Oczekiwałam filmu miłego, lekkiego i przyjemnego, a dla był on po prostu głupiutki - by nie rzec "głupi". Nie wiem, czy panna młoda miała być taka pusta i do granic możliwości rozentuzjazmowana, ale ta postać była jedną z najbardziej irytujących, jakie dane mi było w życiu oglądać... I mogłaby być z tego całkiem fajna komedia romantyczna, gdyby wszystko nie było tak na siłę wyolbrzymione i przedobrzone. Zupełnie inaczej wyobrażam sobie wakacyjny, szalony klimat. Obsada aktorska naprawdę świetna, ale nie bardzo się popisała... I rada dla Pierce'a Brosnana - nie śpiewaj więcej, heh. Z kolei śpiew Colina Firtha, co prawda nieco fałszem zalatywał, ale bardzo uroczo mu to wyszło. Ode mnie jedynie czwórka, bo więcej nie mogę dać obrazowi, który wyłączałam z uczuciem ulgi, że to już wreszcie koniec.