PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=581986}

Kongres

The Congress
6,5 10 960
ocen
6,5 10 1 10960
6,6 19
ocen krytyków
Kongres
powrót do forum filmu Kongres

Folman rządzi!

ocenił(a) film na 10

Ten film jest naznaczony wieloma znaczeniami, na wielu poziomach, ma wiele odnośników
zarówno do rzeczywistości jak i do fikcji tworzonej przez wielkich mistrzów kina, pełno cytatów
filmowych, bądź skojarzeń z nimi związanych, podobnie też plejada znanych i kultowych gwiazd w
wersji animowanej, ale też i postaci animowanych bądź sposobu animowania co odwołuje do
historii animacji filmowej. Podobnie też zawiera wiele poziomów mistycznych, bliskich związków
z religijnymi przemyśleniami wielu wyznań, a i przy okazji pewien rodzaj obawy przed przyszłością
nie tylko świata, ale i sztuki. Folman zapowiada śmierć aktorstwa, śmierć kina, ale jednocześnie
ma nadzieje, że jego czarny scenariusz pozostanie tylko w sferze fikcji, pomimo faktu, że jego
ulubieni pisarze jak Lem i Dick niewiele się pomylili co do przyszłości, a dzisiaj wiele z ich dzieł
trudno określić jako fantastyczne, dzisiaj wydają się być prawdą o naszym świecie. Świetne
kreacje aktorskie, świetne zdjęcia, świetny scenariusz, no i świetna inspiracja w postaci
lemowskiego kongresu futurologicznego. Choć końcówka wydawała się bardzo niepokojąca, to
mimo wszystko wydaje mi się, że ten film zawiera jakieś podprogowe przesłanie do
podświadomości widza i na mnie to zadziałało oczyszczająca, przeżyłem katharsis. Dziwi więc
mnie fakt, że taki film został odrzucony przez selekcjonerów konkursu głównego w Cannes, ale
być może dlatego, że Cannes stało się mniej dojrzałe ostatnimi laty i bliższe niestety
parodiowanemu w tym filmie Hollywood. Myślę, że wystraszyli się zwyczajnie tego obrazu, a
szkoda, bo w moim mniemaniu, ten film jest arcydziełem, zasługuje na Złotą Palmę, niż marny
film o Adeli. To prawda, że przez ten nadmiar znaczeń, symboli i kolorów może ten
psychodeliczny świat animacji wydać się trochę przesadny i ciężki w odbiorze, jednak z drugiej
strony wydaje mi się, że dzisiejszy świat powinien być przyzwyczajony do codziennego
bombardowania gigabajtami informacji i symboli. Najwyraźniej jednak dla wielbicieli kin
studyjnych i kina autorskiego jest to zbyt duże bombardowanie, bo zwyczajnie są to widzowie
przyzwyczajanie do spokojniejszego kina pod tym względem. Ja jednak znam wiele rodzajów
kina i mi ten nadmiar nie przeszkadzał, wręcz apetycznie zasmakował, szczególnie mojej
podświadomości. Swoją drogą widzę tu wiele związków wspólnych z teorią psychoanalityczną i
myślę, że ten film jak i poprzednie filmy Folmana można świetnie analizować pod tym względem,
szczególnie Święta Klarę i Kongres. Polecam, ten film trzeba zobaczyć, a potem przetrawić;)
Gwarantowane wiele przemyśleń o różnych istotnych kwestiach życiowych w trakcie seansu.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
buttle

"Folman zapowiada śmierć aktorstwa, śmierć kina"

Hitchcock też miał całkiem ciekawą wizję mimo, że fantastą nie był. Zapowiedział, że kino i tv zastąpią w przyszłości jakieś urządzenia, które wysyłać będą do mózgu odpowiednie impulsy, wywołując w nim wybrane przez użytkownika emocje jak np strach czy smutek.

