Na początku filmu myślałem, że będzie to coś podobnego do "Gran Torino" z rewelacyjnym Clint'em Eastwood'em i nawet przez moment myślałem, że będzie to kopia, ale po parunastu minutach zrozumiałem, że to jednak nie to. Początek filmu może na to wskazuje, jednak w pewnym momencie akcja zmienia się diametralnie.
Bill Murray stworzył postać na miano świętego, pomimo swoich ułomności mającego serce dla innych ( z zyskiem oczywiście ;-) )