aktorką to jest Kirsten Stewart albo Weronika Książkiewicz, a Shailene Woodley jest moim zdaniem utalentowana.
chyba zabrakło koleżance argumentów ;) Shailene Woodley jest naprawdę dobrą aktorką, każdy gest jaki ma zagrać wychodzi jej bardzo naturalnie.
O.o
Woodley dobrą aktorką? Z tym po prostu zgodzić się nie da.
To jest mocno przeciętna aktorka, która poprowadzona przez Clooneya z Paynem poradziła sobie z jedną rolą.