PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=807622}

Kafarnaum

Cafarnaúm
2018
8,2 33 tys. ocen
8,2 10 1 32963
6,9 57 krytyków
Kafarnaum
powrót do forum filmu Kafarnaum

No w sumie jest. Tutaj takie dzieciaki nazywamy "śmierdzącą patologią" a takim jak z tego filmu się współczuję.
U nas nie jest lepiej. Są rodziny wielodzietne - matka i ojciec alkoholik, bieda, awantury + kurator od 10 lat, który udaje, że nic nie widzi. I przez te 500+ to wszystko idzie w górę.
"chcę aby przestali robić dzieci" - mam nadzieję, że takie prawo kiedyś wejdzie w życie w Polsce.

ocenił(a) film na 10
GamoraRuss

dzieciom patologii też się współczuje, ale jednak trudno porównywać szanse dzieci w Polsce a w Libanie - tutaj przynajmniej mała szansa, że ktoś cię wyda za mąż w wieku 11 lat albo nie pośle do szkoły. natomiast fakt, że system opieki społecznej z powodu tumiwisizmu i zbywania problemów nie działa tak jak powinien.

GamoraRuss

Tak, jest inaczej

GamoraRuss

Kobiety też popadają w alkoholizm.

To, co mnie rozwala to to, że biedni ludzie sami reprodukują ciągle ten sam problem. Rodzina nawet nie musi być wielodzietna. W wyniku działania różnych czynników (bezrobocie albo słabo płatna praca, wypadek i wiele innych) brakuje pieniędzy. Rodzina kisi się w małym lokalu o niskim standardzie (grzyb, toaleta na korytarzu). To rodzi frustrację. Ta prowadzi do nałogów, które niczego nie rozwiązują a tylko dodają problemów. Dziecko nie ma odpowiednich warunków do prawidłowego rozwoju.

Piszecie o szkole, ale jak takie dziecko ma odrabiać lekcje, kiedy żyje w jednym pokoju z trojgiem rodzeństwa, a pijany ojciec jak wróci to się wydziera i bije? Albo pijana matka, która każe ci spie**alać? Raz byłem świadkiem jak mamusia była z kilkuletnim (powiedzmy 4-6 lat) dzieckiem na placu zabaw. Dziecko na coś narzekało, czy płakało, a mamusia do niego "ku*wa zamknij się ty ch*ju". To jak takie dziecko ma się prawidłowo rozwijać? Jak dziecko ma nauczyć się do sprawdzianu kiedy w domu ciągle są awantury? U takiego dziecka powstają braki w edukacji już na wczesnym etapie, trudne lub niemożliwe do późniejszego nadrobienia. W domu pijackie awantury, a w szkole nauczycielka mówi uczniom jak ważne są wiersze Kochanowskiego. Takie dziecko ma w dupie Kochanowskiego, ono marzy o normalnym obiedzie i o tym, żeby nie bać się wrócić do domu. Na matematyce pieprzą coś o "twierdzeniu sinusów", a ono od kilku lat już nie ogarnia matematyki. Dla niego szkoła straciła jakikolwiek sens i jest to słuszna ocena. Szkoły natomiast przepychają takich, bo stanowią oni tylko problem. A gdyby zostawali na kolejny rok w tej samej klasie, to kuratorium by się zainteresowało i oczywiście szkoła winna. To lepiej przepchać. Dziecko boi się wracać do domu, to zaczyna zadawać się z podobnymi sobie - mówimy na to "wychowuje je ulica". Dorastają. Tu kolejny przykład jakich wiele - dziewczyna w wywiadzie opowiada historię swojego życia. W domu była patologia. W wieku 17 czy 18 lat poznała o kilka lat starszego chłopaka, wyprowadziła się z domu, zamieszkali razem. Jeszcze nie skończyła szkoły a już zaszła w ciążę. Chłopak ją zostawił (ale nawet gdyby tego nie zrobił - co gdyby zginął w wypadku albo zmarł na chorobę?). No i jak ta dziewczyna ma sobie poradzić? I historia się powtarza. Wszystko przez to, że pierwsze co zrobiła po wyprowadzeniu się z domu to dziecko. Dziecko, na które ani ona ani jej chłopak nie byli gotowi i nie było ich na nie stać. Czytałem niedawno artykuł przedstawiający różne wnioski z badań nad biedą. Napisali tam, że biedni robią dzieci z tych samych powodów z których bogaci - bo chcą. A dla biednych dziecko to jedyna radość w życiu. No tak, tylko że szybko przestaje być tą radością, a ceną za tę radość jest nieszczęście kolejnego dziecka i powtarzanie tej samej historii ciągle od nowa.

Szkoła w wielu przypadkach to fikcja. Trzeba zrozumieć, że w pewnym momencie szkody wyrządzone dziecku powodują, że drugim Einsteinem już nie będzie. To zamiast katować je wierszami Kochanowskiego i trygonometrią, może lepiej nauczyć PRZETRWANIA w dzisiejszym świecie? Nauczyć fachu albo dwóch? Pokazać, że pracą można coś osiągnąć? Że może jeszcze nie jego dzieci (z którymi być może lepiej trochę poczekać), ale jego wnuki będą miały szansę stać się kolejnymi Einsteinami jeżeli tylko przestaną powtarzać te same błędy, które powtarzane są od pokoleń?