Jak to ujęła jedna z pań na tym forum: "film bardzo nastrojowy i piękny, subtelny". Pozostaje mi tylko dodać: .. i wręcz nieprawdopodobnie nudny. Sfilmowany kiedyś przez kuzyna amatorską kamerą pogrzeb mojej babci to przy tym filmie zapierające dech w piersi kino akcji. Polecam gorąco wszystkim, którzy mają problemy z zaśnięciem!
A szczególnie to ostatnie. A jakaś rozsądna argumentacja? Aktorzy grają źle, bo źle grają?
Do źle grających nie mam pojęcia, bo według mnie grają fantastycznie. A do fantastycznie grających - punkt pierwszy: oglądać w oryginale/z napisami, monotonny głos lektora działa na mnie jak płachta na byka. Punkt drugi - i Ben Whishaw, i Abbie Cornish rewelacyjnie odnajdują się w świecie niedomówień, podtekstów, konwenansów, gdzie więcej trzeba przekazać gestem niż monologiem. Pięknie pomyślana scena "dotyku" przez ścianę, rozmowy pozornie o niczym, a przez intonację wiadomo, że o wszystkim. Ona ma na myśli "kocham cię i chcę się tobą zaopiekować", mówiąc "w twoim ubraniu jest dziurka, trzeba ją zaszyć". On wszystko rozumie przez poezję, ona przez igłę i nici. Ta atmosfera, potrzeba wypowiedzenia uczuć na świecie, który mówi Ci, że kocha się tylko trochę i tylko bogatych. Próby przeforsowania muru konwenansów.
O Panie! Od tej littlelotte uciekłbym z krzykiem już po trzech minutach,. Nawet z łóżka...