Dla fanów romansów i francuskiego kina- koniecznie do obejrzenia! Tematem jest tu historia stara jak świat opowiadająca o zdradzie, romansie. Nie jest to jednak tylko fizyczny pociąg obojga bohaterów ale jak mówi Pierre i jak jest napisane w tytule : "kochałem ją", to słowo wykraczające zdecydowanie poza obszary tak zwanego "bad romansu". Mamy tu do czynienia z odwróceniem ról, to ona wyzwala go z okowów jego maluczkiego życia i pozwala dotknąć nieskończoności.
Pierre mówi na początku filmu "czułem w życiu satysfakcje, spełnienie ale nie byłem nigdy tak naprawdę szczęśliwy". To Mathilde przywdziewa lśniącą zbroję i ratuje Pierra z jego wierzy- ich pierwsze spotkanie odbywa się w pracy. A jego życie jest właśnie synonimem bezpieczeństwa, pracy, rodziny. Wynikająca z tego spotkania sytuacja jest dość zabawna, rozpoczyna się miłość. Jest ona ukazana w filmie jako przypadkowa, spadająca nagle na człowieka siła, pozostawiając go całkowicie bez możliwości dokonania wyboru. Matilde, mówi w pewnej scenie: "wywalali mnie z jakichś dziewięciu szkół", mieszka w Hong Kongu, podróżuje, jest wyzwolona i pewna siebie. To ona kieruje wydarzeniami, podejmuje decyzję. Grająca ją Marie-Josee Croze, jest zmysłowa, współczująca, cierpiąca i bardzo, ale to bardzo przekonywująca.
Tak więc, film i jego twórcy udają się w bardzo dobrze znane i wielokrotnie przerabiane rejony, unikając jednak wtórności i tendencyjności. Sceny są dynamiczne i szczere, historia opowiedziana jest w sposób potęgujący napięcie, wzmagający emocje odbiorcy. Aktorzy grają wyśmienicie, tworzą niejednolite kreacje, angażują widza w historię i przeżycia bohaterów.
Film całkowicie wymykający się współczesnym trendom, będąc wręcz uniwersalny i ponadczasowy, będący jednocześnie zaprzeczeniem tego, co serwuje nam dziś, wysokobudżetowa, hollywódzka mass-produkcja.