''Igła'' to kolejny horror o grupie przyjaciół ginących w przedziwnych okolicznościach. Nasze
szczęście w ich nieszczęściu, że odpowiedzialni za film panowie Soto i Egan, nie każą nam
jechać kolejny raz na łono natury, czy gdzieś do opuszczonego domu w lesie i serwują swoim
ofiarom rzadko poruszany wątek klątwy voodoo. Chciałoby się powiedzieć, iż pewnie niejeden
widz na tą myśl odetchnął z ulgą, bo twórcy uniknęli przez to wtórności, lecz nic bardziej mylnego.
Radość już jest przedwczesna.
Sam pomysł na taką fabułę był całkiem dobry, z tym, że wypadałoby jeszcze mocno popracować
nie tylko nad samym scenariuszem, który ten wydaje się być pisany w poczekalni do lekarza, ale
i nad całą resztą. Jak mawiają: ''nie wszystko złoto co się świeci''.
Po przeczytaniu opisu (lepiej jednak tego unikać), niejedna osoba powie ''wow, to może być coś
mocnego''. Teoretycznie tak to może brzmieć, praktycznie jest w opłakanym stanie.
Zarys historii jest naprawdę ciekawy i jak na ten gatunek posiada w sobie krztę sensu.
Uśmiercanie towarzystwa również nie wygląda najgorzej, a finał minimalnie, ale jednak, ma
szansę zaskoczyć widza, śledząc go, znów potwierdza się stara zasada - kto mieczem wojuje,
ten od miecza ginie.
Szkoda tylko, że o laurach ''Igły'' można śmiało napisać w dwóch, maksymalnie trzech niedługich
zdaniach. Nad pozostałością należałoby postawić krzyżyk.
Momentami, wręcz migawkami, przyzwoicie gra Travis Fimmel wcielający się w policyjnego
fotografa, przypominający jednak bardziej ulicznego łotra niż odpowiedzialnego faceta, chociaż
ma się wrażenie, że i sam aktor szydzi z tego w czym bierze udział. Pozostali ...O nich później.
Przez pierwsze 20 minut poza pierdu pierdu i pitu pitu w słodkiej tandetnej otoczce, nic
konkretnego się nie dzieje. Film toczy się mozolnie jak nasza rodzima kolej, bohaterowie są zbyt
kiepsko przedstawieni, właściwie to twórcy z dużą precyzją zadbali by byli nam oni absolutnie
obojętni, z ich ust cedzone są proste, banalne, trywialne dialogi (jak kto woli). Od tanich
rozmówek może zrobić się słabiej, aniżeli od pociętych, rozczłonkowanych, syto zakrwawionych
ciał. Słowa ''sorry'' i ''please'' są używane jak chleb powszedni (nadużywane), a skrót ''OK'' pada
chyba co pięć minut. OK to, OK tamto, OK everything. Jakby postaci nie znały innego języka, sorry,
jakby scenarzyści nie mieli nic więcej do powiedzenia ograniczając się do kilkunastu wyrazów.
Takie lanie wody jest w sumie do ostatnich sekund filmu. Przebłysków ''tekstowych'' jest jak na
lekarstwo.
Koszmarnie prezentują się także młode ''gwiazdy''. Wygląda to jakby praca na planie ''Igły''
sprawiała im spore trudności. No, ale z pustego, to i Salomon nie naleje.
Bezpłciowe charaktery w połączeniu z miernym aktorstwem, tworzą mieszankę beznadziejności i
nijakości. Męczarnie dla nich, jeszcze większe męczarnie dla widza.
Dobór obsady to już typowy schemat. Blondynka, brunetka i szatynka, wszystkie młode, urocze i
atrakcyjne, oraz intelektualista, wysportowane bożyszcze panienek i sympatyczny chłopczyk a'la
ciepłe kluchy. Ekipa przegina ze słodkim szczerzeniem ząbków i przybijaniem ''piątek''. Żenada.
Jeżeli chodzi o stronę techniczną, to o mrocznym klimacie możemy zapomnieć. Muzyka, która
gdzieś błądzi po planie, równie dobrze mogłaby w ogóle nie istnieć. Nie dostajemy napięcia,
strachu, a jedyne ''oschły'' przebieg zdarzeń.
Montaż i zdjęcia jakoś to jeszcze ciągną, lecz ogólnie jak na horrorek jest topornie. Nic tu nie
przeraża, nic tu nie szokuje, a tym bardziej nic nie zniesmacza.
Gdyby nie punkt wyjściowy i ludzka ciekawość, kto za tym wszystkim stoi, oraz finał, który ma
prawo zaskoczyć, ale i jest w stanie poirytować (indywidualna kwestia odbioru), nie byłoby
zupełnie czego tu szukać.
Jak ktoś pominie ten film, nie będzie miał czego żałować, bo żadna to pozycja obowiązkowa dla
wielbicieli tego gatunku. Niech was nie zmyli ciekawy opis i wyjątkowo udana okładka ''Igły''.
Całość słaba - 3/10.
Co to jest poświęcić raz na jakiś czas (nie codziennie) te pół godziny na napisanie czegoś.... najlepiej na świeżo, póki jeszcze film z człowieka nie zejdzie :P
pozdro również
wg mnie swietna recenzja, przychrzanie sie tylko do jednego "...przyzwoicie gra Travis Fimmel wcielający się w policyjnego fotografa, przypominający jednak bardziej ulicznego łotra niż odpowiedzialnego faceta, chociaż
ma się wrażenie, że i sam aktor szydzi z tego w czym bierze udział." Ten aktor po prostu ma taki styl "grania" niezależnie od roli, zobacz na inne produkcje