buttle

moim zdaniem zbyt jednoznacznie oceniasz caly ogrom tworczosci s-f. wiesz zapewne, ze tak jak wszedzie i tutaj sa lepsze i gorsze utwory. celowo pisze utwory, bo choc nie jestem zwolennikiem filmow s-f to rownoczesnie nie znam nikogo, kto czytal lema i twierdzil, ze jest slaby. my tutaj jednak nie oceniamy lema. oceniamy film, ktory niestety jest slaby, byc moze nawet niezrozumialy dla osob, ktore nie zetknely sie z kongresem futurologicznym. ale kolego, dajac mu 1 nie oczekujesz chyba, ze bedziesz traktowany serio :) chcac nie chcac dales poniesc sie fantazji oceniajac go, a byc moze nawet dostales sie w szpony s-f :) bez urazy, pozdrawiam :)

mariouszek

Mam podobne odczucia po obejrzeniu tego filmu. Jest bardzo poruszający... Opowiada o ludzkim strachu, zatraceniu się, utracie, przemijaniu... Jest to po prostu bardzo mądry film. Nie wiem, dlaczego dla większości widzów film jest 'słaby' (słaby, czyli jaki?). Wzruszyłam się przy kilku scenach. Ja cieszę się, że go obejrzałam. Lubię, gdy staję się bogatsza o parę głębszych uczuć.. hmm... powiedzmy natury egzystencjalnej. Nie obchodzi mnie, czy ten film się sprzeda, czy nie, czy widzowie kupią bilet, ile nagród zgarnie film i czy 'trafia' do ludzi.

ocenił(a) film na 9
mariouszek

jakbyście chcieli coś dopisać, mariouszek o 'naznaczeniu wieloma znaczeniami na wielu poziomach' i remun o tym, co można przeoczyć w filmie nie czytając książki, to chętnie się zapoznam z waszymi szerszymi przemyśleniami. książki nie znam, jakby się wam chciało...
film nieprzeciętny już choćby z przenikaniem światów realnego z halucynogennymi projekcjami...nie owijaniem w bawełnę i kolorowy papierek tendencji, w którą to wszystko dąży (cyberprzestrzeń), łagodną/wyszukaną/stosowną do tego odrealnienia grą aktorską.

yonten

yonten - bardzo chetnie, chociaz od razu musze napisac dwie rzeczy: po pierwsze, film sam w sobie oceniam na 7 wiec nie jest to ocena negatywna, po drugie - niestety, chociaz mam pelna swiadomosc, ze nie jest to ekranizacja ksiazki i tylko pomysl zostal przez rezysera zaczerpniety z kongresu futurologicznego, to niestety nie udalo mu sie oddac (jak to pewnie zwykle bywa) przeslania lema. i to wlasnie w tym kontekscie pozwolilem sobie na stwierdzenie, ze film jest slaby. zawiodlem sie mimo pelnej swiadomosci, ze nie jest to ekranizacja - tak, jestem niesprawiedliwy, mimo wszystko zawiodlem sie. a teraz wracajac do samej koncepcji swiata zaproponowanej w kongresie przez lema - moim zdaniem bardzo wazna scena w kanalach, zaraz po tym jak wybuchaja zamieszki, zostala zbagatelizowana. od poczatku chodzilo o gaz, w calej historii od poczatku do konca gaz jest glownym, acz cichym bohaterem (zaczelo sie od bomb milosci blizniego BMB i widzimy bomby z tym gazem w filmie, ale nie widzimy ich efektu, czyli naiwnej, beztroskiej milosci jakie one powodowaly, bardzo skutecznie neutralizujac jakiekolwiek przejawy niesubordynacji tlumu). nie bede pisal dalej, poniewaz musialbym zdradzic fabule opowiadania, a byc moze ktos mialby ochote poczytac lema. spokojnie mozna go rekomendowac nawet osobom, ktore nie przepadaja za s-f poniewaz osobiscie nie uwazam go za pisarza s-f a za filozofa z genialnym umyslem i swietnym poczuciem humoru.

nie krytykuje filmu. uwazam, ze warto go ogladnac, ale potencjal tej historii wraz z jej oryginalnym zakonczeniem, po ktorym to folman przeszedl swoimi buciorami zupelnie na zimno, jest duzo wiekszy i tradycyjnie trzeba przyznac, ze lem nie ma szczescia do ekranizacji (patrz solaris, ktory w oryginale jest mocny, mroczny, odciska sie na psychice, daje do myslenia, a w ostatniej ekranizacji - przecietny). no ok, mial lem szczescie do dziennikow gwiazdowych, wydanych przez niemcow w postaci miniserialu, ale to jest zupelnie inna historia :)

ocenił(a) film na 9
remun

no właśnie- lem jest filozofem, to trafne spostrzeżenie. dlatego tak drążę, bo wydaje mi się, że film spłyca przekaz, mimo iż w moim odczuciu się i tak broni, to zapewne lem powiedział coś więcej.
ekranizacje mają to do siebie, że podobnie jak tzw. 'biografie' przeważnie skupiają się na warstwie emocjonalnej i często na tym opiera się cały film. moje największe zdziwienie in minus- croneberg ze swoją wersją historii o c.g.jungu, która ogranicza się do perypetii emocjonalnego trójkącika jung- freud- panna spielrein. no i tolkien odarty totalnie z magii przez p.jacksona, w którą dosłownie się zanurzałam czytając trylogię.

