Początkowo miałem zamiar pisać, że nie obchodzi mnie,że to ojciec wszelkiej fantastyki tylko zekranizowany równolegle ze swoimi pra-pra-prawnukami. Na pozór niby wszystko to gdzieś było ale jak tak na to spojrzeć z dystansu... To wcale to nie przeszkadza. Wizja plastyczna filmu jest spójna i jakoś tam działa. Z rozmachem, warto zauważyć. Ale twórcy poszli i tak po linii najmniejszego oporu, wyraźnie inspirując się innymi rzeczami. Modele tej białej małpy to po prostu niedźwiedzie polarne z dodatkowymi łapami, Mars to po prostu Wielki Kanion. Obcy też wyglądają jak ludzie, tylko z ledwo widocznymi tatuażami.
Dobra, to mam z głowy. Inna sprawa, że pierwsze 15-30 minut to czarna rozpacz. Tego co tam próbuje się zrobić jest po prostu nie do zaakceptowania - nie można powiedzieć "Myślicie, że na Marsie nie ma życia i powietrza, ale mylicie się". To po prostu nie zadziała!
Pomijając to mamy dużą bitwę przez parę minut... A potem narrator funduje nam "Powrót do przeszłości III". Poważnie, najpierw jest bitwa w kosmosie a potem zaczyna się western. Wtf. Nie, przepraszam - Wtf?!
Że niby John Carter był sobie w USA w XIX wieku ale w jaskini zaatakował go obcy, w walce dotknął jakiejś błyskotki i go przeniosło na Marsa. <głęboka chwila ciszy>
Nie, z ciszą poczekam jeszcze kilka minut, bo najpierw trzeba dokończyć scenę - Carter pierwsze co robi na Marsie to uczy się sterowania. Najwyraźniej jest tam zmniejszona grawitacja i może sobie skakać (z jakiegoś powodu, obowiązuje to tylko niego). Ale zamiast lądować to się wywraca. A muzyka (Michael Giacchino?!) sugeruje mi, że ta scena miała być zabawna. Nie była. Ani trochę. TERAZ dopiero czas na ciszę.
Dobra, pierwszy kontakt z obcymi. Redneki, a jakże. Pierwszy dialog:
- Ja przyjaciel. Ty brzydki.
- No, elo.
- Ja Obcy z Marsa. Ty...?
- John Carter z Virginii.
- Wirginia! Twoje imię Wirginia!
- Nie, ja..
- Wirginia! Chodźmy na piwo.
Cóż. Plemię dużo się bije, sporo kłóci i przejmuje się bzdurami, poza tym jest głupie jak but. Tak dla odmiany. Na szczęście jest ono tylko formą przedsionka do prawdziwych problemów tej planety. Jak choćby kilkanaście statków które Carter rozwala w pojedynkę. <głęboki wdech> Podskakuje te kilka kilometrów, rozwala wszystko jakimś mieczem, a potem doskakuje do kolejnego, a po wszystkim po prostu zeskakuje na dół. Tak, kilka kilometrów w dół. Żaden problem.
Twórcy... Tego też nie możecie robić... Ot tak sobie. Jest powód dla którego ludzie nie zeskakują u siebie na Ziemi z drugiego piętra tylko schodzą po schodach. Kości tego nie wytrzymają. Nie możecie wsadzić sobie chłopa w kosmos i kazać mu skakać, bo mimo wznoszenia się wyżej to w dół spada z normalną prędkością. Już przy tych pierwszych skokach na 20 metrów w dal bolałyby go rzepki. Wystarczy zejść z jakiejś góry, już wtedy przy minimalnym nacisku będą boleć nogi po kilku godzinach marszu. A co dopiero skoku 5 kilometrów w dół. Nie ma takiej opcji. Tak, pomijam że rozwala statki jedną ręką.
Aha, po drodze nauczył się języka. Pamiętacie "Bitwę o Ziemię"? Naukę opartą na... nauce? A pamiętacie jak to zrobiono w ekranizacji? Wzięto chłopa w dwie łapy i krzyczano na niego, uprzednio traktując jakimś promieniem? To właśnie poziom "Johna Cartera" - filmowa "Bitwa o Ziemię", tylko z dobrymi efektami i bardziej standardową grą aktorską.
No, może nie do tego momentu - raczej od tej jaskini i ucieczki z niej, a potem pokonaniu w pojedynkę całej armii... Od tego momentu jest to po prostu głupi i żenujący film. Jeden wielki syf zawodzący w każdym możliwym momencie. Wielka epicka bitwa z udziałem 3 armii? Skończona w 7 minut (!). Pokonanie bossa? W przeważającej części, pokona się sam (zapląta się w łańcuch). Drugi boss? Jedno cięcie (!) wystarczy. To nawet nie jest efektowne! Jest nudne.
