Ocenię jedynie film, bez mieszania w wypowiedź tego co było, a nie jest lub jest, ale zmienione w stosunku do książki.
Za dużo "fajerwerków". Na koniec projekcji miałem nieodparte wrażenie, że ktoś chciał wcisnąć w to dzieło za dużo "fajności". Fajnych pościgów, fajnych tekstów, fajnych walk (które istotnie były fajne [walki]). Nie jestem fanem filmów akcji, a tym bardziej, gdy ktoś nam serwuje nachalny, często prymitywny lub dziecinny humor (weźmy tu scenę z bekaniem - amerykańska przyprawa humorystyczna dobra dla bajek typu Shrek)- po prostu nie cierpię tego. Radagast - postać, której w ogóle nie powinno być. Nie wyłączając przy tym tekstów o grzybach, żółtych zębach etc.
Niektóre sceny były ciut, ciut przeciągnięte, ale ogólnie rzecz biorąc film w ogóle mnie nie znudził. Tak samo, jak zaczynałem go oglądać z szeroko otwartymi ślepiami, tak samo skończyłem.
Powaliła mnie natomiast jakość samego obrazu, zdjęcia i oczywiście muzyka, która poniekąd zaczerpnięta w dużym stopniu z Władcy Pierścieni. Świetnie wkomponowana, brawo.Howard Shore odwalił kawał dobrej roboty. Urzekła mnie również postać Bilbo Bagginsa. Sympatyczny i nieco dziwny na swój hobbicki sposób. Do pozostałej gromady również nie mogę mieć zastrzeżeń. No, może brody mieli ciut za krótkie, jak na krasnoludy.
Reasumując, oczekiwałem filmu bardziej wyniosłego w treści, a chłodniejszego jeżeli chodzi o ogólną barwę Śródziemia. Nie mam zamiaru porównywać Hobbita do Władcy Pierścieni, bo tak po prostu według mnie nie wypada. Niechże ten film broni się sam i nie oddawajmy go krytyce przez pryzmat innych.