Jane Campion po "Fortepianie" dałam naprawdę duży kredyt zaufania do jej możliwości robienia filmów kostiumowych. Zaufanie nadszarpnięto, ponieważ po "Bright Star" i wcześniejszym "Portrecie damy" spodziewałam się czegoś lepszego, a przede wszystkim ciekawszego. W obydwu tych obrazach brakuje jednej rzeczy: dynamizmu. Nie mówię tutaj o akcji na miarę "Supermana", ale o interesującym i wciągającym wątku takim jak np. w ponadczasowej "Dumie i Uprzedzeniu", czy nawet "Fortepianie". Świetne zdjęcia, dobra muzyka i klimat to za mało. Same te rzeczy filmu nie pociągną. Można było szybciej, lepiej i wyraźniej film ten nakręcić. Lubię kino kostiumowe, ale coraz bardziej wieje ono nudą. Wahałam się między oceną 4 a 5. Bo jednak film jest dla mnie rozczarowaniem, ale nie jest aż tak tragiczny. Jest po prostu poprawny i już.
Film miał być z założenia artystyczny. Mimo niezłych zdjęć i całej scenograficznej otoczki film nie ma nic do zaoferowania. Pewnie założeniem autorki było nakręcenie skromnego filmu o miłości dwojga ludzi, bez tego barokowego rozmachu i gatunkowego przepychu. Dramaturgi na ekranie jest niewiele, jeszcze mniej jest jej w dialogach, które wypowiadane są z werwą 100 letniego proboszcza czytającego ogłoszenia duszpasterskie. Film wielkich uczuć podanych z nieznośną gracją modelki pozbawionej kolan. Duma i Uprzedzenie i Fortepian to są całe lata świetlne. Powstała 2 godzinna laurka, nudna, ckliwa. Lepiej 15 raz obejrzeć Barry'ego Lyndona. Lepszy w każdym aspekcie, mimo, że film powstał wiele lat temu.