To się mogło udać. Na pewnym ogólnym poziomie mamy oto bowiem tarantinowski rozmach i przestrzeń w scenariuszu, a do tego sporo fajnych pomysłów. No ale Maciej Bochniak to nie Quentin Tarantino i nie panuje nad rzeczą fundamentalną: konwencją filmu. Najbardziej widać to na przykładzie gry aktorskiej, aktorzy bowiem sami nie wiedzą, czy grać na poważnie, czy dla jaj. I w efekcie niektórzy grają na poważnie, a niektórzy - o dziwo! - dla jaj. Dam więc darmową poradę na przyszłość: ten film jest tak "gruby", jeżeli mowa o scenariuszu, że należało go grać śmiertelnie poważnie. Wtedy miałby szansę się udać.