Gdzieś tak od 80 minuty mogłem spokojnie notować głupoty tego filmu i raczej nie schodziłbym poniżej kilku linijek na minutę. Wymieniając tylko największe - czy to skakanie ma jakieś granice? Ja ich nie dostrzegłem! Mógł po prostu skoczyć do domu (bo w przestrzeni też pewnie jest tlen, czemu miałoby go nie być?), dlaczego tego nie zrobił? Nie chciał, bo zmienił zdanie. A raczej kobieta zrobiła to za niego. Zaczęła gadać głupoty o tym, że on jest stworzony by się poświęcić i uratować coś-tam. Stek idiotyzmów jak stąd... tam. Musiał jej zatkać twarz, przyznaję mu rację. Pierwsze dwa sposoby były zablokowane (film dla dzieci), więc wybrał trzeci: pocałunek. I tyle, cała miłość w tym filmie! Ale to nie miłość, to... małżeństwo!*
Dalej, skoro tak skacze, to po co mu pojazdy? Mógł z buta uciekać i tak dalej. Ale nie. Nie wiem dlaczego. Plus wątek drugoplanowy z początku powracający na koniec, gdy pozostałe się skończyły. Jak wiadomo z mojej notki o "Dziewczynie z tatuażem" - bardzo lubię takie zabiegi, prawda?
Jak pisałem, poziom filmowej "Bitwy o Ziemię". Dodaję do oceny jeden punkt za dobre efekty, animację postaci i stworów... Bohatera z długimi włosami? Nie, zaczynam się czepiać i na siłę szukać zalet. Dno i tyle.
2/10.
*to żart, ja wcale tak nie uważam.
_Garret_Reza_ panie wroc do ogladania dramatow a kino fantasy/sci-fi zostaw w spokoju skoro go nie rozumiesz i nie potrafisz na takim filmie zaplakac/usmiac sie po pachy (no tak film ma przeciez 2/10 jest gorszy od Mody na Sukces dla ciebie) bo ja tak mialem mimo ze jestem bylym wojskowym po 30tce to mam poczucie humoru i wyobraznie ktorej tobie akurat brak w tej kwestii i nie obrazaj tego gatunku kina takimi niskimi ocenami !
Zrob cos lepszego trwajacego 2 godziny a wtedy ja skomentuje i ocenie twoje dzielo panie DRAMACIE..
Najlatwiej siac zamet i trollowac w necie glupimi tekstami-najlepiej od razu napisz ze filmu nie zrozumiales !
Nikt nie spodziewał, że film ten będzie wielką bombą zegarową wymierzoną w ludzkość, aby ocknęli się ze snu i stwierdzili "the truth is out there". To nie był film z serii "demaskujemy rzeczywistość, na Marsie jest życie, i to jaaaaakie, joł". To kolejny zapychacz wieczorów, dobry zapychacz wieczorów, bo ładny i przejrzysty i smieszny na dodatek. Może spróbuję wyjaśnić kilka kwestii, które poruszyłeś w swoim poście. Niestety, nie pamiętam dokładnie filmu mimo, że obejrzałam go kilka dni temu.
Aby przenieść się na Marsa potrzebne są zaklęcie i magiczny talizman - ot, co!
Ta cała grawitacja, skoki tylko u Cartera - wszystko było wyjaśnione "inną strukturą kości blebleble". Nie badam prawdziwości teorii, bo jakbym mogła.
Carter nauczył się mowy dzięki tej śmiesznej papce, dawanej wyklutym.
Pierwszy dialog to standard w kontaktach "jam człowiek, a ty nie". "Chodźmy na piwo" też zostało wyjaśnione - Carter miał stać się bronią w walce "niech niebiescy i czerwoni się wybiją a wtedy my, człekopodobni wkroczymy do walki a z Tobą na czele na pewno zwyciężymy, z resztą fajnie skaczesz".
Skok do domu? To by była głupota, biorąc pod uwagę warunki panujące w kosmosie (o ile kosmos nie równa się też Marsowi, że się tak niespecjalistycznie wyrażę).
To jest tylko film akcji nie wymagajmy od niego nie wiadomo jak długich jednostkowych scen walk. Szybka zmiana biegu historii i następnie rozwinięcie akcji i tak dalej ... Jeżeli szukamy filmów opartych na faktach, nie wiadomo jak trzymających się realiów, nie wybierajmy Cartera a tym bardziej nie rozważajmy fabuły pod kątem np. filmów wojennych opartych na faktach.
