Kupy ani dupy się ten film nie trzyma, bohaterowie się teleportują z miejsca na miejsce, a zdarzenia następują po sobie jak w jakimś głupkowatym śnie. Np. Tezeusz skazany na pracę w kopalni soli w następnej scenie niesie sobie z kolegami belki przez pustynię i w jakimś dziwnym nie wiadomo czym z basenem spotyka wieszczkę, która w dwóch garstkach wzięła litr wody, którym później napoiła z dzióbka Tezeusza. Niby król, mordujący i jajecznicujący wszystkich jak leci, ale nie kończący przy takiej bandzie zwyrodnialców nożem w plecach - śmiech. Bogowie, wyglądający jak geje z taniego przedstawienia i jacyś pseudotytani - jak sama nazwa wskazuje, powinni chyba być trochę duzi, a nie być czymś w rodzaju zakażonych z ,,Jestem legendą". Albo ta wieszczka, która najpierw była cała pokryta ropą, a potem umyła się wodą i wyglądała jak z salonu. Sceny walk mnie nie zachwyciły, były w większości raczej słabe, a przede wszystkim było ich za mało jak na film prawie bez fabuły.
A tak swoją drogą - czy to ja byłem na takiej skopanej wersji, czy ten film tak dawał po gałach kolorami i światłami?

Z tą akcją, to jest trochę podobny do ostatniego Conana, chociaż wolę naszego Cymmeryjczyka....akcja sru bździu, tu morze, nagle jakieś lasy, skały, coś tam. Taka, chyba już tendencja nastaje w kinie fantasy ostatnio. Marzę o Thorgalu, ale chyba bardziej się boję, że go zrobią. A Immortals, jakoś rzeczywiście daje po oczach taką żółcią

Daliby im po prostu magiczny teleport w tych filmach i by było spoko.

Wystarczy zaklęcie- Spock, teleportuj mnie!

A nie musisz mieć czasem do tego statku na orbicie?

O ile dobrze pamiętam, a było to ponad 20 lat temu, to niekoniecznie...poza tym technika poszła do przodu ;)

Nom, teraz się teleportują bez teleportera.