Jedna za Skiathos, jedna za Abbę i jedna, bo nie oglądałam dokładnie i mogłam przeoczyć coś przełomowego. Przełomowym za to na pewno jest fakt, że w całej produkcji najgorzej aktorsko spisuje się Meryl Streep. Tak płaską rolę można by uatrakcyjnić pewną dawką groteski, ale Meryl sobie odpuściła i w konsekwencji główna bohaterka jest przezroczystą i najmniej zapadającą w pamięć postacią.
Film prawie w całości nakręcono w specjalnie wybudowanym studio, więc powinnaś odjąć jedną gwiazdkę. Jeżeli rola Meryl Streep jest płaska dla Ciebie to znaczy, że nie masz pojęcia o czym piszesz. Proponuję też zajrzeć do słownika i przyjrzeć się słowu : groteska.
Wiem co nakręcono w studiu a czym były rzeczywiste plenery Skiathos. Pominę wymownym milczeniem Twoją uwagę o słowniku i o tym, że "nie wiem co piszę". Argumentacja słonko, argumentacja.
O_O
Szanuję Twoją opinię, jestem tylko na maksa zdziwiona, że Twoim zdaniem Meryl Streep spisuje się aktorsko najgorzej. Dla mnie zagrała na medal! Jest pełna pasji, uczuciowości, często tryska wręcz młodzieńczą energią - aż mi się gęba sama uśmiecha, jak obserwuje ją w tym filmie. Trudno mi także zgodzić się z twierdzeniem, że rola jest płaska - moim zdaniem grana przez nią postać charakteryzuje się pewnym stopniem skomplikowania - zostaje postawiona w obliczu niespodziewanego "powrotu do przeszłosci", oto nagle spotyka trzech męźczyzn, z którymi łączyły ją mniej lub bardziej silne więzi emocjonalne, jest tym wszystkim oszołomiona i zdezorientowana, z drugiej strony koncentruje się na treraźniejszości - angażuje się z werwą w przygotowania do śłubu córki i jest zajęta swoimi codziennymi obowiązkami na wyspie, na końcu zostaje sprowokowana do dokonania wyboru dotyczącdego je przyszłego życia... Jeśli dla Ciebie ta rola jest płaska, to chyba nie mamy o czym rozmawiać :-(
DamaMarcia, no cóż jak dla mnie równie skomplikowane i wielowymiarowe są role w telenowelach :) No bo zagrać taką heroinę, która np. dowiaduje się, że jej ukochany jest jej bratem, a ona jest z nim w ciąży, więc ucieka i zmienia tożsamość to takie samo wyzwanie ;) Chyba więc zupełnie inaczej rozumiemy pojęcie "głębii roli".
I nie chodzi mi o to, żeby Meryl robiła z takiego scenariusza drugiego Hamleta, tylko żeby nie robiła drugiej Esmeraldy, czego od takiej wielkiej aktorki chyba można oczekiwać.
Muszę powiedzieć, że Twoje wypowiedzi szokują mnie coraz bardziej... Porównywać rolę Meryl Streep do roli Esmeraldy z telenoweli??? Wybacz koleżanko, ale chyba nadajemy na różnych falach. Wygląda na to że odebrałyśmy ten film w zupełnie inny sposób. No cóż, ludzie są różni i - tak jak powiedziałam na wstępie - szanuję Twoją opinię i mam nadzieję, że Ty uszanujesz moją :)
Nie zrozumiałaś chyba, po co przywołałam nieszczęsną Esmeraldę:) Oczywiście, że szanuję Twoją opinię i masz rację - nadajemy na różnych falach :)
Nie sądzę, by ten film był tworzony z myślą o zostaniu najlepszym w swoim gatunku, lecz by zabawić publikę. Nie jest on wybitnym dziełem, ale mi się podobał. Lekka komedia, zabarwiona muzyką, humorem i dobrymi aktorami, którzy niekoniecznie sprawdzili się w swoich rolach (myślę tu o Brosnanie). Mogę nawet powiedzieć, że niektóre sceny, teksty, zachowania były dość kiczowate, ale ten rodzaj kiczu mi odpowiada.
wg mnie najgorszą rolą w filmie była rola Pierce'a Brosnana (wybaczcie jeśli źle zapisałam) . Kompletnie się w tym nie odnalazł, a kiedy śpiewał wyglądał jak kołek. W każdej sytuacji jego twarz miała ten sam wyraz, żadnych emocji! W ogóle mi tam nie pasował.
Aktorzy, którzy tam grają, w ogóle nie potrafią śpiewać (a już w szczególności pecha ma Brosnan, bo jego głos jest typu Davida Bowie, a każą mu śpiewać piosenki w znacznie wyższej tonacji). Na szczęście jest to kompletnie nieistotne, a ważna jest radość życia i niekiczowaty liryzm, jakim ten film jest przesycony. Pomijając kompletnie zbędny wątek gejowski - według mnie wyśmienita, lekka komedia, a widzowie płci męskiej mają jeszcze Amandę na dodatek.
Wszystko fajnie, ale "niekiczowaty liryzm"? :) Dla mnie to był liryzm wprost z telenoweli, czyli wręcz esencja kiczu. No ale jest ładnie, wesoło - fakt, więc może to stanowi podstawę do przeceniania tego filmu.
No jeśli chcemy brać na serio musical, to w każdym znajdziemy mnóstwo dziur, począwszy od West Side Story (absurdalna przeróbka Szekspira), poprzez Victor Victoria (kto uwierzy, że Julie Andrews jest mężczyzną? poza tym ona wcale nie jest ładna, a tu amerykański magnat showbiznesu się w niej zakochuje) aż do Chicago (to już liczba absurdów fabularnych jest zbyt wielka, by je wymieniać). O filmach tanecznych nawet nie wspominam :) Owszem, ja też lubię wybrzydzać, ale tylko w przypadku filmów urągających inteligencji widza. Ten tego IMHO nie robi.