Mistrzostwo realizacyjne, bo prostu na półtorej godziny wtapiasz się w tamten czas. Przez
moment MM jako postać mnie irytowała, ale potem pyzioł jej buzi okazał się silniejszy.
Rzeczywiście - można było ją pokochać. No i Branagh w scenie makijażu mówiący do
Clarka i do siebie w lustrze - po prostu - scena, która zostaje na zawsze. Poziom gry
aktorów drugoplanowych nieosiągalny dla naszych serialowych gwiazdeczek.