Spodziewałem się klapy, ale mile się rozczarowałem. Wiadomo, szału nie ma, ale przynajmniej po seansie nie wyszedłem tak załamany jak po adaptacji gry Max Payne.

Dobrze, że twórcy zdecydowali się na wariację na temat fabuły serii, a nie na konkretny scenariusz, którejś z części. W filmie znajdziemy wiele nawiązań do oryginału, zarówno do trylogii z PS2 (cofanie czasu, wygląd Księcia, walki, parkour) jak i trochę do nowszego PoP'a z 2008 roku (zwróćcie uwagę na chustę Księcia kiedy przemierza pustynię :D). Tych nawiązań jest więcej, ale nie chcę spoilerować.

Gyllenhaal to aktor, który zdecydowanie pasuje do swojej roli i wychodzi mu to całkiem nieźle. Reszta aktorów to raczej tło i nikt się nie wyróżnia... oprócz pewnego "drobnego przedsiębiorcy". Uważam, że to właśnie tę postać widownia zapamięta najcieplej.

Prince of Persia to jedna z lepszych "egranizacji" i tak samo jak Mortal Kombat, Resident Evil 1 i (powiedzmy) Silent Hill nie powinien być zmieszany z błotem przez fanów. Ode mnie 7/10 - dobry film, ale bez rewelacji.