Ohydna jest papka kreowana przez media.
Poza scenami tanecznymi, wulgarnymi i budzącymi wstręt wśród dorosłych bohaterów świata przedstawionego, Cuties ogląda się naprawdę dobrze.
Ten film w żaden sposób nie szokuje. Tak, dobrze czytacie, nie szokuje.
Sceny wyuzdanego tańca są jednoznacznie obrzydliwe, pokazane przez reżyserkę w negatywnym świetle. Osobiście oglądałam je przez palce, czując się co najmniej niekomfortowo. Jestem ciekawa jednego: czy młode aktorki miały na planie zapewioną pracę z psychologiem.
Wracając. 11letnia Amy, zagubiona dziewczynka, zostaje postawiona między młotem a kowadłem. Między dwoma skrajnie różnymi środowiskami.
Pierwszy znała od małego, bo od początku wpajano jej, że kobieta jest istotą skorą do grzechu. Ponadto ojciec małej bierze sobie drugą kobietę za żonę, o czym dowiadujemy się w rozdzierającej serce scenie.. Matka Amy nie może znieść upokorzenia i bólu. A musi. Jeszcze z uśmiechem na twarzy życzyć młodej parze wiele miłości i, oczywiście, dzieci.
Drugi światopogląd przychodzi od tanecznej grupy. Wyuzdane, wulgarne, zapatrzone w gwiazdy Instagramu rówieśniczki mają inny pomysł na życie. Kuszą Amy niezależnością i wyzwoleniem spod jarzma tradycyjnych wartości.
To się nie może skończyć dobrze. Amy bowiem zmienia się w... Właśnie. Kogo?
Cuties to bardzo współczesna opowieść o dorastaniu w świecie nowych mediów. Ja naprawdę jestem w stanie sobie wyobrazić, że gdzieś tam na świecie żyją 11 latkowie z nieograniczonym wejściem do internetu, dzieci obcujące z patoinfuencerami, softpornografią i tak dalej. Te dzieci mieszkają może obok Ciebie. Albo jeszcze bliżej, bo w pokoju obok.
Bardzo przygnębiający film. Wystawia smutną ocenę społeczeństwu. Kontrowersyjny, oczywiście. Czy szokujący? Dla mnie nie. Po prostu boleśnie prawdziwy. Krytykujący seksualizację dzieci, a jednocześnie z konieczności posługujący się nią, by wywołać odpowiedni efekt.
Wielka szkoda, że pojawił się na tak mainstreamowej platformie, jaką jest Netflix. Ten film powinien być wyświetlany w kinach studyjnych.
Gryzie mnie coś jeszcze. Choć rozumiem treść filmu, tak wolałabym, aby opowiadał o nieco starszych dziewczynach oraz granych przez starsze dziewczyny. Bądź co bądź, głosy ludzi obawiających się, że film zobaczą pedofile, są jak najbardziej uzasadnione. Nie czarujmy się, sceny taneczne są naprawdę... Ech. Rozumiem, jak czuła się widownia w 1975 roku, kiedy wyświetlano "Salò, czyli 120 dni Sodomy".
Bez odbioru.