Opowieść nieciekawa- jeśli książka odzwierciedla film to nie warto ją czytać, nawet jeśli to noblista. Dziwię się, że w "Kocham Kino" mają miejsce takie filmy. Ani on alternatywny, an też hollywodzki. Ogólnie nijaki film.
No właśnie - nie bardzo, albo nawet bardzo nie. Bo książka znakomita, a film bardzo ciekawy. Choć trzeba mieć cierpliwość do takiej narracji, a wiadomo, ze dzieci i młódz szkolna niespecjalnie mają.
ksiązka znakomita i chyba niemożliwa była lepsza jej ekranizacja
doceniam, że ktoś to zrobił, najlepiej jak się dało ale widać tu ograniczenia samego medium
dlatego film dla nieznających książki może być nijaki
Nie widzę tego w ten sposób. Bo tka samo "nieciekawe" są np. wczesne filmy Jarmuscha. A tam trudno odesłać do literackiego pierwowzoru.
nie chodziło mi o to, że film jest zły. Moim zdaniem jest zrobiony najlepiej jak się dało i jest bardzo dobry jako film. Różnica między filmem a książką wg mnie wynika po prostu z tego, że są to inne media, mają swoją specyfikę i jakby wrażliwość. Wiem że nawet nie czytając ksiązki umiałabym film docenić, jednak cieszę sie że dla mnie był raczej uzupełnieniem książki.
to chyba dlatego, że u mnie miłość do książek jest jednak większa niż do filmów i książki zawsze są na 1 miejscu :)
choć muszę przyznać że wyobrażać sobie prof. Lurie a zobaczyć go granego przez Malkovicha to duża różnica i przyjemność nielicha ;)
zgadzam się w 100%. Nie moge się nadziwic nielicho ;) , że ktoś może być az takim ignorantem, jesli chodzi o tworczosc JMC. Zwlaszcza Hanba jest arcydzielem w jego bogatym dorobku literackim. Ciesze się, ze ksiazka zostala doceniona przez ciebie.Dla mnie Malkovich jako Lurie byl zaskoczeniem bardzo pozytywnym. Zero histerii, zero przerysowania, lekko ,,autystyczny" jak sam JMC. Dobry wybor rezysera.
Zgodzę się tylko co do jednego, książka genialna, zwłaszcza w oryginale, w przekładzie trochę traci ale też warto. Natomiast co do filmu, to uparcie przetrwałam do końca ale dawno tak się nie zawiodłam. Nie zaliczam się do kategorii "dzieci i młódź szkolna" a niemal fizycznie cierpiałam podczas oglądania właśnie ze względu na narrację.
Oryginału nie znam, wiec nie mogę podjąc dyskusji. A film wciagnal mnie - ze względu na sposób funkcjonowania bohaterów w rzeczywistosci i ich trudne relacje z innymi ludzmi. Byłem ciekawy, co bedzie dalej. Bo przeciez nie musiało być, jak w ksiązce.
Dlaczego Lucy godziła się na to co ją wciąż spotykało? czy nie jest to odzwierciedlenie tego jaka jest kobieta jako samicy człowieka? uległość, poddanie, zależność, bezradność, przemoc ... czy jej się to podobało, uzależniła się ?
Serio masz wrażenie, że "jej się spodobało"?
Co daje podstawę do takiej hipotezy? Łzy były za mało słone? Może trauma udawana? Co innego?
miałem nadzieję na dyskusję o charakterze socjologicznym, a nie erystycznym symposionie jałowym w meritum. jeśli nie dostrzegasz sensu w tych pytaniach oznaczało by to, że interesuję Cię rozmowa na inny temat.
Bingo!
No niestety - nie dostrzegam żadnego sensu w tytułowaniu faceta "panią" i zagadywaniem, czy jestem "strażniczką empatii"?
Natomiast zachodzę w głowę, jak to jest, że tobie te pytania wydają się całkiem sensowne.
Tam nauczę się patrzeć na kobietę jak na "samicę człowieka"?
A po gwałcie, zamiast współczuć ofierze, będę miał czelność zapytać - "czy jej się to podobało, uzależniła się" ?
Chyba nie chcę.