Nie byłam przekonana do tego filmu, a z kina wyszłam pod naprawdę ogromnym wrażeniem Michelle Williams i Kennetha Branagha. Żeby nie było, przygotowałam się, przed wyjściem do kina obejrzałam fragmenty "Księcia i aktoreczki". Role bardzo przygotowane, każdy gest, ton głosu wzorowany na oryginale. Nawet ten momentami infantylny ton głosu Marilyn, no przecież ona właśnie tak mówiła, nieważne czy był to skutek działania leków, czy po prostu role niezbyt inteligentnych dziewcząt, w których ją obsadzano. Kibicuję Michelle i Kenethowi podczas gali rozdania Oscarów i niech mi nikt nie mówi, że Michelle nie jest podobna do Marilyn, bo ja tu o talencie mówię, a nie o aparycji. A jak się komuś aparycja nie podoba, to niech w tej roli obsadzi Dodę Elektrodę.