Po seansie jestem w szoku. Wieś w Zjednoczonych Emiratach Arabskich tańczy i śpiewa. Wykrywam tu jakieś przebitki z kina amerykańskiego, ale nie wiem, możliwości chyba ograniczyły się do tego, że Abdul stanął z kamerą na odludnej ulicy, a Ahmet, co to umiał ruszyć samochodem, pokręcił się trochę po tej ulicy (tym samochodem) i zrobili w ten sposób "Need for Speed".
Józek z Kopydłowa w swoim maluchu po podwórku potrafił lepsze rzeczy. W filmie mamy też rozterki bohaterów (wątki szarpane), imprezę, gdzie ośmiu chłopa klaszcze i śpiewa "Halulalu, nimfolik ikeriben uuuu aaa Allahu", jakichś przyjeb... bohaterów, aktorstwo takie, że Araby nie wiedziały czy w czasie kręcenia dobrze wypadają, dialogi - o żesz kurna. To trzeba zobaczyć, mało jest takich filmów, które ciężko opisać słowami.