przed tym, żeby dodać swoje trzy grosze o tym filmie. Film nie podobał mi się w ogóle, ale w zasadzie to winić trzeba przede wszystkim scenariusz, a tak naprawdę książkę, na podstawie której został napisany. Myślałam, że era amerykańskich superbohaterów się skończyła, ależ skąd. Ona tylko ewaluowała, by przybrać postać kobiety. Zakończenie, jak to w filmach o superbohaterach, mega przewidywalne od w zasadzie początku filmu. Do tego żałosny, niezdarnie doklejony wątek miłosny. Sama aktoreczka bardzo przeciętna.
Mam wrażenie, że to jest film obliczony w exelu na jak najlepszy zarobek, tu pieniądze, będące jedynym argumentem śmierdzą na kilometr. Nie wierzę, że da się zrobić coś dobrego mając tylko takie motywacje.
I ostatnia uwaga - co, przerażająco prymitywnego ma w głowie człowiek, który wpadł na taki chory pomysł fabuły?