Dziwią mnie te głosy "oburzenia", że film denny, bezsensowna fabuła i aktorzy zagrali poniżej swoich możliwości.
Musical jest przecież dokładnie taki sam, jak wykorzystane w nim piosenki, prosty i popowy. Chyba nikt, kto chociaż pobieżnie zna twórczość Abby nie spodziewał się dramatu lub jakiegoś głębokiego przesłania ;)
Dużym plusem jest to, że twórcy doskonale sobie z tego zdawali sprawę i nie starali się na siłę stworzyć "głębokiego" dzieła. Wręcz przeciwnie, temat został potraktowany z przymrużeniem oka.
Wykonanie piosenki Chiquitita jest np. przezabawne, ponieważ tekst, który w zamyśle autorki miał być chyba poważny został tu całkowicie wykpiony poprzez aranżację. Równie zabawne jest również wykonanie Take a chance on me, lub chór facetów z płetwami na nogach w utworze Lay all your love on me.
Do filmu po prostu trzeba podejść z dystansem, tak jak to uczynili zarówno jego twórcy, jak i aktorzy w nim grający. Wówczas jest nam w stanie zaserwować niezobowiązującą rozrywką na dość dobrym poziomie.
No i Pierce Brosnan nie może przecież całe życie być wyłącznie Bondem. Mnie się bardzo podobały zaśpiewane przez niego utwory.
Ocena końcowa to 8/10, ponieważ ja świetnie się w czasie filmu bawiłem.