Nie wiem na jakiej zasadzie został wybrany ten film na otwarcie festiwalu filmowego w Gdyni, ale był to chyba najgorszy możliwy wybór, film to po prostu czysty bełkot, zero sensu, reżyser jakby chciał coś powiedzieć, ale nawet nie wie co, patetyczny, przerafinowany, pseudoartystyczny i po prostu głupi i nudny. Uczestniczę w festiwalu co roku i nie widziałem nigdy żeby tyle osób wyszło podczas projekcji jakiegokolwiek filmu, brawa zdawkowe, chyba tylko dlatego, że film był na otwarciu.
Film zdecydowanie nie dla mas. Jak dla mnie genialny, świeży, do oglądania wielokrotnego - tak dużo różnych znaczeń i myśli miał powtykanych.
Bardzo podobne opinie miało większość "wyższego środowiska" (jeżeli już posługujemy się językiem "masa" "wyższa sfera" itp.) związanego z kulturą i filmem. Jeżeli ten film nie jest dla znawców i wymagających widzów, i według pana nie dla "mas" to dla kogo jest ten film? Uważam, że ten film to po prostu nieudany eksperyment.
Haha w tym przypadku grono odbiorców robi się strasznie wąskie. Myślę, że film może spodobać się widzom, którzy lubują się w "dziwnym", eksperymentalnym kinie, jak np.: "Pi", "One point 0", "Gummo", czy poprzedni film Czekaja "Baby bump".
No i najlepiej, żeby odbiorca był humanistą o umyśle ścisłym, dzięki czemu zrozumie zarówno nawiązania i wymowę dzieła Goethego, jak i teorie fizyczne poruszane w filmie.
Jestem naprawdę ciekaw, jak film zostanie odebrany przez publiczność festiwalową.
Także jestem ciekawy, jesli chodzi o ścisły humanizm to troche jest tak ze mną, mimo wszystko film do mnie nie trafił, ale jestem bardzo ciekaw innych opinii, tak juz bywa ze sztuką jedni się zachwycają inni są zawiedzeni. Po prostu mi się wydaje że tym razem to kino eksperymentalne juz poszło nieco za daleko i jest zbyt narcystyczne, te dialogi w rożnych językach, zbyt patetyczne.
Ja rozumiem i nawiązania do Goethego, i "fizykę" rodem z Uniwersytetu Google. Bzdury przeplatane banałami. Research tematu (w końcu główny bohater jest geniuszem), mogę śmiało powiedzieć, żaden, a zaprezentowane teorie (czy raczej hasła przedmiotowe) miały być tylko pretekstem do prezentacji pokrętnej i przedumanej filozofii życiowej bohatera.
W dodatku aż 4 różne języki? Po co? Czemu to miało służyć? Niemiecki do cytowania "Króla olch" rozumiem, ale angielski i francuski? Niczego nie wniosły. A sztuczne akcenty było słychać, co da się przeboleć w przypadku kilku zdań, ale nie kilkunastu procent filmu.
Postaci? Wszystkie co do jednej irytujące i antypatyczne.
Całość sprawiała wrażenie, jak gdyby ten film był mentalną masturbacją reżysera swoją zajeświetnością i poziomem artyzmu, jaki reprezentuje. Ogólnie: godzina czterdzieści stracona z życiorysu bezpowrotnie i bez sensu.
ja pierdzielę, to nie jest film o teorii wszystkiego, tyko jest to film o dojrzewaniu (też seksualnym),, zazdrości o matkę, poczucia zagrożenia ze strony wręcz atawistycznego ojca, oraz o życzeniu śmierci (deathwish). Główny bohater zmierza do zagłady a odpowiedzią na jego problemy i dylematy (w tym naukowy) jest śmierć.
Trochę jak w Donnie Darko, którego również polecam.
a, i o trudnym macierzyństwie też jest.
a, i o trudnym macierzyństwie też jest. matka, która z jednej strony widzi w synu maszynkę do robienia hajsu na nagrodach naukowych, z drugiej strony osoba, która poświęciła większość swojego życia na rozwój syna i sama przez to życia nie miała. Próbuje się wyrwać, spotykać z mężczyznami, czego nie może przeboleć główny bohater, który nagle przestaje być oczkiem w głowie mamusi.
zgadzam się natomiast, że użycie innych języków obcych w filmie niż niemiecki było raczej zbedne.
Podobieństwo do Donniego Darko też rzuciło mi się w oczy :) (odliczanie do końca świata, oniryczny klimat i niepewność, co dzieje się rzeczywiście, a co tylko w głowie głównego bohatera). Na mnie film zrobił duże wrażenie i wciąż poszukuję czegoś podobnego