PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=571031}

Mój tydzień z Marilyn

My Week with Marilyn
2011
6,5 60 tys. ocen
6,5 10 1 59761
6,2 37 krytyków
Mój tydzień z Marilyn
powrót do forum filmu Mój tydzień z Marilyn

6/10

ocenił(a) film na 6

Ja nie wiem, może komuś, kto nic nie wie o relacjach pomiędzy ludźmi na planie, o kinie z tamtych czasów, o Laurencie Olivierze, o Vivien Leigh i o samej Marilyn Monroe, mógłby się ten film spodobać, ale ja mam niestety to nieszczęście, że za dobrze jestem obeznana w temacie. Było wiele rzeczy, które bardzo mi się nie podobały. Zacznijmy od sposobu przedstawienia Marilyn Monroe. Z filmu dowiadujemy się, że była to bystra, inteligentna ale nieszczęśliwa dziewczyna o ogromnym talencie i pragnieniu szczęścia. Ale, z całym szacunkiem dla niej i jej fanów, tak niestety nie było. MM była słodką idiotką, której może życie nie oszczędziło, ale nie obdarowało też jakimś wyróżniającym z tłumu talentem. Nie była bowiem szczególnie dobrą aktorką, wbrew temu, co próbuje wmówić nam film. Kolejna rzecz to przedstawienie Oliviera. Autorzy filmu twierdzą, że był on tyranem wyżywającym się na biednej Marilyn i nierozumiejącym jej smutnych problemów z samą sobą. W rzeczywistości jednak pan Olivier, aktor bardzo dobry, reżyser niezgorszy, po współpracy z MM nie wyreżyserował już żadnego filmu, tak bardzo z równowagi wyprowadziło go jej zachowanie i brak profesjonalizmu. Następna rzecz: Vivien Leigh. Jest to jedna z moich ulubionych aktorek, kobieta, którą bardzo lubię i szanuję. I mam tu jedno, malutkie pytanie: jak mogła zagrać ją Julia Ormond? Nie dość, że z wyglądu ani trochę nie jest podobna (to jednakowoż można wybaczyć), to jeszcze wykreowana przez nią postać nijak ma się do pani Leigh. Najgorzej przyjęłam scenę na sali projekcyjnej, kiedy Vivien robi Olivierowi scenę zazdrości. Jak mniemam, miało to obrazować jej chorobę, ale to była najgorsza droga, jaką twórcy mogli obrać. No bo poważnie - oni chyba nie do końca wiedzieli, na czym polegają zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Ja rozumiem, może nie starczyło taśmy, może trzeba było wyciąć jakieś sceny, ale w kilku sekundach zazdrosnego ataku nie da się scharakteryzować choroby psychicznej! Nie mówiąc już o tym, że dramat, jaki przeżywała w związku z nią Leigh był czymś znacznie gorszym, niż brak wiary w siebie Marilyn. I jeszcze jedna rzecz, która prawdopodobnie razi tylko mnie - "Heatwave" w wykonaniu Michelle Williams na początku filmu. Już nie wspomnę o absolutnym braku podobieństwa, jeżeli chodzi o wygląd i głos, mam tu jedynie na myśli sposób kręcenia. Może to miał być taki fajny zabieg mający na celu wprowadzenie trochę współczesności do filmu dziejącego się prawie pół wieku temu, ale równie dobrze mógł to też być zwyczajny brak wiedzy. Mam tu na myśli to, że kręcenie tancerzy ze wszystkich możliwych stron, iście za nimi z kamerą, ciągłe zbliżenia na poszczególne części ciała i tak dalej, to wymysł bardzo współczesny, bowiem w latach 50., później i wcześniej, sekwencje musicalowe kręcono, trzymając kamerę praktycznie wciąż w tym samym miejscu. To na dobrą sprawę chyba wszystko, jeżeli nie liczyć niektórych niuansików, o których nie ma potrzeby nawet pisać. Podsumowując - osobie, która nic nie wie o rzeczach przedstawionych w filmie, bez wątpienia się on spodoba, bo ogółem nakręcony jest całkiem nieźle, a i większość aktorów dobrze gra to, co ma w scenariuszu, jaki by on nie był. Dla mnie 6/10, ale laikowi się spodoba.

ocenił(a) film na 8
MissScary

Czesciowo sie z Toba zgadzam.Nie poswiecili Vivien w tym filmie zbyt wiele uwagi,moze dlatego ze glowna postacia filmu byla Marilyn.Wbrew pozorom bardzo duzo je ze soba laczylo,obie cierpialy na chorobe psyhiczna,obie cierpialyz powodu braku posiadania dzieci z ukochanym mezczyzna.Vivien zdawala sobie sprawez uplywu czasu jak i z tego jak trudne bylo z nia zycie pod koniec lat 50 tych.Olivier byl wymagajacy wobec swoich wspolpracownikow ale byl przede wszystkim wymagajacy wobec siebie.Gra to bylo jego zycie i wszystko sie wokol tego koncentrowalo.Istniala tez rywalizacja w malzenstwie Olivierow,Vivien pragnela byc wielka aktorka teatralna tak jak Larry.Jemu z kolei marzyla sie wielka kariera za oceanem,ktora byla w zasiegu reki Vivien a zktorej dla niego tak na prwde zrezygnowala.Dlatego ze byl profesjonalista trudno mu bylo zrozumiec ze mozna sie bylo na plan spoznic godzine,dwie lub nie pjawic sie w ogole.Marilyn nie byla slodka idiotka byla dobra aktorka,co udowodnila miedzy innymi w "Skloconych z zyciem".Producenci widzieli w niej tylko aktorke komediowa ,w takich rolach ja obsadzali bo tego domagala sie publicznosc.