akurat lem miał szczęście do ekranizacji, z tego co widziałam- 2 wersje solaris, obie są świetne, tylko po prostu zupełnie inne. sonderbergh przełożył lema całkowicie na współczesny język, gdy tarkowski pozostał jakby w dawnej epoce (wcale nie tracąc na tym) i przez to jest bliższy prozie lema.

tak ja to widzę, aczkolwiek w 'kongresie' zabrakło może właśnie pokazania, jak i dlaczego doszło w ogóle do utworzenia strefy animacji, bo tutaj to wygląda trochę, jakby po prostu można się było wyoutować z rzeczywistości w strefę halucynogenną przy dobrych connections. dopiero gdy robin wright opuszcza tę sferę, to trochę widz może też przetrzeźwieć z bombardowania feerią barw.
no ale to amerykańskie podejście- 'clockwork orange' też stała się w hollywood musicalem, co zniekształca totalnie bezpośredni i dosadny przekaz o przemocy tego tekstu, a akurat autorowi udało się opisać genialnie jego potworność, która w filmie została utracona na rzecz białych kostiumików i wyluzowanych postaci, które wręcz urastają do poziomu hero... może przeciwko systemowi. przekaz książki jest akurat inny.

klimat lema w ogóle raczej nie jest tak lekki, jak to odebrałam w 'kongresie', przemyślenia autora idą raczej w stronę apokaliptycznego klimatu 'łowcy androidów' czy 'dystryktu 9' z pokazaniem okrucieństw i głupoty 'ewolucji' cywilizacji homo sapiens.

w 'kongresie' być może reżyserowi wcale nie chodziło o oddanie przesłania lema. twórcy inspirują się dziełami innych i wybierają konkretny element, który w ich mniemaniu jest ważny, albo po prostu 'uchwyci' publikę za emocje (to chyba najczęstsza pułapka. coś musi ludzi przekonać do kontaktu z dziełem i raczej niekoniecznie jest to masochistyczna chęć obcowania z mrocznymi wizjami, przynajmniej u większości widowni kina. raczej tendencje idą w stronę 'opium dla mas' jak to zresztą sam folman w filmie pokazuje).

generalnie nie widzę w tym (zmienianiu, nie spłycaniu) nic złego, inaczej po co byłoby w ogóle robić ekranizacje, gdyby niewolniczo trzymały się pierwowzoru. są i takie, ale uważam, że to raczej dobre na użytek szkół, gdy się nie chce dzieciom lektur czytać. natomiast twórca powinien/może dać coś od/z siebie i na ile wykroczy poza pierwowzór, na tyle pokazuje własne: kontakt z dziełem i zrozumienie, kreuje inną rzeczywistość niż w pierwowzorze i to jest świetne.

nie musi się każdemu podobać, umysł wykazuje przeważnie tendencje do porównywania czegoś co powstaje później do tego, co przyszło wcześniej, i traktowanie tej wcześniejszej wersji jako matrycy, do której trzeba by przyciąć to późniejsze. w takim trybiku myślenia to oczywiście zarówno sonderbergh jak i folman są obrazoburcami...

dla mnie to mało kreatywne i popieram przetwarzanie.



yonten

ladny tekst, trudno sie z nim nie zgodzic. jednak caly czas mam wrazenie, ze rezyser bardziej zrobil co mogl, a nie co chcial. oraz na dowod - porownaj sobie praktycznie znaczeniowo identyczne sceny matrix i kongres : w matrixie do jakiej rangi zostala podniesiona i jak przekazana scena z pigulkami czerwona i niebieska jesli dobrze pamietam, a jak w folman pokazal fiolke ze zmywaczem... chociaz zaraz, w momencie gdy to pisze, uzmyslowilem sobie, ze u lema glowny bohater nie mial swiadomosci - u folmana wszystko jest jasne od poczatku, bohater wkracza swiadomie w swiat iluzji... ok czyli jednak nie ma co porownywac, kongres lema i kongres folmana to dwie rozne bajki...

pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones