NIe lubię musicali i ten film mnie w tym umocnił. Główni aktorzy (Ted Neeley, Yvonnr Elliman) nieco fałszu mają w głosie, a Jezus to już szczególnie nuty nie wyciąga. Teksty piosenek (pieśniami tego nie nazwę) dość odpychające. Do tego paradujący mięśniacy po rusztowaniu. Dla mnie to za wiele.
Fałsz zaplanowany? Abo ktoś umie śpiewać, albo nie. To musical - tutaj emocje pokazuje się przez czysty i wspaniały śpiew, a nie dyszenie i piski. Sorry, ale naprawdę ktoś nawalił przy wyborze aktorów. Głosy same w sobie mają intrygujące, ale w śpiewie nie zawsze ( a nawet rzadko ) im wychodzi.
Nie wiem dlaczego mohery muszą tak jednostajnie odbierać sztukę... Interpretacja należy do każdego z osobna i można ją wyrażać wielorako. Nie będę tłumaczył ponieważ i tak nie warto. Taka zaś była wizja reżysera i wyszło mistrzowsko.
Kolego to jest Rock-Opera a nie występ scholi albo innego chóru kościelnego! Obraz może się wydawać dziwny i kontrowersyjny ale muzyka powala na kolana! Każdy kto wychował się na starym dobrym rocku powinien tę pozycję obejrzeć a już na pewno w kolekcji płytowej powinien pojawić się tytuł Jesus Christ Superstar z rolą Iana Gillana (Deep Purple) w roli Chrystusa. Onegdaj jeździłem co roku do klubu "Pod Przewiązką" w Krakowie gdzie w każdy Wielki Czwartek Jerzy Skarżyński z Radia Kraków prezentował to arcydzieło muzyczne. Niejednokrotnie ludzie w wieku lat kilkadziesiąt (przedział 20-40) wychodzili po odsłuchaniu Rock Opery ze łzami w oczach. To jest potęga muzyki. Kto dzisiaj wywiera na nas takie emocje? Lady Gaga? "PLebania"? Czy "Kochaj i tańcz"?.
Rock - tak. Opera - tak, jak najbardziej. Ale Rock-opera, jest parodią jednego i drugiego gatunku. Nie można mieszać styli w takim stopniu, w jakim dokonano tego w w/w filmie, bo skutkiem jest kolorowo-taneczne dziwadło, które jest trudne w odbiorze dla osoby, która oczekiwała innego typu "rozrywki". Rozumem, że generalnie ludzie lubią śpiew i nadmierne podskoki hipisów na pustyni, ale ten mnie nie tyle urzekł, co rozczarował i zmęczył. Mam do tego prawo. I mam prawo dziwić się ludziom, którzy wychwalają śpiewane utwory w tym filmie, skoro ewidentnie aktorom drżą głosy i to na pewno nie od wyrażania emocji.