którą Wes Craven zabłysnął w pierwszym "Krzyku" - znowu mocna introdukcja, podobny rozwój fabuły i ten sam klimat pastiszu. Niemniej jednak przynajmniej nie schodzi poniżej poziomu "jedynki", co bywa podstawową wadą sporej liczby sequeli. No i pada tam jedna z moich ulubionych filmowych kwestii: kiedy morderca przez telefon pyta Randy'ego o jego ulubiony horror, ten bez namysłu odpowiada: "Showgirls". Naprawdę przerażający".