przyznam szczerze, że jagodową miłość miałam już od dawna (w końcu to film z 2007 roku), ale dopiero teraz zdecydowałam się go obejrzeć i cóż powiem szczerze, że nie podobał mi się, jak dla mnie był mocno naciągany, miało wyjść niby głęboko i z przesłaniem, ale (moim zdaniem) wyszło trochę słabo... na pewno nie wydałabym 20 zeta na obejrzenie go w kinie
nawet natalie portman była strasznie denerwująca w tym filmie, jude law, którego po prostu uwielbiam za to, że w ogóle jest, też mnie denerwował
zastanawia mnie też, dlaczego film pojawił się u nas z takim opóźnieniem?
w każdym raczej nie będę do niego powracać
Podpisuję się pod tym.
Myślałam, że film będzie opowiadał o miłości. Że będzie głęboki, artystyczny. Rozczarowałam się już w pierwszych minutach filmu jednak mając nadzieję na obrót spraw czekałam do końca.
Nie porwał mnie, nie przekonał. Opowiedziana historia dla mnie była na tyle życiowo banalna, że nudna.
(SPOILER)
Do baru wpada rozhisteryzowana wariatka, jakich pełno. Boski Barman, Bóg seksu po prostu.. nie wiadomo kiedy i dlaczego w niej akurat się wielce zakochuje. Ja tego uczucia kompletnie nie widziałam. Nagle ona wyjeżdża mimo że coś tam się urodziło i wraca dopiero kiedy zarobi na samochód. Mamy też poboczne historie, które poruszyły mną bardziej aczkolwiek nie widziałam za bardzo powiązania między nimi a wątkiem głównym. Rola wyrazistych Natalie Portman czy Rachel Weisz nie umywały się do roli głównej bohaterki która przy nich niczym szara, nieokreślona, bezbarwna myszka zdaje się, że pomyliła filmy.
Naciągnięta próba zrobienia z banalnych historii czegoś artystycznego i głębokiego. Strasznie się rozczarowałam. Być może to jednak typ kina, które po prostu nie jest w moim guście.Być może nie jest w rzeczywistości tak zły, jak mi się wydaje.
Mimo wszystko, jutro nie pozostanie we mnie z niego nic.