Dorothy Burton (Faye Emerson) wraz z trójką gangsterów dokonuje zuchwałego napadu na bank. Podczas gdy wspólnikom Dorothy udaje się uciec ta zostaje zatrzymana przez policję. Zanim jednak trafi do więzienia zdradzona przez jednego z dawno niewidzianych przyjaciół zdoła ukryć pieniądze. Dorothy będzie starała się za wszelką cenę wyjść z więzienia zanim pieniądze trafią w ręce gangsterów. Choć początek filmu może wydawać się zachęcający to obraz Roberta Florey'a ma niewiele do zaoferowania. Cała historia jest strasznie naiwna. Praktycznie każdy element popychający fabułę w określonym kierunku jest naiwny i mocno naciągany. Choć obraz trwa zaledwie 61 minut można się na nim znudzić, gdyż jest on przegadany. Pomiędzy pierwszą sceną napadu i samym finałem nie uświadczymy żadnej akcji. Nasi bohaterowie będą głównie rozmawiać i to rozmowy oraz różne podstępy będą posuwały historię do przodu. Kolejne podstępy ze strony zarówno innych osadzonych, jak i gangsterów raczej spowodują mętlik w głowie widza niż faktycznie go zainteresują. Już w samych scenach w zakładzie penitencjarnym brakuje odpowiedniego więziennego klimatu. Pani naczelnik określa swój przybytek jako coś pomiędzy klubem wiejskim, a obozem koncentracyjnym to najbliżej mu chyba do zakładu odwykowego gdzie każdy robi co chce a na noc wraca do swojej celi. Aktorzy zagrali poprawnie swoje rolę. Można tu wyróżnić Faye Emerson oraz Ruth Ford jako przebiegłą współwięźniarkę Dorothy. Najmniejsze zarzuty mam do realizacji, ponieważ film jest technicznie dobrze wykonany. Film zapowiadał się na całkiem udany jednak zbyt duża ilość dialogów i masa naiwności powodują, że ta produkcja nie przetrwała próby czasu. Wątła fabuła, mało akcji i brak klimatu to największą słabości tego obrazu, którego nie poleciłbym nawet żarliwym fanom starych kryminałów.