no cóż... to film z kategorii Amargeddonów, Czerwonych planet i innych w tym stylu, gdzie mamy wspaniałą historyję o tym jak trzeba uratowac Ziemię przed zagładą, do czego zostają wynajęci specjaliści z różnych profesji... tym razem wybieramy się wgłąb Ziemi - co jak co, ale tego jeszcze nie było, bo do tej pory ratowaliśmy ludzkość przed zagładą z zewnątrz. Ale reszta to już komplet wszystkich scematów jakie w tego typu kinie mamy.
"Jądro", jak to film z tego gatunku, jest jaki jest, czyli pełen rzeczy od których ręce opadają, ale generalnie ogladając byłam w nastroju nie-czepiania się tych bzdur... no może pare było jednak takich ciężkich do zniesienia, ale generalnie da sie ten film przeżyć. Ciekawi mnie tylko jakim cudem Hilary Swank tam zagrała...
z postaci najbardziej przypadł mi do gustu Zimsky (nawet nie poznałąm że to Stanley Tucci!) i ten spec od komputerów (gdzie oni znaleźli kogoś o takim nosie? ;)
Nie do strawienia natomiast był "główny bohater", czyli ten cały okropny blondynek, niestety zajmował pół filmu i na końcu przeżywa, ku mojej nie radości :)
Efekty specjalne chyba widzieliśmy już lepsze w tego typu cudach, ale tak sobie myślę, że przynajmniej można sobie powyobrażac jak to może w głębi planety wyglądać... tylko że sam wątek podróży do wnętrza ziemi można by ubrać w jakąś bardziej fantazyjną i inteligentniejszą otoczkę niż "The Core".
(wniosek z filmu: uważac na gołąbki w Londynie ;)