Idąc na "Małą Moskwę" obawiałem się, że będzie ona zwykłym, ckliwym melodramatem, którego nie będzie się dało oglądać. Krytycy nie byli zachwyceni tym filmem, ani też wynikiem tegorocznego Festiwalu w Gdyni („Mała Moskwa” zdobyła Złotego Lwa w kategorii najlepszy film), także i widzowie jakoś za bardzo nie wychwalają filmu Krzystka (choć w kinach utrzymuje się jak na polski film wyjątkowo długo, więc pewnie ktoś na niego jednak chodzi). Dlatego ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, iż historia opowiadana w "Małej Moskwie" po pierwsze nie znudziła mnie, a po drugie nawet trochę poruszyła.
"Mała Moskwa" to dziwny obraz, połączenie dramatu, romansu, a nawet kryminału. Trzeba go oglądać uważnie by się nie zagubić w podwójnej linii opowieści - reżyser pokazuje nam bowiem wycinki z przeszłości i przeplata je całkiem sprawnie ze skrawkami przyszłości w których odbywamy podróż po śladach Wiery i Michała. Pomysł bardzo ciekawy, realizacja także niczego sobie - dzięki temu, że najpierw poznajemy zakończenie historii, oglądamy ją z większym zaciekawieniem, bo chcemy dowiedzieć się jak do niego doszło. A widzimy jedynie urywki z życia, przez co niektórym widzom może wydawać się, że reżyser pokazał za mało, za mało zaakcentował niektóre wydarzenia czy sceny, ale mi takie niepełne ukazanie historii bardzo przypadło do gustu, bo dzięki temu jesteśmy zmuszeni do czytania pomiędzy wierszami, uważnego obserwowania i domyślania się niektórych rzeczy by dobrze zrozumieć ten film.
"Mała Moskwa" nie jest na szczęście ckliwym romansem - prawdę powiedziawszy nie jest w ogóle ckliwym, czy na siłę upiększanym obrazem. Krzystek nie przesadza z kolorami, romantyzmem, dzięki czemu jego film ogląda się bardzo dobrze. Jest on poważny, dość ciężki, choć czasem na chwilę rozwesela zabawną kwestią któregoś z bohaterów. Co dość niezwykłe w polskich filmach, dialogi są bardzo naturalne (większość w języku rosyjskim co jest ogromnym plusem) i niesamowicie oszczędne w opisie bieżących sytuacji czy uczuć bohaterów (którzy nie są ani trochę schematyczni). Nie mówią oni dosłownie o tym jak się czują, co przeżywają, nie wyręczają nas w poznawaniu tych emocji. I właśnie to, że Krzystek nie poszedł na łatwiznę to, że nie rzucił nam wszystkiego pod nos, jest ogromnym plusem jego filmu.
Na sam koniec muszę jeszcze napisać o świetnych zdjęciach Tomasza Dobrowolskiego, nareszcie dobrym nagłośnieniu dzięki któremu słyszymy tylko to co powinniśmy słyszeć, a nie wszystko dookoła, oraz o głównych aktorach, a w szczególności o Swietłanie Hodczenkowej, która fantastycznie zagrała Wierę z przeszłości i z teraźniejszości. Naprawdę rewelacyjne, dwie zupełnie różnie odegrane postaci, zasłużenie nagrodzone Złotym Lwem. Brawa.
8/10
Bardzo podoba mi się ta recenzja, a zwłaszcza stwierdzenie, że film wymaga od widza dużej uwagi i umiejętności czytania między wierszami. Roznumiem, że widzowie spodziewający sie 'klasycznego' romansu mogli się czuć nieco zawiedzeni, ale dla mnie to film na 9/10.
Jak dla mnie, też bardzo dobry film.
Film, o którym się myśli, kiedy wróci się do domu i który bez poczucia winy można polecić innym, a nawet zmusić ich żeby na niego poszli :)
Ja przynajmniej tak robię:)
Lubię taki rodzaj filmów, a ten był w jakiś sposób wyjątkowy.
Zastanawia mnie tylko jedna kwestia - czy Wiera Jr, wiedziała, że Michał jest jej ojcem, czy nie? Tego do końca nie mogłam wywnioskować. Z jednej strony, gdyby wiedziała, ze jest to by się aż tak bardzo źle nie wypowiadała o Polsce i polakach (w końcu sama jest pół polką urodzoną w Polsce) i generalnie o własnych ojcu jako o kimś mało znaczącym, w którym zakochała się jej matka i, przez którego odebrała sobie życie. Z drugiej strony, myślę też, że Jura nie był człowiekiem, który by okłamywał dziecko, mówiąc, że jest jej ojcem, aczkolwiek z trzeciej strony (;p) Wiera, była jedyną 'rzeczą', która pozostała mu po kobiecie, którą niewątpliwie kochał. Pomóżcie :)
wilmo!
super, że film ci się podobał ale może warto oglądać filmy uważnie lub do końca.
"przez którego odebrała sobie życie"??? Chyba umknęła twojej uwadze scena na moście nad rzeką.
Zapewne siła rzeczowych argumentów po rozmowie z sowieckimi "bezpieczniakami" spowodowała, że Wiera powiesiła "się" na drzewie nad rzeką :D
Ależ ja oglądałam uważnie i wiem, że Wiera nie odebrała sobie sama życia, tylko została aresztowana, a później nie wiadomo jak to się skończyło dokładnie. Ale jej córka o tym nie wiedziała i po prostu w mojej wypowiedzi parafrazowałam jej wypowiedz. Jej córka była przekonana, że matka się zabiła przez jakiegoś polaczka, bo wszyscy tak uważali, prócz widza, który znał całą prawdę.
Wydaje mi się, że córka Wiery nie wiedziała, że Michał jest jej ojcem. Tak jak napisałaś, gdyby wiedziała to nie wypowiadałaby się tak źle o Polakach, a poza tym wg mnie Jura chcąc nie chcąc, nie mógł swojej córce powiedzieć całej prawdy. Takie czasy...
ja wiem, ze się powiesiła - tak wynika z opowieści innych, ale my jako widzowie tego nie widzieliśmy.
tez skłaniam się ku temu, że nie wiedziała, aczkolwiek niektóre jej wypowiedzi, były tak znaczące i otwarte, ze można było pomyśleć inaczej. a nawet jeśli naprawdę nie wiedziała, to w ostatniej scenie chyba się dowiedziała.