Scenarzyści zmienili bieg wydarzeń w porównaniu z tym, jak przedstawiała to książka. W powieści Jo nie dość, że nigdy nie pokłóciła się z Friedrichem, to poznała go przed oświadczynami Lauriego. Nigdy nie żałowała ich odrzucenia, pewnie dlatego, że już wtedy czuła, że naprawdę go nie kocha. Nigdy nie dopadły jej wątpliwości w związku z tą sytuacją. W filmie, przez akcję z "czuciem się samotnym" i rozpaczliwym listem do Lauriego, można odnieść wrażenie jakiejś dużej niekonsekwencji i nie wiedzenia czego się chce. Moim zdaniem ten dodatkowy dramatyzm był niepotrzebny.