dokładnie tak, kilka razy w trakcie seansu łapałem się na tym że myślę o tym jak fajnie dana scena by się prezentowała z prawdziwymi aktorami i wysokim budżetem na efekty specjalne. Zresztą umówmy się - wysoko budżetowe dark fantasy to nie jest coś co spotyka się często w kinie (a szkoda) ;)

co do samej animacji opartej na rotoskopii - ogólnie nie mam z tą techniką problemu i powstały przecież filmy i seriale w której to się nieźle sprawdziło (Scanner Darkly, Walc Baszira, Jeden dzień z życia, Undone), natomiast tutaj problem jest taki że zabrakło więcej detali, a same ruchy postaci - zwłaszcza w trakcie scen bardziej dynamicznych jak walki (których jest tu przecież sporo) sprawiają wrażenie nienaturalnie spowolnionych, ten brak dynamiki w potencjalnie dynmicznych scenach trochę momentami zabijał klimat, niemniej jednak summa summarum oglądało się to dobrze i było kilka fajnych wizualnie pomysłów (jak np. "druga" opowieść tłumacząca 'bosko-kosmiczne' pochodzenie kwiatu rośliny).

Ja nie byłem w stanie Scanner Darkly obejrzeć bo mnie mdliło od tych obrazków. Kręgosłup nocy to zwykła animacja, ale niestety równie paskudna :/

Zupełnie nie rozumiem Twojego zachwytu.
Fabuła praktycznie nie istnieje - zamiast spójnej historii mamy zlepek kilku zupełnie różnych opowieści, których nic ze sobą nie łączy z powodu ciągłych zmian lokacji i postaci. Główny antagonista, jedyny element styczny tychże opowieści, stale jest natomiast marginalizowany na rzecz postaci epizodycznych, które giną po ich zaprezentowaniu. Samemu filmowi szkodzą również pozbawione sensu zachowania postaci m.in. Wielki Inkwizytor, który trzymał Ghal-Sura w lochu przez wiele lat bojąc się jego wiedzy, nagle pomaga mu przeprowadzić rytuał dzięki któremu zyska moc bogów i żąda by w zamian za to podzielił się z nim tą mocą.
Sama grafika i animacja postaci są okropne, co najlepiej pokazuje spalona (ale nie zabandażowana) twarz możnowładcy. Wyglądała ona tak jakby była po prostu upaprana smołą czy sosem barbecue (już kanał "HISHE. How it should have ended" potrafił pokazać bardziej wiarygodną grafikę spalonej twarzy w odcinku poświęconym filmowi "The Batman").
Podsumowując film ten nie powinien spełniać Twoich wymogów - mrok jest niwelowany przez brak sensownej narracji i nielogiczne postępowania bohaterów, zaś krwistość przez defekty graficzno-techniczne oraz słabe sceny walki (a już zwłaszcza tę pokazaną pod koniec filmu). Lepiej jest o tym filmie zapomnieć i obejrzeć "Castlevanię" Netflixa.

Przyjmuję, że się nie zgadzamy :) ostatnie zdanie to potwierdza dodatkowo - Castlevanię na Netflixie właśnie oglądałem i podobała mi się mniej, niż Spine of night. Degustibus coporadzus :)

Jeśli chcesz przytaczać łacińskie przysłowia to należy robić to dokładnie.
Wyrażenie "Gusty nie podlegają dyskusji" brzmi po łacinie "de gustibus non est disputandum".
Poza tym co było złego w "Castlevanii"?

Dzięki, panie profesorze, pięknie wklejone z google'a i wyjaśnione. Przy czym nie przytaczałem, tylko parafrazowałem, i nie to powiedzenie, tylko inne, mniej znane, "De gustibus non autobus", więc Twoja lekcja nietrafiona i, szczerze mówiąc, niepotrzebna.

Co do Castlevanii, była zbyt przegadana, statyczna, nierówna w prowadzeniu fabuły, postacie manieryczne, niektóre wątki zbyt powierzchowne. Dodam tylko, że to nie są wielkie zarzuty, tylko w tych elementach mogło być lepiej, dałem serialowi 7 (obejrzałem 2 sezony) , więc nie jest tak, że mi się nie podobał.