Jedyne co ja osobiście mogę zarzucić Carterowi to kosmici podobni do istot mieszkających na Ziemi - ja bym chciała w końcu zobaczyć takich kosmitów, którzy nie będą podobni do człowieka, psa czy nosorożco-konia.
I czytałam czytałam co nieco na temat Twojej oceny Avengersów - równie dobrze i im można by wypisać milion pięćset sto dziewięćset dwa punkcików z nieścisłościami i innymi pierdołami, ale nie o to chodzi w tej grze. Żaden z tych filmów nie bierze udziału w konkursie na miss "tak na pewno stałoby się w rzeczywistości" więc tego od filmu nie wymagajmy na siłę.
Ludzie dajcie spokój. Chłopakowi nie podobał sie film i tyle. Ma prawo go skrytykować jeśli tak jest. Wasza bitwa słowna zaczyna powoli wyglądać jak na forum tłajlajta brak tylko tekstów "jesteś za stara, żeby zrozumieć sens tego filmu" :D
Ogólnie mnie film przypadł do gustu. Wiesz ja nie zasiadam do oglądania filmu z notesikiem i ołówkiem w ręce i nie notuję jego braków. Dla mnie liczy sie całokształt, a ten film ogólnie był fajny. Lekkie kino familijne. Tyle w temacie pozdrawiam
O tak. Dla mnie też ta historia się nie klei. Najbardziej (oprócz oczywistych 'nielogiczności') drażniły koszmarne dialogi. Księżniczka nie do przełknięcia, Carter walczy jak komandos na sterydach, zieloni Marsjanie o kompletnie niezrozumiałych pobudkach i można tak w nieskończoność...
Nie będę się o wszystkie uwagi kłócił (bo i niektóre są słuszne), ale skakanie jest nieźle wytłumaczone... Zanotowałem co najmniej 2 momenty w filmie gdy autorzy próbują to wytłumaczyć i za każdym razem zwraca się uwagę na to, że Carter pochodzi z Ziemi i jego ciało jest przystosowane do warunków panujących na Ziemi.
I wiedz znaffco, że zmiana sił przyciągania wpływa na całe poruszanie się...
Jakbyś uważał na fizyce to byś wiedział, że ciało uderza w ziemię z taką samą prędkością (a co za tym idzie z taką samą siłą) z jaką się od niej oderwało (czyt. zostało wyrzucone do góry, lub podskoczyło).
Jeżeli siła grawitacji jest mniejsza, to jest mniejsza cały czas - zarówno przy wyskoku, jak i lądowaniu. Więc jeżeli przyjmiemy, że ktoś jest w stanie wyskoczyć na 20 metrów bez wysiłku, to wyląduje spadając z tych 20 metrów bez połamania nóg.
Analogicznie - jeżeli jesteś w stanie wyskoczyć używając do tego jedynie własnych nóg na 1 metr, to te same nogi nie połamią się przy zeskoku z tej samej wysokości (chyba, że masz niezwykle łamliwe kosci - ale to już kwalifikuje się jako choroba...)
Reasumując - gdyby nogi Cartera miały się połamać przy tych skokach, z powodu zbyt dużych sił działających na nie przy lądowaniu to... połamały by się znacznie wcześniej - w momencie kiedy próbowałby podskoczyć.
No ale tak - ty jesteś recenzentem... humanistą... naukami ścisłymi się brzydzisz, więc skąd miałbyś to wiedzieć...
PS: I tak - organizmy przystosowane do danych warunków mogą się różnić od organizmów które przystosowały się do innych. Czyli mieszkańcy Marsa (nawet Ci o ludzkim wyglądzie) mogą mieć słabsze mięśnie i strukturę kości, które uniemożliwiają im wykonywanie skoków tak wysokich, i ciosów tak silnych, jak mieszkańcy Ziemi, którzy są przystosowani do tego że na ojczystej planecie wszystko wydaje się cięższe.
Wytłumaczę Ci to inaczej - jeżeli tu na Ziemi jesteś w stanie udźwignąć maksymalnie 50 kg (przykładowo), a na powierzchnia Marsa siła grawitacji jest o 30% niższa (podaję wartość przykładową - nie chce mi się sprawdzać o ile faktycznie niższa jest), to będąc tam, byłbyś w stanie udźwignąć... no - nie chcę mi się dokładnie liczyć, ale jakieś kilkanaście kilogramów więcej.