Idąc na Małą Moskwę byłam pozytywnie nastawiona. Główna nagroda w Gdyni nie zawsze jest wyznacznikiem tzw. poziomu artystycznego, ale jako rusofilka nie mogłam się powstrzymać :).
Do rzeczy:
MINUSY:
- fatalne, po prostu fatalne aktorstwo Żurka (jedna mina i jeden ton głosu przez 2 godziny) i Swietłany Hodczenkowej w roli córki
- nachalna muzyka (nie mówię tu o świetnej w tej akurat roli Swietłanie, która piosenki Ewy Demarczyk po prostu zaczarowała)
- wyciągnięcie i zagranie i zgranie wszystkich standardowych stereotypów polsko - rosyjskich
- psucie nawet najlepszych scen (np. scena gdy grali w kolory - piękna do momentu gdy główni bohaterowie odwrócili się do siebie twarzami a Wiera zdjęła spinkę z włosów jak na jakiejś tandetnej reklamie szamponu..brrr)
- męcząca symbolika, wszędzie czerwień, Lenin i sierp (vide: Spaleni Słońcem - Stalin pokazany raz a zamroził mi krew w żyłach)
- nie do przyjęcia nawet jak na melodramat (nie pogardzam tym gatunkiem, ale on też ma jakieś granice) zakończenie - scena na cmentarzu jest po prostu śmieszna. A szkoda.
PLUSY:
- genialny śpiew p. Swietłany
- niezła historia, dobry temat
- świetne zdjęcia
Konkluzja: zdecydowanie poniżej oczekiwań, ale nie była to całkowita nędza artystyczna. Warto obejrzeć ze względu na temat, ale naprawdę europejski to ten film nie jest.
MINUSY:
- fatalne, po prostu fatalne aktorstwo Żurka (jedna mina i jeden ton głosu przez 2 godziny) i Swietłany Hodczenkowej w roli córki
ZUREK- SCENA, W KTóREJ WIDAć, ZE ZAKOCHł SIE W WIERZE, CZY SCENA Z POLITRUKIEM POKAZUJą COś INNEGO, ALE NIECH CI BęDZIE.
SWIETLANA JAKO CóRKA FATALNA? A TO DLACZEGO?
- wyciągnięcie i zagranie i zgranie wszystkich standardowych stereotypów polsko - rosyjskich
CZYLI?
- psucie nawet najlepszych scen (np. scena gdy grali w kolory - piękna do momentu gdy główni bohaterowie odwrócili się do siebie twarzami a Wiera zdjęła spinkę z włosów jak na jakiejś tandetnej reklamie szamponu..brrr)
CZYLI CO, TYLKO TA SCENA BYLA NAJLEPSZA? ZDAWALO MI SIE, ZE JEST ICH WIECEJ:-)
- męcząca symbolika, wszędzie czerwień, Lenin i sierp (vide: Spaleni Słońcem - Stalin pokazany raz a zamroził mi krew w żyłach)
NO PROSZE
- nie do przyjęcia nawet jak na melodramat (nie pogardzam tym gatunkiem, ale on też ma jakieś granice) zakończenie - scena na cmentarzu jest po prostu śmieszna. A szkoda.
ZAKONCZENIE, TAKIE MINIMAL JEST DLA MNIE WLASNIE BARDZO DOBRE, WIDAC ZE TA HISTORIA MA KILKA WARSTW. NO ALE TO KWESTIA ODBIORU
nie chce żeby moja wypowiedź brzmiała kategorycznie, nie jestem krytykiem, tylko odbiorcą, ale:
co do stereotypów:
- "musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce"
- Polak: wrażliwy nad wyraz, muzyk (bo każdy Polak ma w sobie coś z Szopena), bohater skaczący przez okno,nie dający się złamać na przesłuchaniu, uwodzi kobiety bo ma czar i charyzmę oraz fantazję - ja nie twierdzę że to są wady, bo to i nie miejsce na Polaków portret własny, ale to chwyty są zgrane już od wieszcza Adama mniej więcej.
A zakończenie nie było "minimal" (niesety, bo i ja takie lubię) - było przegadane, nie dość że "przypadkowa" dziewczyna wdaje się w rozmowę i tłumaczy wszystko, to jeszcze to spotkanie obu mężczyzn Wiery i to światło spadające na jej córkę, jakby co najmniej Duch Św. ją odwiedził, takie to nachalne trochę. Przynajmniej dla mnie.
To nie był fatalny film (chociaż wtopy, o których wyżej - ewidentne), ale nawet jak na melodramat nie był tak poruszający jak myślałam że będzie.
Własnie właśnie! Droga Dróżniczko!
Przyłączam się do pytania :"Jakie stereotypy?"Śmiem twierdzic coś zgoła odwrotnego...odniosłam wrażenie, że autor scenariusza jak ognia wystrzegał się stereotypu?? Czekam Dróżniczko na odp. Pozdrawiam!
Oj popieram, film powiniem dostać malinę a nie złote lwy. Był to dobry temat na film, ale niestety wyszło płasko, bez wyrazu, miejscami naiwnie i głupio (sceny poznania się i spotkań ljubownych Wierki i Jacunia (a zwłaszca jak pisalaś "aktorstwo" żurkowe (bez jajka, bez kiełbasy i czosnku;), motyw podróży sentymentalnej rogatego pilota Pirxa, nachalne motywy z wierszykiem Maryji P.-Jasnorzewskiej, scena, gdy Jacuś robi hyc przez okno i zdecydowanie żenujący finał cmentarnego uwidu. Cóż, takiego filmu, jak Spaleni Słońcem (i nie myślę jeno o tematyce) to chyba się nie doczekam łode polskiego reżyserunia;)
Oj Kolego!
Trochę zboczyłeś z tematu. Nie znalazłam żadnych plusów w Twojej wypowiedzi ( więc może nie to miejsce na forum).
A teraz przejdę do sedna- Twoja wypowiedz jest niesprawiedliwa, najgorsze, że nie ma żadnych argumentów i uważam to za bardzo krzywdzące. A może zabrakło wrażliwości? Czy przedstawianie naiwności, subtelności i skrępowania bohaterów jest jakimś niedociągnięciem twórców?!
I chyba powinieneś czerpac informacje z innych zródeł niż dotychczas, bo najwyraźniej nie za bardzo orientujesz się jakie to filmy dostają statuetkę Maliny.
Nie pozdrawiam
Oj Kożelanko, z niczego nie zboczyłem, mam prawo napisać na tym forum o samych minusach (mimo tytułu), bo one decydują o mojej ocenie tegoż filmidła. A teraz do sedna - sądzę, że raczej tobie brak wrażliwości, dystansu, dojrzalości odbiorcy, świadomości istnienia pewnych konwencji, rozeznania w sztuce filmowej, skoro nie dostrzegasz np. telenowelowo-tandetno-romasidłowych dialogów począwszy od sceny poznania głównych bohatirów w tańcu, po sztuczną, pretensjonalną rozmowę z kobietą na cmentarzu służącą do ukazania znaczenia historii Wiery dla mieszkańczów Legnicy; nie zauważasz zbanalizowania, wg mnie pozbawionych wyrazu scen intymnych spotkań, np. pseudoromantycznych, wtórnych schematów, do których należą wręcz naiwne i śmieszne w swym patetyźmie sceny np. chrztu w kościele, przesłuchania, po którym Jacko Muzykant wyskakuje przez okno (jakiż to Rollinson piękny i młody i myślący o swej ciężarnej ljubej;), czy nieprawdopodobnej, a przez to sztucznej sceny spotkania cmentarnego Rogasia, Muzikanta i Wiery - córy (tu powinna jeszcze w swej nagłej transformacji zachować sie jak pani z "Misia" pokazująca zdjęcie Kowalewskiemu i rzec: "tatuś? kto to jest? Tatuś?";), czy szablonowości motywu podróży sentymentalnej, że nie bedę się już powtarzał na temat bezpłciowej gry Żurka, czy skonwencjonalizowanym, zaściankowym podejściu reżysera do ukazywania wyższości wartościowych Polaków-katolików w porównaniu z wyrachowanymi i pozbawionymi kultury rosjanami (patrz też stereotypy o ktorych wyżej pisze Dróżniczka), choć tutaj przyznam, że miejscami podobało mi się ukazanie sfery niby-przyjaźni polsko-rosyjskiej.
I na koniec - doskonale orientuję sie jakie filmy dostają Zlotą Malinę i oczywiście celowo użylem hiperboli (taki zabieg retoryczny;), by podkreslić, że przyznanie Lwów temu czemuś to byla prowokacja grubymi nićmi szyta (co zresztą podkreślało wielu cenionych krytyków), zwłaszcza, że bylo pare filmów pozbawionych takich uproszczen i prymitywnych zabaw z konwencjami, a przy tym mówiących o ważnych problemach w swoisty sposób, a nie plasujących się w kategorii jedynie melodramatyczno-telenowelowego wyciskacza łez a'la Titanic.
Takie jest moje zdanie i rozumiem, że jako wielbicielka melodramatów (lub filmwów o podobnym charakterze), nie możesz się z nim pogodzić, ale nie tobie oceniać je w kategoriach sprawiedliwości, wytykać mi brak wrażliwości (powiedzmy łagodnie, że mamy inny, stąd różnice w ocenie) i w swym rozgoryczeniu uciekać się do wytykania mi niewiedzy. Z błogiem nastrojem!
Drogi Kolego!
Pozwolę sobie (dość buńczucznie) stwierdzić, że żaden poważny mankament tego filmu nie umknął mojej uwadze. Tak, w rzeczy samej,dostrzegam i słąbsze strony. Pozwól,że Cię zacytuję: "szablonowość motywu podróży sentymentalnej". Tyle, że mi nie przyszłoby do głowy, aby nazwać to i wiele innych motywów, scen, dialogów minusem. Zaskoczę Cię- nie tylko nie jestem miłośniczką, ale wręcz w ogóle nie oglądam "tego rodzaju filmów". A mimo to wiem, że ten gatunek rządzi się swoimi prawami w związku z tym, myślę,że wiele zależy od nastawienia. Twoje musiało byc odmienne, najwyraźniej spodziewałeś się nie wiadomo czego. Już precyzuję: przypuszczam, że oczekiwałeś czegoś, czego po prostu w tym filmie już z założenia znaleźć nie mogłeś. Wcale to nie wynika z nieudolności młodego reżysera ( jestem pod wrażeniem jego pracy), scenarzystów itd., ale raczej jest odgórnie wpisane w konwencję tego gatunku.
To magia Świąt i noworoczne postanowienie( bądź życzliwa) sprawiła, że odpisałam. Ewentualnie pozdrawiam!
zaczne od plusów:
dobra Swietłana, moze to kwestia urody jako Wiera matka
gra rosyjksich aktórów, zwlaszcza meza Wiery i tyck ormianskich sąsiadów
cąłkiem dobre ujęcia
minusy:
Swietłana jako córka, nie przekonuje mnie Żurek jako amant (ze tak powiem skoro piekna rosjanka mezatka traci dla polskiego zolnierza glowe mogli wybrac kogos z wieksza charyzma lub lepsza aparycją), jego warunki wizualne sprawiaja ze lepszy bylby chyba w rolach charakterystycznych
niektore splycenia i skroty , głownie w czesci odbywajacej sie we wspolczesnosci, np: cmentarz.
a co do stereotypów: to w filmie sa pozytywne postacie Rosjan . maz Wiery, czy pielegniarka sąsiadka, a sam boahter kreowany przez Żurka jest niejdnoznaczny, negatywnie i dosc steretypowo sa przedstawieni tutaj KGB czy inne sluzby, ale nie rosjania , czy obywatele ZSRR w ogole, a z drugiej strony np. polski ksiadz tez jest tu postacia ukazana przesmiewczo, choc z dobrym smakiem
Nie wydaje mi się, że początkowym motorem działania Michała była miłość. Jeśli tak było w zamyśle autorów filmu, to źle to przedstawili. Nachalnie narzucał się jej, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie koniecznie zależy mu na "uczuciach", ale raczej na realizacji namiętności jakiej do niej poczuł. Może później poczuł coś do niej głębszego, ale na początku chodzi mu o coś innego. Jest to niestety charakterystyczne dla twórców naszego kina w ostatnich latach, że mylą uczucie z namiętnością czy materializmem. (Chociażby M jak miłość, ma z miłością tylko tyle wspólnego, że jej nazwa jest w tytule serialu, a w treści jej nie ma).
Innym niedociągnięciem jest to, iż oficerowie KGB (a tacy w armii radzieckiej chodzili z niebieskimi otoczkami na czapkach) dokonują analizy materiałów na podejrzanego i dyskutują nad wyborem metody działania podczas mającego odbyć się przesłuchania podczas obecności oskarżonego. Śmieszne, i dziecinnie pokazane. Dodatkowo przesłuchują go w pokoju w którym nie ma krat w oknach, i dodatkowo okna są otwarte!!! Jaka służba tak robi? Po pierwsze nie robi się tego, bo wiadomo, że przesłuchiwany może wyskoczyć ( z różnych względów, a na pewno może to uczynić ktoś, kto jest podejrzewany o szpiegostwo - uczyniłby tak, na pewno, prawdziwy szpieg. Po drugie, ktoś przechodząc pod oknem mógłby usłyszeć na rozmowę (a tego sądzę, że chcieliby uniknąć oficerowie KGB, szczególnie, kiedy przesłuchują podejrzanego o szpiegostwo)
Inny minus. Nie wyobrażam sobie, aby w tamtych czasach ktoś, kogo ojciec był skazany w procesie politycznym, został porucznikiem, a tak chyba jest w przypadku Michała. Nie zostałby nawet przyjęty na członka aeroklubu (wiem to, bo sam jestem członkiem aeroklubu, i przeglądałem w archiwum dokumenty jakie zbierano na kandydatów na członków i wytyczne kogo odrzucać), a co dopiero by dostał szlify oficerskie i przydział jako łącznik z kwaterą główna wojska radzieckich na terenie Polski. :D:D Idiotyzm.
Ktoś już tu napisał, że ostatnia scena, ta na cmentarzu jest śmieszna, ma rację. Tylko, że takich scen jest więcej.
Reasumując. W filmie tym autorzy nie rozumieją różnicy między namiętnością (mówiąc ładnie na to, czym zapałał do Wiery Michał), a miłością. I też mają blade pojęcie o tzw. tle historycznym. Nie jest to film historyczny, ani dokumentalny, ale przynajmniej mogli by uniknąć rażących zakłamań, czy raczej niedociągnięć.